Orędownicy na nasze czasy

W czasach powszechnego zamętu, deptania ładu moralnego, odwracania znaczenia pojęć, podcinania korzeni, z których wyrastamy, znieprawiania ducha, mamy orędowników, którym możemy powierzyć sprawy naszej Ojczyzny. Pozostawili nam jasne przesłanie i świadectwo, jak przebyć ten trudny czas.

Święty Jan Paweł II, Prymas Tysiąclecia ks. kard. Stefan Wyszyński, bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Ich posługa dowodzi, jak ważne dla przetrwania Narodu jest pojawienie się w danym momencie historii postaci – mocarzy ducha – bezkompromisowo wskazujących znaczenie fundamentalnych wartości i świadczących o nich swym życiem. Dowodzi, jak istotne, nie tylko dla jednostek, ale i całej wspólnoty, jest posiadanie autorytetu, pojęcia całkowicie skompromitowanego po 1989 roku poprzez kreowanie na autorytety osób będących ich zaprzeczeniem.

Karol Wojtyła wyrastał w duchu Prymasa Tysiąclecia, sam przecież przyznał: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka (… ) gdyby nie było Twojej wiary niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.

Te papieskie słowa wypowiedziane w kilka dni po wyborze na Stolicę Piotrową możemy dzisiaj również odnieść do bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Nie byłoby Jego posługi, aż do męczeństwa i chwały ołtarzy, bez Prymasa Tysiąclecia, i bez Jana Pawła II.

Aż po śmierć męczeńską

Powołanie Księdza Jerzego dojrzewało od dzieciństwa. Dużą rolę w jego formacji odegrała lektura „Rycerza Niepokalanej”, dlatego myślał o wyborze franciszkańskiej drogi. Zdecydował się jednak na warszawskie Wyższe Metropolitalne Seminarium Duchowne św. Jana Chrzciciela, choć o wiele bliżej było do Białegostoku. Ale ordynariuszem w stolicy był ks. kard. Stefan Wyszyński. Jego autorytet w czasach Wielkiej Nowenny Narodu w przededniu milenijnych uroczystości, które stały się triumfem Kościoła prowadzonego przez Prymasa, był niepodważalny. Tym większy u młodzieńca stojącego u progu kapłańskiej drogi. Na Jego podaniu o przyjęcie do seminarium widnieje adnotacja: „Zostaje przyjęty”, napisana przez ks. kard. Wyszyńskiego.

Do rangi symbolu urosła decyzja Prymasa z 1961 roku – oddania w uroczystym akcie alumnów pod opiekę Matki Bożej. Wypowiedziane podczas tej uroczystości słowa: „Królowo Apostołów i Królowo Męczenników, jesteśmy gotowi do pracy apostolskiej aż po śmierć męczeńską, jeżeli tego Syn Twój zażąda i jeżeli to będzie potrzebne dla chwały Kościoła świętego”, ćwierć wieku później miał wypełnić ks. Popiełuszko.

W seminarium wielokrotnie dane Mu było zetknąć się z ks. kard. Wyszyńskim, z jego też rąk przyjął 28 maja 1972 roku święcenia kapłańskie.

Dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia

Kiedy w sierpniu 1980 roku zastrajkowała w obronie wyrzuconej z pracy Anny Walentynowicz Stocznia im. Lenina i wkrótce sformułowano 21 postulatów na czele z żądaniem powstania wolnych związków zawodowych, protesty rozszerzyły się na całą Polskę. Strajk rozpoczęli także robotnicy Huty Warszawa. Ich delegacja udała się do ks. kard. Wyszyńskiego z prośbą o wyznaczenie kapłana do odprawienia Mszy św. na terenie huty.

Kapelan Prymasa wraz z hutnikami udał się do parafii św. Stanisława Kostki, na której terenie leżał strajkujący zakład. W kościele spotkali ks. Popiełuszkę wychodzącego właśnie z konfesjonału. Chwilę później byli w drodze do huty. Od tego spotkania przy ołtarzu rozpoczęła się duchowa przyjaźń hutników z Księdzem Jerzym.

