I. Żywa pamięć trwa

Tak jak św. Andrzej Bobola, bł. ks. Jerzy został bestialsko zamęczony z nienawiści do wiary i Kościoła katolickiego

W tym roku, 19 października, mija już 40. rocznica bestialskiego mordu na bł. ks. Jerzy Popiełuszce. Dokonali go funkcjonariusze komunistycznej Służby Bezpieczeństwa za wiedzą i zgodą swoich przełożonych, którzy nigdy nie zostali osądzeni i ukarani. Potworne, wielogodzinne, dzikie znęcanie się nad księdzem, a wreszcie przywiązanie wora z kamieniami do jego nóg i wrzucenie do Wisły poruszyło cały cywilizowany świat.

Zamordowanie, czy dokładniej mówiąc - rzeź kapelana "Solidarności", w niejednym przypomina męczeństwo św. Andrzeja Boboli z rąk Kozaków w Janowie Podlaskim 16 maja 1657 roku. Ksiądz Jerzy został bestialsko zamęczony w 37. roku życia i tak jak Andrzej Bobola - z nienawiści do wiary i Kościoła katolickiego. Dziś miałby już 77 lat.

W cyklu "Męczennik bezbożnego komunizmu" przypominamy postać ks. Jerzego, do którego grobu przybyło już blisko 25 milionów wiernych. Rocznica zabójstwa ks. Jerzego ma też szczególnie aktualny, bolesny kontekst znęcania się nad uwięzionym ks. Michałem Olszewskim. Sercanin przeżywa to, co ks. Jerzy: naigrawanie, upokarzanie, szykany. Czy Polacy pamiętają nauczanie Prymasa Tysiąclecia, że każdy zamach na Kościół zawsze kończy się zamachem na Naród?

Wdzięczność i hołd

Żaden z licznych nowych polskich błogosławionych z ostatnich lat - ba! nawet sam wielki Prymas Tysiąclecia - nie cieszy się ciągle tak żywą, nieustanną i żarliwą pamięcią oraz codzienną - dosłownie! - obecnością pielgrzymów przy swoim grobie, jak wielki męczennik bł. ks. Jerzy. Przez wiele lat od jego śmierci wielcy tego świata, przybywający z wizytą do Polski, poczytywali sobie za honor złożyć kwiaty na grobie męczennika. Ciągle też przyjeżdżają tu liczni cudzoziemcy, a szczególnie Francuzi, z najdalszych nawet stron świata, o czym świadczą choćby w parafialnej księgarni publikacje o naszym błogosławionym w kilku europejskich językach.

Czterdziestoletnia, jakże ciągle żywa, pamięć o błogosławionym trwa szeroko w polskim Narodzie poprzez różne i liczne dzieła noszące imię męczennika, a głównie poprzez szkoły imienia ks. Jerzego, czy też ruchy obrony dzieci nienarodzonych. Dziś wobec faktu coraz niższej liczby urodzin wielkim zadaniem zarówno religijnym, jak i patriotycznym, państwowym jest nasza praca i osobiste zaangażowanie nad zatrzymaniem wymierania polskiego Narodu. Naśladujmy bł. ks. Jerzego i przy każdej sposobności poruszajmy sumienia, by zatrzymać antycywilizację śmierci szerzoną przez polskojęzyczne media.

Osobę i dzieło wielkiego męczennika ks. Jerzego upamiętnia też ponad 30 nowo powstałych parafii jego imienia, jak np. na poznańskich Plewiskach, w krakowskim Bieżanowie czy w Rzeszowie. Przy wielu kościołach i na miejskich placach - nawet w Paryżu - ustawiono dziesiątki pomników wielkiego męczennika, różnych głazów, kamieni oraz tablic upamiętniających zamordowanego kapłana bohatera. Zginął za obronę prawdy, Ewangelii, za Boży ład w świecie, za krzywdzonych przez bezbożny i antyludzki komunizm wyniszczający Polskę przez cztery pokolenia. A dziś na nowo przepoczwarzający się w kolejne mutacje i hybrydy, aby zwodzić naiwnych i serwować im kolejne mutacje starego kłamstwa o wolności i szczęściu bez Boga i Dekalogu.

Oddany na służbę Bogu

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 roku w Okopach na świętym Podlasiu, które przez wieki dawało świadectwo wierności Bogu, Polsce i Kościołowi. O katolickości Podlasia świadczy do dziś aż 10 sanktuariów - ciągle żywych i pełnych pątników.

