Cuda Księdza Jerzego cz. 2

CUDA PRZY GROBIE KSIĘDZA JERZEGO

Opisy ponad 300 lask, jakich ludzie doznali za wstawiennictwem slugi Bożego księdza Jerzego Popieluszki, wpłynely już do Urzędu Postulacji Procesu Beatyfikacyjnego w Warszawie. Niektóre są potwierdzone świadectwami lekarskimi, orzeczeniami ze szpitali albo po prostu opinią świadków: członków rodziny bądź miejscowego proboszcza.
W przytaczanych oświadczeniach zostaly pominięte nazwiska. Są one znane jedynie Urzędowi Postulacji Procesu Beatyfikacyjnego.

Uzdrowienia

a) Poczułam piękny zapach
Urodziłam się w 1930 r. Od 40. roku życia bardzo często bolała mnie głowa. W rok po zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki przybyłam do Warszawy z synem Tadeuszem. Bardzo bolała mnie głowa. Zrobiło mi się słabo. Zsiniały mi usta i palce. Syn zaczął płakać. Poszłam się modlić do grobu księdza Jerzego Popiełuszki, żeby pozwolił mi wrócić do domu. Gdy wychodziłam, poczułam piękny zapach. Syn, który był ze mną, nie czuł go. Od tej pory przestała mnie boleć głowa. Jestem pewna, że stało się za przyczyną księdza Popiełuszki.
Od tej pory chodzę co roku z pieszą pielgrzymką z Warszawy do Częstochowy i modlę się.
Świadectwo opatrzone jest podpisem córki:
Byłam świadkiem uzdrowienia mamy.
Stwierdzam, że mama chorowała na silne bóle głowy i leczyła się.
Warszawa 30.05.1985 r.

b) Rak ustąpił

Czuję się w obowiązku stwierdzić, co następuje: od dłuższego czasu choruję na owrzodzenie szczytu głowy. W 1987 roku stan tej dolegliwości pogorszył się. Powstała dość duża rana, która nie chciała się goić. Byłem w leczeniu w Instytucie Onkologii w Warszawie (ul. Wawelska). Po bezskutecznym stosowaniu różnych zabiegów (przede wszystkim zamrażanie) dwaj lekarze w Instytucie, podejrzewając raka, zdecydowali, że trzeba będzie zastosować przeszczep skóry. Wzięto wycinek z rany do badania cytologicznego, aby ostatecznie stwierdzić raka, jego odmianę i stopień złośliwości. Został nawet już ustalony dzień mego przyjścia do Instytutu celem poddania się operacji.
Wówczas wraz z moją żoną zaczęliśmy nowennę do księdza Jerzego Popiełuszki. Mniej więcej w połowie nowenny udałem się znów do Instytutu Onkologii - i tu, ku wielkiej naszej radości, dowiedzieliśmy się, że rak został przez lekarzy wykluczony i że operacja nie jest potrzebna. Oboje mamy przekonanie, że stało się to wskutek orędownictwa księdza Jerzego - i dlatego o tym zawiadamiam.
Warszawa, 11.11.2002 r.

