Strażnicy pamięci

Są przy grobie ks. Jerzego od 40 lat. Ślubowali Bogu, że będą pilnować ciała zamęczonego kapłana aż do jego kanonizacji.

Ignacy Kicki przyjeżdża z Siedlec każdego 23. dnia miesiąca. Przez całą dobę, wraz z grupą pięciu innych mężczyzn, pełni zaszczytną służbę w żoliborskim sanktuarium. Zaczął tuż po pogrzebie ks. Jerzego, w 1984 r. Od tamtej pory opuścił ten posterunek zaledwie kilka razy, zawsze z ważnego powodu.

OCHRONIĆ KSIĘDZA

Kościelna Służba Porządkowa powstała za życia ks. Jerzego. Chodziło o bezpieczeństwo wiernych, którzy bardzo licznie uczestniczyli w Mszach za Ojczyznę. Utworzyli ją członkowie Solidarności z różnych zakładów, m.in. Huty Warszawa, Zakładów Mechanicznych Ursus, Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, PZL Wola i Polskiej Akademii Nauk.

Gdy na początku września 1982 r. komuniści rozpoczęli operację „Popiel”, wymierzoną w ks. Jerzego, a nocą z 13 na 14 grudnia funkcjonariusze IV Departamentu MSW wrzucili do jego mieszkania cegłę z ładunkiem wybuchowym, robotnicy postanowili objąć go całodobową ochroną. Powstała samorzutnie grupa osób czuwających nad jego bezpieczeństwem. Byli to m.in.: Mieczysław Białach i Stanisław Michalski z ZM Ursus, Zygmunt Błażejewski, Tadeusz Klimek, Henryk Kurdej, Jan Edward Marczak i Janusz Michalski z Huty Warszawa, Bogusław Klimczuk z FSO Żerań i Marek Chmielewski z PAN. Czuwali przy ks. Jerzym w jego mieszkaniu nawet w nocy. Po uprowadzeniu kapłana Jan Marczak został wyznaczony na dowódcę Kościelnej Służby Porządkowej, która szybko rozrosła się do około tysiąca osób.

Gdy przyszedł komunikat o męczeńskiej śmierci ks. Popiełuszki, członkowie Służby Porządkowej zostali włączeni do ogólnopolskiej Kościelnej Służby Porządkowej Totus Tuus. Czuwała ona nad przebiegiem uroczystości pogrzebowych ks. Jerzego. - Byłem na jego pogrzebie. Znałem go wcześniej, bo byłem jednym z założycieli Solidarności w regionie siedleckim i w 1981 r. brałem udział w Mszy św. dla delegatów związku w kościele Najświętszego Zbawiciela. Odprawiał wówczas ks. Jerzy. Jego śmierć była wstrząsem. Wiedząc, że organizowana jest stała służba przy jego grobie, zgłosiłem się bez wahania z całą grupą. Na początku mieliśmy dyżury wraz z parafią ze Stegien, a od stycznia 1985 r. już samodzielne. Na początku przyjeżdżało nas 36 osób, dziś już tylko cztery - mówi Ignacy Kicki, który za miesiąc skończy 85 lat. 10 czerwca został odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Złotym Krzyżem Zasługi za działalność społeczną i kultywowanie pamięci o bł. Jerzym Popiełuszce.

POCZUCIE WINY

W Muzeum Księdza Jerzego znajduje się jego kartonikowy bilet kolejowy. To „pamiątka” po zatrzymaniu przez milicję, której funkcjonariusze w 1986 r. nie pozwolili mu jechać na Mszę św. za Ojczyznę. Zatrzymano go na 48 godzin. W latach 80. zresztą dokonywano tego kilkakrotnie. Nic dziwnego: był aktywnym uczestnikiem manifestacji, akcji protestacyjnych oraz uroczystości patriotycznych i rocznicowych w Siedlcach, a także pomysłodawcą i wykonawcą krzyży Solidarności, na których wygrawerowane były miejsca internowania i więzienia siedleckich działaczy opozycyjnych.

- Straszyli mnie, że wszystko o mnie wiedzą, zamykali na dwie noce z kryminalistami i wypuszczali. Zapowiadali, że „wywiozą do lasu i rozwalą”. Najpierw się bałem, ale potem już się z tym oswoiłem - wspomina.

Przez wiele lat Ignacy Kicki współorganizował także „Pielgrzymki z Krzyżem” od grobu ks. Jerzego. Pierwsza, dla uczczenia 10. rocznicy śmierci kapłana, wyruszyła na Górę Krzyży w Szawlach. Do tej pory czterometrowe krzyże trafiły do 76 miejsc. Każdy z nich składa się z trzech krzyży: na największym dębowym umieszczony jest mniejszy, liczący 180 centymetrów, a na nim, mający 12 centymetrów, wykonany z drewna katafalku, na którym stała trumna ks. Jerzego 3 listopada 1984 r.

Kiedy 19 października kapłan został porwany w drodze z Bydgoszczy, wielu miało poczucie winy, że nie udało się go ochronić. Także robotnicy. Nic dziwnego, że później chcieli chronić także jego grób. Istniało zagrożenie, że Służba Bezpieczeństwa będzie próbowała go zniszczyć, a nawet wykraść ciało księdza. Dyżury trwały więc przez całą dobę, od 6.00 do 14.00 przy grobie było nieustannie 20 osób, od 14.00 do 22.00 - 30, a do rana -10.

