„Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na
drogę prawdy, stalibyśmy się narodem wolnym już teraz” – te słowa ks. Jerzy
Popiełuszko wypowiedział w stanie wojennym, 31 października 1982 r., podczas
Mszy św. za Ojczyznę. Bezpieka odpowiedziała akcją, która zakończyła się
bestialskim zamordowaniem duchownego.
Co dziś mówi się na temat ks. Jerzego Popiełuszki? Jego
nazwisko znajdziemy już chyba w każdej encyklopedii. Oficjalne biogramy podają,
że był kapłanem „Solidarności”, który został zamordowany przez służby PRL za
to, że w homiliach głosił prawo do życia w wolności i protestował przeciwko
aktom bezprawia. To oczywiście prawda, która jednak nie oddaje szczególnego
daru i siły ks. Jerzego, jakim była jego charyzma. Nie oddaje też ogromu
bezprawia, jakiego wobec niego dopuściło się polskie państwo.
Skąd ta osobowość
Bez charyzmy, bez swojej duchowości były „tylko” jednym z
wielu duchownych, którzy wspierali Polaków w walce o godność i prawa człowieka,
a najwyższe władze PRL nie bałyby się aż tak bardzo jego kazań. Przyznał to
chociażby kard. Józef Glemp, mówiąc, że nieprzebrane tłumy wiernych
zbierających się w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki „to było dzieło
charyzmatu ks. Jerzego”. Co tak wyjątkowego było w tym duchownym, co sprawiło,
że gromadził wokół siebie tak wielu, jeszcze wtedy, gdy był księdzem
posługującym w parafii? Kluczem do poznania jest jak zwykle dzieciństwo. Ks.
Jerzy był ministrantem i już wówczas wyróżniał się głęboką religijnością, którą
śmiało manifestował. Służąc w specjalnej jednostce wojskowej dla kleryków w
Bartoszycach, występował twardo w obronie swych przekonań, za co był
szykanowany, ale swoją odwagę umacniał morale kolegów. Kiedy w 1972 r. przyjął
święcenia kapłańskie, na obrazku prymicyjnym zapisał znamienne motto: „Posyła
mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”. Sześć lat
później został duszpasterzem personelu medycznego i pewnie przez kolejne lata
skupiałby się na tworzeniu wspólnoty formacyjnej w tym środowisku, ale nadeszło
lat 1980 r., które było przełomem w życiu ks. Popiełuszki. W niedzielę 31
sierpnia delegacja strajkujących robotników z Huty Warszawa poprosiła kard.
Stefana Wyszyńskiego o przysłanie do nich kapłana. Zgłosił się ks. Jerzy,
zastając w „mateczniku warszawskiej klasy robotniczej” podniosłą atmosferę i
krzyż ustawiony na środku fabrycznego placu. Był pierwszym księdzem, który
przekroczył bramy tego wielkiego zakładu. „Tego dnia i tej Mszy św. nie zapomnę
do końca życia” wspominał później, opowiadając, jak wielkie wrażenie zrobiły na
nim słowa „Bogu niech będę dzięki”, które wyrwały się z gardeł tysięcy hutników
okupujących zakład. Tak zaczęła się duchowa przyjaźń ks. Popiełuszki z
robotnikami.
Dlaczego robotnicy
Co niedziela odprawiał dla nich Mszę św., spowiadał ich,
udzielał ślubów, chrzcił dzieci, ale także spotykał się z nimi regularnie,
prowadził katechezę i organizował wykłady, podczas których zaproszeni
specjaliści uczyli ludzi pracy historii, literatury, prawa, ekonomii, a nawet
technik negocjacyjnych. Uczestnicy tej niezwykłej „szkoły robotników” z
największych warszawskich przedsiębiorstw mieli nawet specjalne indeksy i
zdawali egzaminy.
Wokół ks. Jerzego powstał wolnościowy ruch, który po
wprowadzeniu przez władze PRL stanu wojennego – paradoksalnie – nie podupadł,
lecz jeszcze się wzmocnił. Kapelan robotników organizował pomoc charytatywną
dla prześladowanych i uczestniczył w procesach robotników aresztowanych za
działalność opozycyjną. Od końca lutego 1982 r. zaczął celebrować słynne Msze
św. za Ojczyznę, podczas których wygłaszał (było ich w sumie 26)
patriotyczno-religijne kazania. Swoje nauczanie oparł na przesłaniu św. Pawła:
„Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Jego odważne wołania o
poszanowanie praw człowieka i przejmujące refleksje na temat moralnego wymiaru
życia publicznego przerażały władze PRL, które działalność księdza uznały na
wielkie zagrożenie dla systemu komunistycznego. Do kościelnych hierarchów
zaczęły płynąć urzędowe pisma, w których oburzano się, że kazania ks.