c) Ze zdumieniem stwierdziłam, że widzę

Chorobę oczu zauważyłam w roku 1962. Wcześniej również niezbyt dobrze widziałam, ale nie bardzo zdawałam sobie z tego sprawę. Nauczycielka z Błażowej poleciła mi zgłosić się do okulisty - ordynatora w Rzeszowie. Doktor chciał mnie od razu zostawić w szpitalu, ale prosiłam go, aby mi dał mocne okulary, a nie zostawiał w szpitalu, bo mam dużo pracy w domu, a zwłaszcza chcę wykopać ziemniaki. W zimie 1962 roku doktor umieścił mnie w szpitalu w Rzeszowie i tam przebywałam 3 miesiące. Codziennie zapuszczałam oczy co 2 godziny, a także zastrzyki rano i wieczorem. Po powrocie ze szpitala poczułam pewną poprawę, ale moje oko lewe słabło coraz bardziej. Lekarz od razu stwierdził jaskrę. Co miesiąc udawałam się do kontroli do różnych okulistów, którzy mieli dyżur w przychodni przy w Rzeszowie. Chorowałam również na nogi (zwyrodnienie stawów oraz dolegliwości ze strony układu krążenia). W styczniu 1987 roku znalazłam się znów w szpitalu. Pani Ordynator chciała mnie poddać operacji na lewe oko, na które już w ogóle nie widziałam. Moja córka nie zgodziła się jednak na operację, twierdząc, że jeśli operacja się nie uda, to mnie do siebie nie weźmie. W szpitalu byłam 2 tygodnie, a następnie 2 tygodnie w Muszynie na wypoczynku. 11.09.1987 roku zamieszkałam w Domu Rencistów w Rzeszowie.
W październiku 1988 roku brałam udział w pielgrzymce zorganizowanej przez moją nową parafię pw. Podwyższenia Krzyża w Rzeszowie do grobu księdza Jerzego Popiełuszki. Modliłam się o pomoc i wstawiennictwo do Pana Jezusa, ponieważ jestem w strasznej poniewierce, dzieci mnie nie chcą z powodu mojej choroby, że jestem ślepa i kulawa. Po tej modlitwie odczulam znaczną poprawę w nogach, spuchlizna zaczęła opadać i poczułam się lepiej. 26 kwietnia 1989 roku znalazłam się znów w Warszawie przy grobie księdza Jerzego Popiełuszki. Brałam udział w pielgrzymce Duszpasterstwa Niewidomych w Rzeszowie. Czułam się źle, na lewe oko w ogóle nie widziałam, a na prawe bardzo słabo. Myślałam już wcześniej, aby podziękować księdzu Jerzemu za uleczenie mnie z choroby nóg i prosiłam Go o poprawę wzroku. Kiedy znalazłam się przy Jego grobie, najpierw dziękowałam za uzdrowienie mnie z choroby nóg, będąc przekonaną, że stało się to za wstawiennictwem księdza Jerzego, lekarz mówił mi wcześniej, że stan moich nóg nie poprawi się do końca życia. Dziękując, mówiłam, że wierzę, że mi pomoże teraz w chorobie moich oczu tak jak mi dopomógł wcześniej. Przy grobie modliłam się ok. pół godziny. W czasie mojej modlitwy grupa, z którą przyjechałam, oddaliła się, aby zwiedzać wnętrze kościoła. Kiedy popatrzyłam w ich stronę, zauważyłam, że mogę ich rozpoznać i odróżnić od innych grup, co wcześniej nie było dla mnie łatwe. Będąc przekonana, że otrzymałam łaskę poprawy wzroku za wstawiennictwem księdza Jerzego Popiełuszki zaraz zamówiłam w parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie Mszę świętą dziękczynną, którą wyznaczono na 19 maja 1989 roku na godz. 19.00. Po powrocie do Rzeszowa, kiedy wstałam następnego dnia rano, zobaczyłam na drzewie każdy liść osobno, co mnie bardzo zdziwiło, bo przedtem widziałam tylko jednolitą zieleń (podobnie trawę). Przyłożyłam najpierw rękę na lewe oko i zauważyłam, że na prawe oko widzę o wiele lepiej. Następnie przyłożyłam rękę do prawego i ze zdumieniem stwierdziłam, że na lewe oko tak samo widzę, a od kilku lat na to oko w ogóle nie widziałam. Udałam się do duszpasterza niewidomych w Rzeszowie, 7 którym byłam na pielgrzymce w Warszawie, i z radością opowiedziałam mu o poprawie wzroku. Ksiądz polecił mi zgłosić się do lekarza, który mnie ostatnio leczył. Pani doktor skierowała mnie na komisję do szpitala do ordynatora. 10 maja 1989 roku zostałam przebadaną i lekarze z wielką radością stwierdzili, że taki wypadek miał miejsce jako pierwszy na wydziale ocznym Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie. Wydane przez tę komisję zaświadczenie przesłałam do parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie, ale niestety gdzieś zaginęło. Na prośbę z Warszawy 30 kwietnia 1990 roku odtworzono to zaświadczenie.
Obecnie wzrok mój nie uległ pogorszeniu, tak że do czytania wystarczają mi okulary, których używałam do chodzenia. Nadal widzę na lewe oko, tak jak i na prawe. Do końca życia będę dziękować księdzu Jerzemu za łaskę poprawę wzroku i poprawę w chodzeniu, które to łaski - jak jestem przekonana i mocno w to wierzę - otrzymałam od Pana Boga za wstawiennictwem księdza Jerzego Popiełuszki.