Narodziny „Solidarności” przyniosły wielką przemianę w Polsce, u podstaw której była troska o przywrócenie godności ludzi pracy, odbudowa ładu moralnego i narodowej tożsamości. W październiku 1980 roku w kościele św. Stanisława Kostki z inicjatywy ks. prałata Teofila Boguckiego odprawiono pierwszą Mszę św. za Ojczyznę. Po 13 grudnia 1981 roku Msze św. za Ojczyznę w każdą ostatnią niedzielę miesiąca odprawiał ks. Jerzy Popiełuszko.

Z czasem posierpniowej odnowy związane są również tragiczne chwile maja 1981 roku – zamachu na Ojca Świętego Jana Pawła II oraz śmierci Prymasa Polski. Uroczyste, królewskie pożegnanie przez Naród swego interreksa zgromadziło milionową rzeszę rodaków. Ksiądz Jerzy, podobnie jak podczas papieskich pielgrzymek do stolicy, organizował pomoc medyczną dla przybyłych rzesz wiernych. Po pogrzebie Prymasa podszedł do Niego dziennikarz z prośbą o krótką wypowiedź. Ksiądz Jerzy nie był jednak w stanie powiedzieć ani jednego słowa, z Jego oczu popłynęły łzy.

„Szczególnym przedmiotem… medytacji uczyńcie postać niezapomnianego Prymasa, świętej pamięci Kardynała Wyszyńskiego, Jego osobę, Jego naukę, Jego rolę w jakże trudnym okresie naszej historii. To wszystko uczyńcie przedmiotem medytacji i podejmijcie to wielkie i trudne dzieło, dziedzictwo przeszło tysiącletniej historii, na którym On, Kardynał Stefan, Prymas Polski, dobry Pasterz, wycisnął trwałe, niezatarte piętno. Niech dzieło to podejmą z największą odpowiedzialnością Pasterze Kościoła, niech podejmie to duchowieństwo, kapłani, rodziny zakonne, wierni każdego wieku i każdego zawodu. Niech podejmą je młodzi. Niech podejmie je cały Kościół i cały Naród”.

Nie ma wolności bez Prawdy i męstwa

Misję, do której wzywał swoich rodaków św. Jan Paweł II, już od wielu lat realizował ks. Jerzy Popiełuszko. Jego przewodnikiem –duchowym ojcem – w tym dziele był właśnie Prymas Tysiąclecia. Ten związek był bardzo silny, a łzy –dzisiaj już bł. ks. Popiełuszki –pokazywały, jak mocne było to uczucie. Ksiądz Jerzy w swoich homiliach wygłaszanych podczas Mszy św. za Ojczyznę nieustannie czerpał z nauk Ojca Świętego Jana Pawła II oraz Prymasa Tysiąclecia (i tak jak oni oparcie znajdował w Matce Bożej Królowej Polski). Tak też było 19października 1984 roku w Bydgoszczy w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników, podczas Jego ostatniej Mszy św., kiedy rozważając tajemnice bolesne Różańca, wielokrotnie obu przywoływał: „Aby zwyciężyć zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych. Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym, mówił Ojciec Święty, może być tylko człowiek mężny. Biada społeczeństwu – wołał Prymas Tysiąclecia –którego obywatele nie rządzą się męstwem, przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami”.

W swoich homiliach podczas Mszy św. za Ojczyznę wiele mówił o wolności, ale jak podkreślał: „aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Żyć w prawdzie to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zmienić taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie protestujemy, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. (…) Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapomniała, co było dla niej prawdą, jeszcze przed niespełna rokiem stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później, jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie. Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i Narodu jest przezwyciężenie lęku…”.