„Nie ustrzegliśmy ks. Jerzego za życia, to chociaż po śmierci strzeżemy jego grobu” - mówił „Gościowi Niedzielnemu” jeszcze przed beatyfikacją męczennika Jan Marczak. - „Ks. Jerzy oddał nam serce, walczył o nasze dobro, podtrzymywał nas na duchu i za najwyższe wartości oddał życie. Chociaż był od nas młodszy, był dla nas duchowym ojcem. Tę naszą pamięć i obecność przy grobie jesteśmy mu winni” - dodawał. Zmarł w 2020 r.

PRZY NIM CZUJĄ SIĘ WOLNI

Nikt ich nie namawiał, sami zapisywali się na dyżury, czasami kilka razy w miesiącu. Przyjeżdżali nie tylko z Warszawy, ale też z Zakopanego, Kędzierzyna-Koźla, Krakowa, Bydgoszczy, Poznania, Gdańska i Siedlec. Tylko po to, żeby przez kilka godzin pobyć przy grobie męczennika. Nawet w upale, deszczu czy przy dwudziestostopniowym mrozie.

10 lat po śmierci kapłana Kościelna Służba Porządkowa była armią ochotników: liczyła blisko trzy tysiące osób, a w 20. rocznicę należało do niej już tylko - 1435 osób. W przededniu beatyfikacji pozostało w niej niespełna 700 osób, a Jan Marczak prorokował, że za pięć lat nie będzie komu stać przy grobie. Na szczęście się mylił, są do dziś. Ale większość to 70- i 80-latkowie. Stoją murem za błogosławionym, jakby chcieli mu się odwdzięczyć za bezmiar dobra. Przy nim czuli się wolni, a teren wokół świątyni na Żoliborzu zapamiętali jako skrawek niepodległej ojczyzny. 1 maja 2011 r. organizację służb przy grobie bł. Jerzego Popiełuszki przejęła ogólnopolska Solidarność, której patronem stał się męczennik. Oczywiście wszystkie dotychczasowe grupy także pozostały na Żoliborzu. Ale i tak w grafiku na ścianie „bazy” służb, pod zakrystią kościoła, widnieją ogromne dziury. Brakuje chętnych 1 i 2 października, od 13 do 16 i od 27 do końca miesiąca.

W nocy z 8 na 9 października służbę przy grobie mają kolejarze z Białegostoku - Zbigniew Zatkalik, Marek Kucerow i Wacław Bitel. Tym razem nie ma z nimi koordynatora regionu podlaskiego, Janusza Wyszyńskiego. Dyżury pełnią od czasu beatyfikacji ks. Jerzego. Dzień wcześniej pomagali przy porządkowaniu grobu: trzeba było usunąć stare kwiaty i donice z ziemią, wynieść wiele worków z uschniętymi kwiatami. Od dnia pogrzebu kapłana dba o nie Jadwiga Janucik z sąsiedniej parafii św. Jana Kaniego. Mieszka na Żoliborzu od 1959 r.

TUTAJ ODZYSKUJĄ ZDROWIE

W czasie stanu wojennego pomagała ks. Teofilowi Boguckiemu, a w 1984 r. poprosił ją i 40 innych pań o pomoc przy opiece nad zielenią wokół kościoła i kwiatami przy grobie. Uczestniczyła we Mszach św. za Ojczyznę i była wśród wiernych, gdy 19 października ks. Andrzej Przekaziński ogłosił wiadomość o znalezieniu ciała kapłana.
 
Pamięta, że ks. Antoni Lewek i ks. Feliks Folejewski próbowali uspokoić obecnych w kościele św. Stanisława Kostki. Po głębokiej ciszy nastąpił wielki szloch, a potem słowa „Ojcze nasz”, z trzykrotnie powtórzonym „jako i my odpuszczamy”.

- Ksiądz Bogucki nazwał nas dyżurnymi. Przez 40 lat dbałyśmy o wystrój wokół grobu, podlewałyśmy kwiaty, trzy razy do roku zmieniałyśmy sadzonki, doglądałyśmy zniczy i żywych kwiatów, które codziennie przynoszą pielgrzymi. Wykruszałyśmy się jedna po drugiej. Dziś zostałam już sama - martwi się Jadwiga Janucik.

Choć nigdy nie poznała osobiście błogosławionego kapłana, od początku modli się za jego wstawiennictwem. Wie, że słucha wszystkich modlitw, a ona jest przy grobie często, czasem dwa, trzy razy dziennie. W 2002 r. w dzień imienin ks. Jerzego karetka zabrała ją do szpitala. - Okazało się, że mam krwawienie podpajęczynówkowe i tętniaka. Sześć tygodni czekałam w szpitalu na operację. Nie była potrzebna: tętniak zniknął! Dla mnie to był znak, żebym opiekowała się grobem tak długo, dopóki starczy mi sił. Przy ks. Jerzym w ogóle nie czuję tych moich 88 lat.

Podobnie mówi Zbigniew Zatkalik, 49-latek, dawny maszynista, a potem starszy radca w zakładzie naprawy taboru kolejowego.

- Ksiądz Jerzy mnie uratował, gdy cztery lata temu wykryto u mnie ośmiocentymetrowego tętniaka aorty brzusznej. Od czerwca mam problem z nerkami, muszę się poddawać dializom, ale gdy przychodzi dzień dyżuru, wstępują we mnie nowe siły. Jakby męczennik dawał mi nowe życie - mówi. - Pilnowanie tego miejsca to wielka łaska. Nigdy bym nie uwierzył, że będę mógł nosić jego relikwie i czuwać co miesiąc przy jego grobie. Mam tylko nadzieję, że kanonizacja ks. Jerzego nastąpi wkrótce. Inaczej może nas, strażników jego grobu, zabraknąć.

Źródło: T. Gołąb, Strażnicy pamięci, w: Gość Warszawski nr 42/20.10.2024, s. VI-VII.