d) Choroba zniknęła

Po upływie przeszło roku pragnę zaświadczyć o łasce doznanej za przyczyną sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki.
Jestem siostrą zakonną, Urszulanką Unii Rzymskiej, i pracuję jako opiekunka studentek w naszej prywatnej bursie akademickiej. Od czterech lat cierpiałam na bardzo uciążliwą i nieustępliwą egzemę kontaktową. Byłam uczulona na wszelkiego rodzaju detergenty i nawet najmniejszy kontakt z nimi powodował głębokie i bardzo bolesne pęknięcia skóry na palcach i dłoniach. Mimo leczenia i stosowania różnych lekarstw, pęknięcia odnawiały się i krwawiły, często uniemożliwiając wykonanie nawet najzwyklejszych czynności, jak np. pisanie czy posługiwanie się sztućcami przy jedzeniu. 13 grudnia 2000 roku miało miejsce w Parku dr. Jordana w Krakowie odsłonięcie i poświęcenie pomnika sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki.
W zastępstwie chorego księdza kardynała Franciszka Macharskiego poświęcenia dokonał ksiądz biskup Jan Szkodoń w obecności władz miejskich i wojewódzkich, osobistości duchownych i świeckich z Krakowa i Warszawy, przedstawicieli „Solidarności" i warszawskich hutników oraz licznie zgromadzonych wiernych, dorosłych, młodzieży i dzieci. Uroczystość była zarówno podniosła, jak i modlitewna, przeplatały się w niej akcenty patriotyczne i religijne, a wydźwiękiem przemówień, śpiewów i artystycznych deklamacji była ofiara życia Męczennika i jego dewiza: „Zło dobrem zwyciężaj".
Miałam szczęście uczestniczyć w tej uroczystości. Jako gorliwa czcicielka sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki, który już parokrotnie pomógł mi w trudnych sytuacjach, gorąco modliłam się w czasie tych długich i pobożnych obchodów. To była jedna wielka modlitwa. Usilnie prosiłam o wstawiennictwo u Boga w sprawie chorej studentki i powierzyłam ją opiece sługi Bożego księdza Popiełuszki. W końcu, trochę nieśmiało, wspomniałam także o moich palcach, obolałych i pooklejanych plastrami.
Pamiętam, że po uroczystościach z trudem wpisałam się do Księgi Pamiątkowej i wstyd mi było z powodu brzydkiego pisma. Nie byłam w stanie utrzymać długopisu i normalnie pisać.
A oto dalszy ciąg wydarzeń: po prostu szok!
W sprawie mojej egzemy mogę tylko krótko zaświadczyć, że choroba ustąpiła całkowicie już na święta Bożego Narodzenia 2000 roku, tj. za 10 dni. Rany się zabliźniły, skóra stała się zdrowa i gładka. Do dnia dzisiejszego nie odnowiło się żadne pęknięcie, mimo że gołymi rękami używam różnych detergentów do czyszczenia, prania i mycia naczyń.
Poprzez to świadectwo pragnę wyrazić moją wielką wdzięczność Bogu i słudze Bożemu księdzu Jerzemu Popiełuszce, którego wstawiennictwu zawdzięczam ten podwójny cud uzdrowienia.
Jestem głęboko przekonana, że sługa Boży ksiądz Popiełuszko jest moim Patronem i wysłuchuje moje prośby. Od wielu lat modlę się o rychłą beatyfikację i kanonizację księdza Popiełuszki, aby mógł cieszyć się kultem na całym świecie - ku chwale Bożej i dla zbawienia wielu... Osobiście mam wielki kult do sługi Bożego, danego Ojczyźnie naszej i światu jako znak zwycięstwa miłości nad nienawiścią.
Kraków, 20.02.2002 r.