I znów wskazywał na doświadczenie Prymasa Wyszyńskiego, który przebywając w więzieniu za Prawdę, w swoich notatkach w dniu 5 października 1954 roku pisał, że „Największym brakiem apostoła jest lęk. (…) ściska serce i kurczy gardło. (…) Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich (…) ’Zmusić do milczenia przez lęk’ – to pierwsze zadanie strategii bezbożniczej (…) Milczenie tylko wtedy ma swoją apostolską wymowę, gdy nie odwraca oblicza swego od bijącego (…)”. Tyle Ksiądz Prymas w „Zapiskach więziennych”.

Ksiądz Popiełuszko podkreślał więź z pokoleniami Polaków walczącymi o niepodległość Ojczyzny, niewahającymi się zapłacić za to często ogromnej ceny. „Jesteśmy spadkobiercami tych, którzy ust swoich nie zamknęli, gdy chodziło o ważne sprawy Narodu. Dlatego i my zamknąć ust nie możemy, gdy idzie o wychowanie młodego pokolenia, które w niedalekiej przyszłości na swoich barkach poniesie losy domu ojczystego. A wy, drodzy młodzi przyjaciele, musicie mieć w sobie coś z orłów. Serce orle i wzrok orli – jak mówił zmarły Prymas. Musicie ducha hartować i wznosić wysoko, aby móc jak orły przelatywać ponad wszelkim innym ptactwem, w przyszłości naszej Ojczyzny. Tylko będąc jak orły, potraficie przebić się przez wszystkie dziejowe przełomy, wichry i burze, nie dając się spętać żadną niewolą. Pamiętajcie. Orły to wolne ptaki, bo szybują wysoko, a nie pełzają po ziemi. Jednak czy będziecie mogli być jak orły, zależy przede wszystkim od tego, komu pozwolicie rzeźbić w waszej duszy (…)”.

Musimy być mocni

I komu pozwoliliśmy „rzeźbić w naszej duszy”? Czy nie czas przepędzić tych „rzeźbiarzy” i sięgnąć do źródeł? Tak jak przed laty Ksiądz Jerzy przypominający słowa Ojca Świętego wypowiedziane, kiedy jeszcze był biskupem w Krakowie: „’Słaby jest lud, jeśli godzi się na swoją klęskę, gdy zapomina, że został posłany, by czuwać, aż przyjdzie jego godzina. Bo godziny wciąż wracają na wielkiej tarczy historii’. Oby godzina Prawdy jak najszybciej wróciła na wielkiej tarczy, bohaterskiej tarczy naszego Narodu, i by Prawda odniosła ostateczny triumf w naszej Ojczyźnie”.

Dzisiaj znów czekamy na tę godzinę. Jej nadejście przybliżają św. Jan Paweł II, bł. ks. Jerzy Popiełuszko i Sługa Boży Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński. Jakże krzykliwi są ci, którzy chcieliby nas pozbawić duszy, wzywając do rezygnacji z naszej tożsamości, wiary, polskości. Gdy to porzucimy, dopiero „wejdziemy” do Europy. Święty Jan Paweł II już w 1991 roku nawiązał do tych upokarzających nas koncepcji, mówiąc we Włocławku, miejscu śmierci ks. Popiełuszki: „Nie musimy do niej [Europy – przyp. red.] wchodzić, ponieważ ją tworzyliśmy, i tworzyliśmy ją z większym trudem, aniżeli ci, którym się przypisuje albo którzy sobie przypisują patent na europejskość, wyłączność. A co ma być kryterium, co ma być kryterium wolności? Jaka wolność? Na przykład wolność odbierania życia nienarodzonemu dziecku? Moi drodzy bracia i siostry, ja pragnę jako Biskup Rzymu zaprotestować przeciwko takiemu kwalifikowaniu Europy, Europy Zachodniej. To obraża ten wielki świat kultury, kultury chrześcijańskiej, z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli, współtworzyli także za cenę naszych cierpień… Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach – i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak, tworzył ją ksiądz Jerzy. On jest patronem naszej obecności w Europie za cenę ofiary z życia, tak jak Chrystus”. 

W: Nasz Dziennik, piątek 6 czerwca 2014 r., autor: Dr Jarosław Szarek.