II. Czas wojska - przygotowanie do męczeństwa

Błogosławiony ks. Jerzy przeszedł przymusową służbę w batalionie dla kleryków bez skazy

Przymusowy pobór kleryków do wojska był formą represji władz komunistycznych PRL wobec Kościoła. Za rządów Władysława Gomułki początkowo seminarzystów kierowano do różnych jednostek wojskowych rozsianych po całej Polsce. Klerycy przebywali w nich wraz z innymi żołnierzami powołanymi do obowiązkowej służby wojskowej. Politrucy peerelowscy umyślili sobie, że będzie to najlepszy sposób na ucieczkę kleryków z seminariów.

Oficerowie polityczni w wojsku w mig zorientowali się jednak, że poborowi klerycy mieli „zły” wpływ na swoich rówieśników i rujnowali ich „sukcesy” ideologiczne. Według pezetpeerowskich doktrynerów klerycy dezawuowali ich dydaktyczne wysiłki w kształtowaniu socjalistycznych obywateli. Alumni bowiem w rozmowach ze swoimi rówieśnikami – jak czytamy w jednym ze sprawozdań – „mieli ogromny wpływ na mentalność swoich świeckich kolegów, katechizowali poborowych, zapraszali do wspólnych modlitw i życia duchowego”. Także wizyty przedstawicieli Kościoła w jednostkach wojskowych, odwiedzanie kleryków przez wychowawców seminaryjnych czy proboszczów z parafii ich pochodzenia osłabiały tępą ateizację oficerów politycznych. Obserwacje wojskowych kadr ideologicznych doprowadziły do utworzenia w 1965 roku osobnych jednostek wojskowych złożonych wyłącznie z alumnów seminariów duchownych.

W 1966 roku – po roku studiów w seminarium warszawskim – kleryka Jerzego Popiełuszkę wcielono – jak setki innych – do służby wojskowej w specjalnych batalionach kleryckich. Zamiarem ówczesnych władz – wtedy pachołków Moskwy – było zniechęcanie kleryków do pójścia dalej drogą kapłańskiego powołania i odejście z seminarium. W jednostkach kleryckich zatrudniano dziesiątki zideologizowanych oficerów politycznych zajmujących się wyłącznie komunistyczną indoktrynacją młodych alumnów. W końcu zorientowano się, że ta prymitywna, bolszewicka agitacja oraz koszta, które na nią szły, nie przynoszą spodziewanych owoców. Klerycy – poza nielicznymi przypadkami – po poniżającym odsłużeniu służby wojskowej gremialnie wracali do seminarium. Szatańska strategia odwodzenia kleryków przez ideologiczną służbę wojskową poniosła całkowite fiasko. Gremialny powrót kleryków do seminariów stał się dowodem na bezsens ateizacji przez wcielenie do wojska. Wystarczy wspomnieć, że w latach 1959-1980 służyło w wojsku 2926 alumnów, z czego zaledwie 139 (!) nie wróciło po skończonej służbie do seminarium. I tak cała podstępna walka z Kościołem poniosła klęskę.

Jednostka nieskutecznego prania mózgów 

Błogosławiony ks. Jerzy służbę wojskową odbywał w latach 1966-1968 w Jednostce Wojskowej Nr 4413 w Bartoszycach. Była to jednostka specjalna dla samych tylko kleryków, o specjalnie zaostrzonym rygorze i silnie ateistycznym programie. Głównym celem oficerów politycznych było odwieść kleryków od powrotu do seminarium. Pobór alumnów był głównym elementem zaprogramowanych represji ówczesnych władz komunistycznych wobec Kościoła. Jednostka specjalna w Bartoszycach była też wtedy powszechnie określana mianem „największego seminarium duchownego w Polsce”. W pierwszym roku pobytu w niej kleryka Popiełuszki przebywało w Bartoszycach aż 320 alumnów. Żadne z ówczesnych polskich seminariów nie miało aż tylu kleryków-studentów.

Warto tu zwrócić uwagę, że samo położenie jednostki kleryckiej w dalekiej północno-wschodniej części Polski, a jeszcze na dodatek w poniemieckich koszarach i na dalszych obrzeżach ówczesnych Bartoszyc, zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy z ówczesnym ZSRS, sprzyjało izolacji kleryków i zaprogramowanym celom wyprowadzenia ich z seminariów. Niedaleko od Bartoszyc jest Stoczek Klasztorny, który był miejscem internowania bł. Prymasa Tysiąclecia. Klerycy musieli sobie uświadamiać grozę swojego położenia. Jeśli męczyli tu samego Prymasa, to co mogą zrobić z nami? Szatańska strategia wobec dziewiętnasto-, dwudziestolatków nie powiodła się. Unaocznia to konsekwencję w działaniach opresyjnego, komunistycznego państwa wobec Kościoła.