Inne laski

a) Odzyskałem wiarę

Mam 55 lat. Jestem lekarzem specjalistą chorób kobiecych. Piłem alkohol od ok. 25 lat. Początkowo w mniejszych ilościach, następnie nałogowo. W ostatnich latach byłem tak zniewolony, że piłem nawet spirytus salicylowy, denaturat, eter, wody kolońskie itp. Byłem 6 razy leczony w różnych zakładach zamkniętych, łącznie przeszło rok (Obrzyce, Woskowice, dwa razy klinika psychiatryczna w Poznaniu, Gniezno, Charcice). Wielokrotnie miałem wszywany esperal, leczenie akupunkturą, udział w grupach AA. Wszystko bez rezultatu, z typowymi objawami i konsekwencjami choroby alkoholowej - wyniszczenie fizyczne i psychiczne. Kłopoty w pracy i w rodzinie. Piłem w dalszym ciągu nawet w czasie leczenia w szpitalu oraz bezpośrednio po licznych implantacjach esperalu. Nie mogąc uwolnić się z tego zaklętego kręgu alkoholowego, usiłowałem popełnić samobójstwo.
Byłem niewierzący. W 1984 roku, po zamordowaniu księdza Jerzego, przeżyłem trudny do określenia wstrząs. Błagałem Go o pomoc. Odzyskałem wiarę. Odbyłem spowiedź i rozpocząłem poznawanie prawd wiary przez czytanie katechizmu, Pisma Świętego, literatury religijnej i rozmowy z zaprzyjaźnionym księdzem, który bardzo mi pomógł i w dalszym ciągu otacza dyskretną opieką. Zdawałem sobie sprawę, że szatan nie zrezygnuje i droga do wiary i uzdrowienia będzie bardzo trudna. Rzeczywiście jeszcze piłem. Jednak konsekwentnie modliłem się i starałem się prostować kręte ścieżki swego życia.
Półtora roku temu z dnia na dzień przestałem pić. Alkohol jest mi zupełnie obojętny, wręcz wstrętny. Często przystępuję do Komunii świętej. Systematycznie uczestniczę w ruchu Kościoła Domowego oraz w pielgrzymkach.
Dzięki wstawiennictwu księdza Jerzego Popiełuszki uzyskałem łaskę wiary i uzdrowienia. Jestem głęboko przekonany, że w walce z jakimkolwiek uzależnieniem przegrywają tylko ci, co nie chcą w pełni oddać się Bogu, ciągle nie szukają Go i nie chcą w pełni zaufać mu.

Oświadczenie księdza:

Opis powyższy jest w całej rozciągłości zgodny z rzeczywistością. Autora znam osobiście od wielu lat i znałem jego tragedie osobistą i zawodową na skutek uzależnienia od alkoholu. Po odnalezieniu ciała śp. księdza Jerzego Popiełuszki przyszedł do mnie wstrząśnięty, oświadczając, że chce odmienić swe życie, prosząc mnie o spowiedź, którą od niego przyjąłem. Od początku twierdził, że uświadomienie sobie ofiary, jaką z życia swego złożył Panu Bogu śp. ksiądz Jerzy, wpłynęło na niego tak wstrząsająco, iż postanowił zerwać z alkoholizmem, wrócić do Boga i pełnić służbę lekarską z pełną odpowiedzialnością.
Poznań, 10 lipca 1987 r.

b) Spokój wewnętrzny