Matka ks. Jerzego, śp. Marianna Popiełuszko (zm. 2013), wyznała, że jeszcze przed narodzeniem oddała syna całkowicie na wyłączną służbę Bogu. Wczesne dzieciństwo i młodość - aż do matury - przyszły kapłan przeżył w swojej rodzinnej wiosce Okopy w gminie Suchowola. Jego rodzice - Marianna z domu Gniedziejko i Władysław (zm. 2002), mieli siedemnastohektarowe gospodarstwo rolne, z którego utrzymywali swoich czworo dzieci. Najstarsza siostra, Teresa, rocznik 1943, obecnie mieszka w Suchowoli. Starszy o dwa lata od ks. Jerzego brat, Józef, mieszka dziś w Dąbrowie Białostockiej. W 1951 roku urodziła się Jadwiga, która jednak szybko zmarła. W 1954 roku urodził się najmłodszy Stanisław, który później przejął gospodarstwo i wciąż mieszka w domu rodzinnym Popiełuszków w Okopach.

W pobliskiej Suchowoli przyszły męczennik - bohater wiary katolickiej i Ojczyzny - ukończył szkołę podstawową oraz liceum. Tam też - jako ministrant - związał się z duszpasterstwem swojej parafii św. Apostołów Piotra i Pawła. W domu rodzinnym Popiełuszków kultywowano pamięć o wuju, bracie matki, Alfonsie Gniedziejce, żołnierzu -partyzancie Armii Krajowej, który w wieku 21 lat zginął zaraz po wojnie z rąk sowieckich "wyzwolicieli". W rodzinie Popiełuszków i Gniedziejków żywa była też pamięć o stryjecznym wuju matki ks. Jerzego, św. Rafale Kalinowskim (zm. 1907). W jego beatyfikacji dokonanej 22 czerwca 1983 roku w Krakowie przez Jana Pawła II Wielkiego z dumą uczestniczyli ks. Jerzy z rodziną.

Seminarium i wojsko

Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1965 roku ks. Jerzy wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Klimat głębokiego, autentycznego życia religijnego w domu rodzinnym, przeniknięty serdeczną, polską pobożnością maryjną, uformował w przyszłym błogosławionym silne duchowe fundamenty, które doprowadziły go do głębokiej, dojrzałej wiary. Ta zaś do seminarium i święceń kapłańskich. I do niezwykłej charyzmatycznej posługi duszpasterskiej obejmującej w trudnym etapie polskich dziejów setki tysięcy rodaków. Ksiądz Jerzy wyniósł z bogobojnego domu rodzinnego przekonanie, że bez Boga ani do proga i że sprawy duchowe są najważniejszymi wartościami człowieka, których nie mogą przesłaniać ani przewyższać żadne inne. Ta właśnie głęboka wiara i ład moralny w rodzinie doprowadziły młodego maturzystę do seminarium duchownego.

W latach 1966-68 musiał jednak przerwać studia teologiczne. Wraz z setkami kleryków zmuszony został do odbycia przymusowej służby wojskowej, o czym szerzej w innym odcinku naszego cyklu. Kleryków skoszarowano w specjalnej jednostce wojskowej w Bartoszycach, zaś głównym celem tego diabelskiego planu było zniechęcanie młodych do powrotu do seminarium. Kleryk Jerzy w wojsku zapisał się wielkim hartem ducha, odwagą i wytrwałością w zachowaniu swoich przekonań religijnych. Spotykały go za to nieustanne szykany, kary, kpiny i poniżanie ze strony dowódców, specjalnie przygotowywanych do stosowania tych poniżających praktyk.

W wyniku służby wojskowej ks. Jerzy ciężko się rozchorował i trafił do Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Był nawet w stanie krytycznym, a o jego wyzdrowienie modliło się całe seminarium warszawskie i wierni, którzy go nawet nie znali. Wtedy dosłownie walczył o życie. Już nigdy nie odzyskał pełni sił i zdrowia. Problemy zdrowotne po wojsku na przemian to ustawały, to się nasilały. W 1979 roku zdarzyło się nawet, że zemdlał przy ołtarzu. Mszę św. dokończył wielki świadek życia i świętości błogosławionego ks. Czesław Banaszkiewicz. Ksiądz Jerzy został wtedy zwolniony z obowiązków wikariusza. I tak Święta Opatrzność - która pisze prosto na krzywych liniach prześladowców - doprowadziła go do posługiwania w środowiskach medycznych.