Jednostki wojskowe dla kleryków nie były typowymi jednostkami dla ogółu wojska. Miały status placówek specjalnych. Powoływano je wyłącznie dla indoktrynacji seminarzystów w nadziei, że nie wrócą na kapłańską drogę.

Był wzorem dla innych 

Jak zaświadczały dziesiątki kleryków, dolegliwa dyscyplina, męczące ćwiczenia, terror psychiczny i fizyczny w wojsku były codzienną praktyką. Ksiądz Wiesław Wasiński, kolega ks. Jerzego, wspominał: „Następnego dnia po przyjeździe do Bartoszyc, wieczorem, dostaliśmy kilka minut na mycie. Na komendę, w lodowatej wodzie, mieliśmy myć raz prawą, raz lewą nogę. A kiedy wróciliśmy do sal sypialnych, za sugestią Jurka wszyscy uklękliśmy i zaczęliśmy głośno odmawiać pacierz. Nagle wpadł kapral. Rozległ się wrzask: »Wojsko to instytucja świecka, nie kościół. Jeżeli ktoś ma ochotę, to może modlić się po cichu, leżąc w łóżku!«. Ale Jurek nie ustąpił. »Kleryk musi modlić się we wspólnocie, tak przecież jest w seminarium« – odparł. On był naszym przywódcą duchowym. Tak go traktowaliśmy”.

Jerzy Popiełuszko był dla ogółu alumnów wzorem odwagi, cierpliwości i męstwa. „Kary za złamania zakazów – jak czytamy np. w jednym z oficjalnych raportów – były bardzo dotkliwe, nawet jak na zwyczaje panujące w wojsku. Stosowano np. odpowiedzialność zbiorową za przejawy »klerykalizmu«, a za taki uważano np. posiadanie różańca lub łańcuszka z medalikiem Matki Bożej”. Błogosławiony ks. Jerzy wielokrotnie był karany za odmowę zdjęcia medalika, za odmawianie Różańca czy też organizowanie wspólnych kleryckich modlitw. 

Kleryk Andrzej Dusza wspominał, że „Jurek otrzymywał najwięcej karnych alarmów. Bywało, że do oficera musiał się czołgać na kolanach, po ziemi. Miał wyjątkowo surowego dowódcę plutonu, który strasznie się nad nim znęcał i go upokarzał”. Ksiądz Jerzy doświadczał prawdziwych tortur od swego przełożonego. Na przykład w drastyczny sposób „uczył” go pływać, wrzucając bez zabezpieczenia bojącego się wody kleryka do basenu. Wyciągał go, gdy alumn zaczynał tonąć. Bibliotekarka Władysława Zaczyńska zapamiętała jeszcze inne szykany: „Z okna biblioteki obserwowałam, jak w masce gazowej, na zimnie i mrozie Popiełuszko czołgał się po ziemi, reagując na co chwila zmieniającą się komendę: »padnij – powstań«. Widziałam też, jak przynosił trociny z tartaku, a potem na kolanach szorował nimi korytarze, czyścił klozety – też w masce gazowej”.

Ksiądz Jerzy szczerze dzielił się swoimi przeżyciami tylko z ojcem duchownym seminarium w Warszawie, ks. Czesławem Miętkiem. W jednym z listów czytamy: „Dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec na zajęciach przed całym plutonem. Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu… Straszył mnie prokuratorem. Wyśmiewał »co, bojownik  za wiarę«. Ale to wszystko nic. O 17.45 w pełnym umundurowaniu stawiłem się na podoficerce, […] stałem więc przed nim boso. Oczywiście cały czas na baczność. Stałem jak skazaniec. Zaczął się wyżywać. Stosował różne metody, starał się mnie ośmieszyć. […] Na chwilę wyszedł z sali i poszedł do chłopaków (moich kolegów z plutonu). Przyszedł dla mnie z pocieszającą wiadomością: »tam w sali w twojej intencji się modlą«. Rzeczywiście, chłopaki wspólnie odmawiali Różaniec. Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli, ofiarując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu, Bogu, jako przebłaganie za moje grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy ma się świadomość, że cierpi się dla Chrystusa. […] O 22.20 przyszedł polityczny (politruk), kazał mi zdjąć różaniec przy nim. A niby z jakiej racji? Nie zdjąłem, bo przecież nikomu nie przeszkadzał, a nie będę zdejmował dlatego, że ktoś nie może na różaniec patrzeć”. I dodawał: „Gdybym zdjął [różaniec], wyglądałoby to na ustępstwo. Sam fakt zdjęcia to niby nic takiego. Ale ja zawsze patrzę głębiej”. W innym liście do ks. Miętka pisał: „Nieraz miałem pewne wątpliwości, czy dobrze robię, stawiając czoło, cierpiąc za innych. Czy to nie jest jakaś lekkomyślność. Okazałem się bardzo twardy, nie można mnie złamać groźbą ani torturami. Może to dobrze, że akurat ja, bo może ktoś inny by się załamał, a jeszcze innych wkopał”.