Jako mieszkanka Gdańska miałam to szczęście być razem z innymi pod Stocznią Gdańską w dniach sierpniowych strajków i narodzin „Solidarności". To były wielkie chwile przebudzenia, pozbycia się lęku, ale jednocześnie poszukiwania duchowego przywódcy w zmaganiach o wolną Polskę.
Docierały do nas wieści z Warszawy z Żoliborza, że w kościele św. Stanisława są Msze za Ojczyznę. Mieliśmy w Gdańsku wspaniałego księdza Henryka Jankowskiego i stoczniowy kościół św. Brygidy, ale coraz więcej osób uczestniczyło we Mszach za Ojczyznę w Warszawie. Docierały do mnie ich relacje i amatorskie nagrania kazań księdza Jerzego Popiełuszki. Słuchaliśmy, powielaliśmy, przepisywaliśmy nagrane kazania. Na ścianie w pokoju zawiesiłam kalendarz z fotografią księdza Jerzego i napisem „dobrem zwyciężaj zło" oraz fragmentami z homilii.
Wiadomość o porwaniu księdza Jerzego zwaliła mnie z nóg na kolana. Modliłam się ze wszystkimi w kościele i w domu, a potem przyszła jeszcze bardziej wstrząsająca wiadomość - o Jego tragicznej, męczeńskiej śmierci.
Dlaczego to zrobili? Ból i gniew wzbierał, ale gdy popatrzyłam na fotografię księdza Jerzego i na napis „dobrem zwyciężaj zło", wracał pokój. Tak jak kiedyś kazania księdza Jerzego budziły wiarę, nadzieję i miłość, przywracały pokój, tak teraz Jego duchowa obecność i wstawiennictwo u Boga porządkowały moje wzburzone wnętrze i dawały pewność, że z tej śmierci będzie dobro. Miałam jak inni z mego środowiska przekonanie o świętości tego kapłana.
Nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności Bogu za otrzymane łaski za przyczyną księdza Jerzego.
Wiele razy odwiedzałam żoliborski kościół, modląc się za Ojczyznę, za rodziny i za siebie. Nie zapomnę samotnych godzin przy grobie księdza Jerzego oraz w kościele św. Stanisława. Były to moje pierwsze rekolekcje w milczeniu, czas duchowej przemiany. Ksiądz Jerzy uczył mnie kochać i przebaczać. Pomógł mi być wolną. Nie zapomnę też spotkania i krótkiej rozmowy z księdzem Boguckim.
A jaka była radość, gdy następca św. Piotra stanął przy grobie kapłana męczennika. Płakałam z wdzięczności i radości, gdy Jan Paweł II ukląkł i ucałował płytę grobu księdza J. Popiełuszki.
Pokornie proszę Boga wszechmogącego przez wstawiennictwo Królowej Męczenników, aby Jan Paweł II miał radość beatyfikowania sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki.
Wdzięczna za otrzymanie łaski za jego wstawiennictwem.
W listopadzie 1997 roku zaadresowałam kopertę, ale nie umiałam napisać tego listu. Dziś przynaglona zapewne przez Królową Polski, nieudolnie, ale z głębi serca oddaje hołd męczennikowi, wspaniałemu rodakowi, niezłomnemu kapłanowi księdzu Jerzemu Popiełuszce.
Parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie

