To była Boża interwencja

Z François Audelanem, cudownie uzdrowionym z raka krwi za przyczyną bł. ks. Jerzego Popiełuszki, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler 

Jak przyjął Pan dar swojego uzdrowienia?

– Trudno powiedzieć, sam nie wiem, jak to wyrazić. Nie uświadomiłem sobie tego od razu. To nie było jak nagłe cuda, o których czytamy w Ewangelii, że od razu wszystko się zmienia. Oczywiście wyszedłem z choroby, w moim organizmie nie było już komórek rakowych, ale ja nadal byłem chory. To znaczy widoczne były skutki mojego długiego leczenia, szczególnie konsekwencje fizyczne dla ciała i zdrowia po kilku chemioterapiach, które przeszedłem. Dopiero kiedy zrobiono skaner całego mojego ciała, uświadomiłem sobie, że była w tym jakaś interwencja Boża, że nie wszystko można po ludzku wytłumaczyć.

Co pokazał skaner?

– Że jestem całkowicie uzdrowiony, to znaczy nie ma żadnej komórki rakowej w moim ciele. Kiedy lekarka, która odczytywała to moje prześwietlenie, przyszła do mnie, zapytała, jakie podjąłem leczenie, o którym ona nic nie wie. Moje poprzednie prześwietlenie ciała pokazywało, że są przerzuty i komórki rakowe coraz bardziej się rozprzestrzeniają. A tu nagle wszystko się skończyło. Obecne prześwietlenie było perfekcyjne. Dziwiąc się, pytała dalej, jakie podjąłem leczenie między tymi dwoma prześwietleniami. Odparłem jej, że żadnego. Powiedziała, że nie rozumie tego i że jest to niemożliwe z medycznego punktu widzenia.

Wiem, że ta lekarka była osobą niewierzącą. Bał się Pan mówić jej wprost o cudzie?

– Chciałem wtedy powiedzieć, że to Pan uczynił, ale żyjąc w kraju, który naznaczony jest bardzo świeckością i dążeniem do laicyzacji, nie chciałem czynić prozelityzmu. Odparłem więc tylko, że nie wiem, dlaczego tak jest. Wtedy dopiero tak naprawdę uświadomiłem sobie, że musiało faktycznie zdarzyć się coś niezwykłego, ale zachowałem to w moim sercu.

Słyszał Pan wcześniej o bł. księdzu Jerzym Popiełuszce?

– Tak. Byłem na bieżąco z tym, co się działo z księdzem Popiełuszką, ponieważ w tym czasie śledziłem wydarzenia „Solidarności”. Byłem bardzo wstrząśnięty tym, w jaki sposób go zabito. Moje cierpienie było etapem bardzo ciężkim do przejścia dla całej mojej rodziny. Uważam, że to, co się wydarzyło, to była wielka łaska. Dziękuję za wszystkie modlitwy i duchową jedność ze mną. Powiem panu, że ciągle jeszcze nie rozumiem tego wszystkiego, co się zdarzyło, ale przyjmuję to z pokorą.

Co podnosiło Pana na duchu w trudnych chwilach?

– Eucharystia, za którą bardzo dziękuję Panu Bogu, i moja żona Chantal, z którą obchodzimy dziś 34. rocznicę naszego ślubu. Bardzo wdzięczny jestem jej za wszystko, co dla mnie uczyniła, oraz wspólnocie duszpasterstwa chorych w szpitalu, w którym leżałem. Każdego dnia przychodzili do nas i nam pomagali, przynosili również Najświętszy Sakrament. To pomagało nam żyć razem z nimi i z Panem Bogiem. To była wielka łaska dla nas, byśmy mogli przejść przez ten trudny czas. Przeżyłem łaskę osamotnienia w moim cierpieniu, ale potem otrzymałem łaskę uzdrowienia. Z drugiej strony zacząłem uważnie słuchać, co do mnie mówi Kościół, i przez to przeżycie zostałem oczyszczony. Dziś dziękuję Panu za tych wszystkich, którzy do mnie przychodzili do szpitala i za łaskę codziennej Eucharystii. Także za tych wszystkich ludzi, których nie widziałem i nie poznałem, a którzy modlili się o to, abym mógł dalej żyć.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

W: Nasz Dziennik, poniedziałek 22 września 2014 r.