Popiełuszki „godzą w interesy PRL”. Kapłan „Solidarności” reagował na to w
swoim stylu – ze spokojem i konsekwencją.
Wielka odwaga
W maju 1983 r. poprowadził pogrzeb zakatowanego przez
milicję Grzegorza Przemyka, a we wrześniu zorganizował pielgrzymkę pracowników
Huty Warszawa na Jasną Górę, która już rok później przekształciła się w
ogólnopolską pielgrzymkę robotników. I dalej głosił kazania, w których
powtarzał, że prawda jest niezmienna. „Na tym polega w zasadzie nasza niewola,
że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy
przeciw niemu na co dzień” – mówił dobitnie. Te i podobne słowa sprawiły, że
władze PRL postanowiły „uciszyć” księdza. Padły zarzuty, że bezprawnie gromadzi
tłumy, organizując wiece polityczne i „seanse nienawiści”. Oskarżano go o
polityczny fanatyzm, pomawiano o malwersacje finansowe i niemoralne zachowania.
Najpierw jednak na hierarchach polskiego Kościoła próbowano
wymóc „przesunięcie” ks. Jerzego poza Warszawę, a najlepiej wysłanie go do
Rzymu. Prymas Polski kard. Józef Glemp w czasie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000
przyznał, że nie mógł nakazać kapelanowi „Solidarności” wyjazdu poza stolicę,
bo byłoby to odczytane jako kolaboracja z władzą i konformistyczne usunięcie
niewygodnego kapłana na polecenie komunistów. Hierarchowie chcąc go ochronić,
tylko prosili ks. Jerzego o „złagodzenie” wystąpień, ale on pozostał niezłomny.
I w tym sensie kard. Józef Glemp miał rację, kiedy po latach publicznie
żałował, że – mimo licznych starań – nie mógł zapobiec śmierci ks. Jerzego
Popiełuszki.
Akcja rozpracowywania kapłana o kryptonimie „Popiel”
rozpoczęła się w drugiej połowie 1982 r., gdy było już jasne, że księdza – ani
prośbą, ani groźbą – nie da się odwieść od głoszenia patriotycznych kazań i
wołania o poszanowanie praw człowieka. Do akcji inwigilowania ks. Popiełuszki
zaangażowano co najmniej czterech tajnych agentów, w tym duchownego o
pseudonimie TW „Jankowski”.
Bezwzględna akcja
bezpieki
W grudniu 1983 r. kapelan „Solidarności” został wezwany na
przesłuchanie i dobrowolnie stawił się w siedzibie Komendy Stołecznej Milicji
Obywatelskiej. Wiceprokurator Anna Jackowska odczytała przed nim decyzję o wszczęciu
śledztwa w sprawie naruszenia artykułu 194 kodeksu karnego. Zarzucono ks.
Jerzemu, że nadużywa funkcji kapłana i wolności sumienia, czyniąc z kościołów
„miejsce szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej”. Poinformowano
go, że za opisane czyny grozi kara 10 lat więzienia. Podczas trwającego kilka
godzin przesłuchania zadawano duchownemu absurdalne pytania w rodzaju:
„Dlaczego ksiądz deformuje hostię podczas liturgii?”, co było nawiązaniem do
prezentowania hostii w rękach ułożonych rzekomo w znak „V”, czyli symbol
zwycięstwa używany przez „Solidarność”. Potem kapelana robotników już
systematycznie mękano wezwaniami na przesłuchania i atakami w mediach.
Najgłośniejszym wydarzeniem była w tamtym czasie „prowokacja na Chłodnej”,
czyli rewizja w mieszkaniu księdza. Przed budynkiem czekali już umówieni
dziennikarze, a esbecy „w ciemno” otwierali skrytki, z których wyjmowali
podrzucone uprzednio materiały wybuchowe, amunicję, farby drukarskie, ulotki. W
oszczerczym artykule zasugerowano potem, że duchowny nie tylko szykuje zbrojną
kontrrewolucję, ale także prowadzi podwójne życie. Nawet wtedy nikt chyba
jednak nie przypuszczał, że szykanowany i podupadający na zdrowiu kapelan
„Solidarności” zostanie uprowadzony i bestialsko zamordowany. Stało się to
zaledwie trzy dni po tym, jak 16 października 1984 r. ostatecznie odmówił
wyjazdu na studia do Rzymu, co w trosce o jego los po praz kolejny proponował
mu prymas Józef Glemp.