c) Wpływ na przemianę

Urodziłem się w 1939 roku w Warszawie. W 1956 roku utraciłem wiarę i stałem się przekonywującym innych o nieistnieniu Boga ateistą. Później zacząłem zastanawiać się, jak pogodzić poglądy wierzących i niewierzących. Pod wpływem wizyty Ojca Świętego w 1979 roku najpierw nieświadomie, a potem świadomie zbliżałem swój obraz Boga do modelu panteistycznego. W 1983 roku stałem się praktykującym katolikiem. Na tę ostatnią przemianę szczególny wpływ miał ksiądz Jerzy Popiełuszko poprzez swoje homilie.

d) Ksiądz Popiełuszko się nią opiekuje

Opinia lekarska dotycząca historii choroby dziecka:
Przed dwoma laty dziecko upadło z niewielkiej wysokości na plecy. Oprócz potłuczenia stwierdzono niewielką ranę w okolicy międzylopatkowej zaopatrzoną chirurgicznie. Rana zagoiła się bez powikłań.
Po około 6 miesiącach dziecko ponownie doznało urazu - upadło z wysokości około 2 m i stan jego zdrowia przedstawiał się następująco: ból w plecach w okolicy blizny, wystąpiło nagłe nietrzymanie moczu i stolca, utykanie na nogę prawą, towarzyszyła tym objawom podwyższona temperatura ciała. Rodzice zgłosili się z dzieckiem do szpitala w Warszawie. Zmartwieni rodzice zamówili Msze świętą w Kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie w intencji zdrowia dziecka. W czasie obserwacji dziecka w oddziale neurochirurgicznym w ciągu 2 tygodni nie ustalono przyczyny choroby, funkcja mięśni zwieraczy częściowo powróciła, natomiast wypisano dziecko z objawami niedowładu k.d.p., utykaniem, podejrzeniem guza rdzenia kręgowego do dalszej obserwacji. Przy okazji wykonywania badań diagnostycznych prawdopodobnie wszczepiono dziecku wirus zapalenia wątroby typ B.
Ponieważ stan dziecka nie ulegał poprawie, rodzice zgłosili się do innego szpitala - do oddziału neurochirurgicznego w Warszawie. Dziecko mimo dolegliwości i utykania na prawą nóżkę było spokojne, pogodne i pocieszało zmartwionych rodziców i dziadków, że nic mu się nie stanie, bo ksiądz Jerzy Popiełuszko, którego znało osobiście, opiekuje się nim.
W oddziale Szpitala Wojskowego po wykonaniu następnych badań postawiono rozpoznanie, że przyczyną dolegliwości u Moniki są 2 ciała obce: jedno wewnątrz kanału kręgowego, drugie w klatce piersiowej na zewnątrz kanału na wysokości Tn5 Th6. Prawdopodobnie szkło utkwiło w klatce piersiowej w czasie pierwszego upadku, a w czasie drugiego urazu ciało obce przedostało się do wnętrza kanału kręgowego. W tej sytuacji zdecydowano na operacyjne usunięcie ciai obcych. Rodzice, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, dużego stopnia trudności technicznych samej operacji oraz możliwości nieodwracalnych w skutkach powikłań, ponownie zanosili swe modlitwy w intencji swej córeczki do Boga, prosząc o wstawiennictwo księdza Jerzego.
Operację wykonał lekarz, profesor, i zaraz po ukończeniu zabiegu poinformował rodziców Moniki, iż mimo jego różnych obaw, zabieg miał przebieg pomyślny, usunął oba ciała obce, którymi okazały się być 2 kawałki szkła, a nie napotkał żadnych z przewidywanych trudności i użył określenia: „Odbyło się wszystko tak, jakby ktoś prowadził moją rękę". Bezpośrednio po operacji, jak dziecko odzyskało świadomość, powiedziało rodzicom i opiekunom, że pamięta, iż wszyscy byli w maskach na twarzy, tylko ksiądz Jerzy, który był tam cały czas, nie miał maski i trzymał je za rączkę.
Po operacji wywiązało się obustronne zapalenie płuc, natomiast rany goiły się bez powikłań. Bezpośrednio po operacji nastąpiło nasilenie się niedowładu spastycznego k.d.p. oraz gorsza kontrola zwieraczy. Z upływem czasu obserwowano poprawę i ustępowanie tych dolegliwości.
Dziewczyna została przejęta na oddział rehabilitacyjny, gdzie kontynuowano leczenie usprawniające, obecnie prowadzone cały czas w warunkach domowych. Od tamtej pory do dnia dzisiejszego obserwuje się stopniową poprawę stanu klinicznego. W obrębie k.d.p. jest delikatny niedowład spastyczny, którego skutkiem jest utykanie, ale nastąpiła duża poprawa kontroli mięśni zwieraczy.