Błogosławiony ks. Jerzy przeszedł czas wojska bez skazy – jako prawdziwy rycerz Chrystusowy. Przeogromna siła ducha u tak młodego żołnierza wygrywała z bezmyślnym, narzucanym na siłę bezbożnym, antyludzkim, prymitywnym ateizmem. Niestety, czas przebyty w wojsku zrujnował mocno zdrowie i siły i tak wątłego kleryka. Znacząco pogorszyły się wcześniejsze dolegliwości związane nie tylko z tarczycą, ale i z sercem.

Zaraz po powrocie z wojska do seminarium dłuższy czas musiał spędzić w szpitalu i poddać się skomplikowanej operacji tarczycy. Służba wojskowa nie zniszczyła jednak i nie osłabiła jego powołania, żelaznej woli i siły ducha. Po leczeniu powrócił do warszawskiego seminarium i stał się jego chlubą oraz przykładem dla wszystkich kolejnych pokoleń alumnów.

Pamiątka złych czasów

Bóg nasz i Pan pisze zawsze prosto na krzywych człowieczych liniach. Dziś w Bartoszycach, w miejscu demonicznej walki z Bogiem i Kościołem poprzez ateistyczną indoktrynację i kształtowaniem – jak wtedy mówiono – socjalistycznego człowieka, mamy dziś urządzone miejsce pamięci – Salę Historii bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Zachowano oryginalne pomieszczenia i sprzęty z tamtego czasu. Są w nich wojskowe łóżka, szafki oraz taborety ukazujące codzienne życie kleryków-żołnierzy po powrotach z często poniżających zajęć, szyderstw i kpin kadry oficerskiej. W ubiegłym roku na rozkaz ówczesnego ministra obrony Mariusza Błaszczaka na placu w obrębie koszar wojskowych w Bartoszycach umieszczono kamień z napisem upamiętniającym służbę wojskową w tym właśnie miejscu wielkiego męczennika bł. ks. Jerzego oraz setek innych kleryków, którym przez nachalną, tępą indoktrynację ateistyczną próbowano zniszczyć ich powołanie i służbę w Kościele Bożym. A niektórzy z nich – dodajmy – zostali później nawet biskupami, budowniczymi dziesiątków kościołów, misjonarzami rozsławiającymi naszą Ojczyznę na krańcach świata.

Wreszcie i wybitnymi profesorami z różnych dziedzin nauk kościelnych, a nawet poetami, jak mój kolega ks. Jerzy Czarnota. Posadzony też został w tym miejscu duchowego męczeństwa i pogardy tzw. dąb pamięci, mający kolejnym pokoleniom przypominać tamte złe czasy walki z Bogiem i Kościołem w imię szatańskiej komunistycznej ideologii przepoczwarzającej się na naszych oczach w kolejną demoniczną hybrydę. Ta nowa antyboska i antyludzka hydra przynieść może większe jeszcze ofiary niż bezbożny, zgrzebny, kołchozowy, sowiecki marksizm-leninizm. Może się jednak okazać jako wręcz „lajtowa” w porównaniu z kolejną mutacją starego kłamstwa, która nas – nie daj Boże – czeka.

Błogosławiony księże Jerzy, przyjacielu, wielki męczenniku, wierny kapłanie i wierny Polaku, rodaku nasz, módl się za Kościół, za swoją ziemską Ojczyznę i za Naród, za który oddałeś – po straszliwym męczeństwie – swoje młode, ofiarne życie. Patronuj nam ze św. Andrzejem Bobolą na kolejnym zakręcie naszych polskich dziejów. 

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Męczennik bezbożnego komunizmu, cz. II: Czas wojska - przygotowanie do męczeństwa, w: Nasz Dziennik nr 168/22.07.2024, s. 12-13.