Kolejne miejsca kapłańskiej posługi

Po przyjęciu święceń kapłańskich w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie 28 maja 1972 roku z rąk wielkiego Prymasa Tysiąclecia ks. Jerzy pełnił kapłańskie obowiązki jako wikariusza w parafiach archidiecezji warszawskiej. Pierwszą placówką duszpasterską przyszłego błogosławionego była podwarszawska parafia św. Trójcy w Ząbkach (1972-1975). Tam zdobywał pierwsze szlify duszpasterskie pod kierunkiem proboszcza ks. Tadeusza Karolaka (zm. 2020), dynamicznego i zasłużonego organizatora życia duszpasterskiego w parafii i całej archidiecezji. Neoprezbitera ks. Jerzego doświadczony proboszcz przyjął serdecznie, przydzielając mu kolejne agendy pracy parafialnej. Ksiądz Jerzy musiał czuć się dobrze na pierwszej placówce, skoro później często i dobrze wspominał swój czas w Ząbkach. Po trzech latach posługi został przeniesiony do parafii Matki Bożej Królowej Polski w Aninie (1975-1978), gdzie proboszczem był ks. Wiesław Kalisiak (zm. 2006). Kolejny proboszcz porwał ks. Jerzego swoim zapałem do pracy duszpasterskiej z młodzieżą. W niej ks. Jerzy poczuł się sobą. Pokochał młodzież, której żarliwie poświęcał cały swój czas. Przyjmował młodych u siebie, często wyjeżdżał z nimi na wycieczki i obozy. Proboszcz zaś cieszył się, że ma podobnego do siebie duszpasterza młodzieży.

W 1978 roku władza duchowna przeniosła ks. Jerzego na placówkę do parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu, gdzie posługiwał zaledwie przez rok. Powracające dolegliwości, których nabawił się w wojsku, coraz częściej dawały o sobie znać. W 1979 roku Ksiądz Jerzy został mianowany archidiecezjalnym (!) duszpasterzem służby zdrowia i objął opiekę nad Domem Pracownika Służby Zdrowia. Wtedy też oddał się pracy wśród młodzieży akademickiej, zwłaszcza wśród studentów medycyny w kościele akademickim pw. św. Anny na Krakowskim Przedmieściu. Ponadto przejął duszpasterstwo personelu medycznego - pielęgniarek w pobliskiej kaplicy Res sacra miser. Niebawem ten niewielki kościółek nie mógł pomieścić wszystkich lekarzy i pielęgniarek, którzy pozostawali pod urokiem gorliwego pasterza.

Żoliborz - ostatni etap

20 maja 1980 roku ks. Jerzy ze względu na pogarszający się stan zdrowia został przeniesiony jako tzw. rezydent, a więc ksiądz z mniejszą ilością zadań i obowiązków duszpasterskich, do prestiżowej parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Proboszczem tej słynnej dziś na cały świat parafii był wtedy niezapomniany ks. prał. Teofil Bogucki (zm. 1987), który tak pisał o Księdzu Jerzym: "Tu dopiero, na Żoliborzu, w pełni rozwinął swoje skrzydła, nie krępowany w inicjatywach i w pracy. Parafia od dawna o obliczu narodowo-patriotycznym była dlań prawdziwą przystanią, nie odpoczynku, ale wytężonej pracy na wielu odcinkach. Msza Święta za Ojczyznę, wprowadzona w październiku 1980 roku, porwała go. Włączył się w nią z młodzieżą akademicką". W w tym przypadku można trawestować słynne adagium naszego Papieża, że nie byłoby tego ks. Jerzego Popiełuszki, gdyby nie było ks. Teofila Boguckiego.

"Przyszedł do parafii - jak zapisał ksiądz poeta Jan Sochoń - prosty, nieśmiały, jakby zalękniony. Pytałem się w duchu, co za pociechę mieć z Niego będę. Na początku do kazań się nie rwał, śpiewu unikał. Ale coś z niego promieniowało. Coś mnie do Niego ciągnęło, coś było wspólnego. Był inny niż wszyscy, choć bezpośredni i taki swój. Nie trzeba było długo czekać, aby Ksiądz Jerzy pokazał swoją niezwykłą osobowość". O żoliborskim czasie wielkiego męczennika opowiemy o osobnym odcinku.

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Męczennik bezbożnego komunizmu, cz. I: Żywa pamięć trwa, w: Nasz Dziennik nr 162/15.07.2024, s. 12-13.