Podsumowanie:
Wyżej opisany przypadek stanowi absolutną rzadkość pod względem lokalizacji i sposobu wędrowania ciała obcego - szkła. Umiejscowienie tak dużego kawałka szkła w kanale kręgowym spowodowało wyjątkowo małe konsekwencje w stosunku do możliwych, szczególnie w chwili ponownego urazu. Łatwość operacyjnego jego usunięcia bez dodatkowych objawów neurologicznych i stalą poprawa stanu zdrowia dziecka stwarza podstawy do wyciągnięcia wniosku, iż w tym konkretnym przypadku zdarzenie trudno tłumaczyć wyłącznie jako szczęśliwy i normalny zbieg okoliczności, zważywszy okres, jaki upłynął od przemieszczenia ciała obcego do postawienia właściwego rozpoznania. Pozostaje bez odpowiedzi pytanie, dlaczego ciało obce, kawałek szkła, po przedostaniu się do kam kręgowego nie zmienił swego położenia w nim?
W zdarzeniu tym pytań postawić można więcej.

e) Przemówił we śnie

Pragnę podzielić się uzdrowieniem duchowym mojego wujka (74 lat), który ponad czterdzieści lat nie był u spowiedzi świętej. Wiarę stracił, przebywając w czasie wojny wywieziony do Dachu, a następnie do Majdanka.
Hitlerowcy, znając zamiłowanie Wujka do gry na akordeonie, przywiązali go za nogi do sufitu, popychali i kazali tańczyć - grając w tym czasie na akordeonie.
Po powrocie z obozu Wujek stracił wiarę w Boga, nie uczęszczał do kościoła przez wiele lat.
Często przyjeżdżał do nas, wówczas rozmawialiśmy na tematy wiary, Kościoła i stosunku do Boga. Widząc jego zagubienie, pamiętałam o nim w modlitwie.
Był 19 października 1984 roku. Wujek - jak opowiada o tym jego szwagier - śledził przebieg porwania księdza Jerzego Popiełuszki komentowany przez radio. Dwa dni potem otrzymał we śnie nakaz od księdza Jerzego, żeby poszedł do Kościoła i przystąpił do sakramentu pokuty. Kiedy 22 października 1984 roku ponownie przysłuchiwał się transmisji radiowej na temat porwania księdza Jerzego, powiedział do swego szwagra, że ksiądz Popiełuszko już nie żyje. Opowiedział wówczas swój sen. Choć czuł się zupełnie zdrowy i nie spodziewał się żadnej choroby, jednak w najbliższą niedzielę udał się do oddalonego o 5 kilometrów kościoła w Trzebieszowie. Nie miał jednak odwagi przystąpić do sakramentu pokuty.
W następnym tygodniu nagle zachorował i znalazł się w szpitalu w Międzyrzecu. Po upływie miesiąca został przewieziony do Radzynia Podlaskiego - ze względu na pogarszający się stan zdrowia (był to jak się później okazało rak żołądka).
Ja wiedziałam o chorobie, lecz nie mogłam go odwiedzić, ponieważ moje najmłodsze dziecko miało 8 miesięcy, a z Siedlec do Radzynia jest około 50 km. Będąc na Pasterce w kościele św. Stanisława w Siedlcach, usłyszałam głos wewnętrzny, a nawet nakaz, bym koniecznie pojechała do Radzynia do Wujka.
Odsuwałam myśl, ale ona nie dawała mi spokoju. W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia ponownie udałam się do kościoła na godz. 9.00, lecz nie zaznałam spokoju. Ponownie usłyszałam nakaz, bym jechała do Radzynia do szpitala.
Kiedy zasiadając do wspólnego śniadania, przekazałam wiadomość mężowi, zdecydowaliśmy się jechać całą rodziną.
Po udaniu się do szpitala zastaliśmy Wujka cierpiącego i z bólu zdzierającego piżamę. Próbowałam przemówić serdecznie i skłonić go do rozmowy z kapłanem. Po wielu prośbach pozwolił, by przyszedł ksiądz. Udaliśmy się na plebanię, gdzie trwał świąteczny obiad. Ksiądz kapelan Piotr Kowalski przerwał posiłek i udał się z nami, zabierając Pana Jezusa i oleje święte.
Po wyspowiadaniu Wujka wyszedł i oznajmił, że niepotrzebnie się tak spieszyliśmy w pierwszy dzień świąt, gdyż z tym chorym był umówiony w drugi dzień Bożego Narodzenia na szóstą rano.
Ponownie weszliśmy na salę, gdzie Wujek po 45 latach oddalenia od Boga radośnie wzdychał: „Chwała Bogu, dzięki Bogu". Wyczuwało się radość w cierpieniu i obecność Pana Jezusa w zbolałym człowieku. Pożegnaliśmy Wujka Stefana, zostawiając pielęgniarce telefon do kontaktu z nami. Wracaliśmy szczęśliwi, że chory pojednał się z Bogiem.
26 grudnia 1984 roku o godz. 7.00 otrzymaliśmy telefon, że o 2.00. w nocy z 25 na 26 grudnia Wujek zmarł.
Wielka była nasza radość, że Wujek zdążył pojednać się z Bogiem przed śmiercią. Pojednanie z Bogiem zawdzięczamy męczennikowi księdzu Jerzemu, który, jak wcześniej pisałam, przyszedł we śnie do człowieka grzesznego, lecz upokorzonego przez hitlerowców, poddanego wielkiej próbie wiary, której nie potrafił przetrwać.
Jakimi słowami zwrócił się we śnie ksiądz Jerzy Popiełuszko - tego nie wiem, to zostanie tajemnicą. Czy ktoś inny, nawet najbliższy, potrafiłby go przekonać, by pojednał się z Bogiem, skoro upłynęło 45 lat? - Nie sądzę. Uważam, że było to prawdziwe uzdrowienie na duszy dokonane za przyczyną księdza Jerzego Popiełuszki.
Dzielę się tą informacją i wskazuję niżej osoby, które mogą tę informację potwierdzić.