Okrutna śmierć
Okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki są przerażające.
Kiedy 19 października 1984 r. wracał do Warszawy z parafii pw. Świętych
Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, niedaleko miejscowości Górsk został
uprowadzony wraz ze swoim kierowcą przez trzech funkcjonariuszy Departamentu IV
MSW. Esbecy przebrani w mundury milicjantów Wydziału Ruchu Drogowego MO
zatrzymali auto, skrępowali księdza i wrzucili go do bagażnika. Szofer Waldemar
Chrostowski zdołał uciec, tymczasem kapelan „Solidarności” został poddany
torturom, co wykazały badania w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w
Białymstoku. Ręce kapłana związano tak, by próby poruszania nimi zaciskały
pętlę na szyi. Kiedy został zamęczony, mordercy obciążyli zwłoki workiem z
kamieniami i wrzucili do zalewu na Wiśle k. Włocławka.
Historyk Jan Żaryn zauważył, że postać ks. Jerzego wpisuje
się w tragiczną historię polskich kapłanów, którzy od 1939 r. byli poddawani
ciężkim represjom – najpierw przez okupantów niemieckich i sowieckich, a
później przez władze komunistycznej Polski. Papież Jan Paweł II podczas homilii,
którą 7 czerwca 1991 r. wygłosił we Włocławku, niedaleko miejsca śmierci
kapłana, przestrzegał jednak przed ograniczaniem posługi duszpasterza polskich
robotników tylko do wymiaru politycznego. Prosił, aby widzieć w ks. Popiełuszce
„wewnętrznego człowieka” w całej prawdzie jego życia. Bo właśnie dzięki swej
wielkiej duchowości stał się on heroicznym świadkiem trudnych czasów, w których
przyszło żyć Polakom.
Droga do świętości
Dekret o męczeństwie ks. Jerzego Popiełuszki 19 grudnia 2009
r. podpisał papież Benedykt XVI, ale zanim mogło to nastąpić, musiał odbyć się
proces beatyfikacyjny. Rozpoczał się on 8 lutego 1997 r. i trwał na szczeblu
diecezjalnym pełne cztery lata – do 8 lutego 2001 r. W tym czasie Trybunał
Beatyfikacyjny odbył 53 sesje i przesłuchał 41 świadków. Powstał z tego
dokument liczący 900 stron, w którym zgodnie z prawnymi wymogami Kościoła
wykazano, że kapelan „Solidarności” zginął za wiarę i „przyjął śmierć w duchu
chrześcijańskim, z cierpliwością i męstwem oraz wytrwałością aż do końca”.
Potwierdzono też, że „sława męczeństwa” ks. Popiełuszki była spontaniczna,
powszechna, ciągła i prawdziwa.
Dokument został przekazany do Watykanu, gdzie 3 maja 2001 r.
rozpoczął się drugi etap procesu beatyfikacyjnego. Wykazano w nim, że śmierć
kapelana „Solidarności” została przyjęta dobrowolnie i że nastąpiła w obronie
wartości religijnych. Niezbędne dokumenty gromadził postulator procesu
beatyfikacyjnego ks. Tomasz
Kaczmarek, który 14 października 2006 r. poinformował o zakończeniu prac. Ich
podsumowaniem było „positio”, czyli liczący 1100 stron dokument pod tytułem
„Pozycja o męczeństwie”.
Uroczysty akt beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki odbył się
6 czerwca 2010 r. w Warszawie. Było to wielkie wydarzenie religijne, ale także
narodowe z udziałem tysięcy wiernych. Ceremonii przewodniczył abp Angelo Amato,
prefekt watykańskiej Kongregacji do spraw Beatyfikacji i Kanonizacji. Wraz z
nim Mszę św. beatyfikacyjną koncelebrowało ok. 100 kardynałów, arcybiskupów i
biskupów raz ponad 1600 kapłanów.
W: Przewodnik Katolicki, nr 42, 20 października 2013 r., s.
28-31.