f) Miłość bijąca od ekranu

Niech będzie Pochwalony Jezus Chrystus!
Mam 47 lat. Posiadam wykształcenie wyższe. Jestem zawodowo czynnym plastykiem i nauczycielem akademickim, katolikiem. Jakiś czas temu mój znajomy, będąc w Warszawie, przywiózł mi reprodukcję zdjęcia śp. księdza Jerzego Popieluszki zwaną potocznie obrazkiem z modlitwą o beatyfikację sługi Bożego księdza Jerzego. Na odwrocie jest również adres Postulacji Procesu Beatyfikacyjnego, stąd też mój list i świadectwo, którym chciałem się podzielić. Wiąże się ono z osobą księdza Jerzego Popiełuszki.
Historia, którą pragnę opisać, miała miejsce w moim mieszkaniu w Nysie na początku 2001 roku. Wówczas nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł się nią z kimś podzielić oprócz mojej rodziny i dlatego nie zapisałem dokładnej godziny ani daty tego zdarzenia.
Tamtego dnia wczesnym wieczorem w telewizji nadawano film dokumentalny o śp. księdzu Jerzym Popiełuszce. Siedziałem sam w pokoju i oglądałem ten film. Żona w sąsiednim pomieszczeniu pomagała synowi w odrabianiu lekcji. Powyższy dokument odbierałem z powagą i spokojem. Znane mi było wiele faktów ujętych w filmie, ponieważ w latach osiemdziesiątych prenumerowałem Tygodnik Powszechny, w którym drukowano ocenzurowane relacje z procesu zabójców księdza Jerzego.
W pewnym momencie na ekranie pojawił się kadr ze skrępowanym ciałem księdza Jerzego. Wtedy zdarzyło się to, czego nie zapomnę do końca życia!
Odczułem bijącą od ekranu, a właściwie od postaci księdza Jerzego Wielką Miłość - Łaskę skierowaną w moją stronę. Było to odczucie potężne i zniewalające swoją wielkością, niepodobne do czegokolwiek przedtem, przekraczało moje wszelkie dotychczasowe pozytywne odczucia, piękna przyrody, podniosłych wzruszeń podczas słuchania dobrej muzyki czy ludzkiej miłości do drugiego człowieka.
Chciałem zatopić się w tej Boskiej Miłości, w tej chwili wszystko inne było małe i nieistotne. Trwało to może kilka czy kilkanaście sekund. Siedziałem ciągle na krześle ogromnie zaskoczony, lecz bardzo szczęśliwy, nie wiedząc, co o tym sądzić. Pojawiło się pytanie, dlaczego właśnie ja, przeciętny „grzesznik" borykający się z trudami życia duchowego, mogłem przeżyć tak podniosłe chwile? W tym momencie stwierdzenie „Bóg jest miłością" nabrało dla mnie nowej, pięknej i realnej treści.
Chciałem podkreślić, iż działo się to na jawie, byłem w pełni świadomy, nie spałem, ani się nie zdrzemnąłem. Nie mam zaburzeń psychicznych, nie leczę się psychiatrycznie. O skali i wielkości tego przekazu niech świadczy fakt, iż nie jestem w stanie przywołać w swej wyobraźni tego odczucia, mimo że z racji zawodu jako malarz i grafik posiadam ją dość dobrze rozwiniętą. Pozostała jednak wyraźna świadomość tego faktu.
Na swój ludzki sposób tłumaczę to wolą Bożą (jeśli wolno mi tak powiedzieć), która zezwoliła mi na doznanie tak pięknych chwil właśnie wówczas i były mi to przekazane tylko wtedy. Najwidoczniej umysł ludzki nie może przywoływać w sposób wierny tak wielkich uczuć, których sam nie wytwarza, a jest tylko odbiorcą.
Podzieliłem się z żoną i synem swoimi wrażeniami, nie wiem, czy mi uwierzyli, lecz nie o to tutaj chodzi. Ciągle zastanawiałem się, co ma oznaczać to, co mi się przydarzyło za pośrednictwem księdza Jerzego. Myślę, że można tu wykluczyć jakieś działania podprogowe w telewizji, ponieważ ja odczuwałem jednoznacznie od Kogo pochodził ten przekaz. Proszę mi wybaczyć tę pewność, ale w moim odczuciu był on jednoznaczny - nie jakieś mgliste wrażenie.
Postanowiłem wspomóc się Pismem Świętym, sądząc, iż tutaj znajdę odpowiedź albo wskazówkę. Otworzyłem więc Biblię z tą myślą w przypadkowym miejscu - na Liście św. Pawła do Efezjan - Misterium Chrystusa w Kościele, Tajemniczy plan Zbawienia. Wczytywałem się w każde słowo. W tym trochę magicznym przypadkowym geście otwarcia Pisma (ale wówczas nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy) znalazłem kwestie, które mogę odnieść do siebie, do swego życia - myślę, że są tam ważne wskazówki. Czy to jest tylko sprawa wielkiej uniwersalności Pisma Świętego? Zacząłem się głębiej interesować osobą księdza Jerzego. Kupiłem jakiś czas temu książkę Dotkniecie Boga, traktującą o Jego życiu i przemyśleniach - tytuł ten bardzo trafnie w literacki sposób oddaje również moje doznania. Zdaję sobie sprawę, że jest to moje osobiste doświadczenie trudne do zweryfikowania, jednak jego siła i kontekst, w jakim się pojawiło, skłoniło mnie do napisania tego listu i przekazania powyższego świadectwa.
W pełni świadomy podpisuję się pod jego treścią. Szczęść Boże!