Beata Falkowska: Uczył wolności i jedności

Bez Facebooka, bez telefonów komórkowych, w zupełnie innej erze komunikacji na celebrowanych przez błogosławionego ks. Jerzego Mszach św. kościoły wypełniały się po brzegi wiernymi. Ludzie znajdowali sposoby, by przekazywać sobie informacje, zapraszać innych, aby przyszli i posłuchali księdza, który mówił to, co oni myśleli lub nawet bali się pomyśleć.

„On mówił za nas, mówił za ludzi” – to zdanie często pojawia się w rozmowach z tymi, którzy przychodzili na żoliborskie Msze św. za Ojczyznę lub zetknęli się z ks. Jerzym w innych miejscach Polski, bo fenomen jego oddziaływania objął cały kraj. Powtarza się jeszcze jedno stwierdzenie – świadkowie tamtych dni do dziś nie do końca potrafią opisać, jak to się działo, że ten tak fizycznie drobny i chorowity człowiek emanował siłą, odwagą, mocą, która innych niosła jak na skrzydłach.

I w życiu, i w nauczaniu bł. ks. Jerzy łączył miłość Boga z miłością człowieka i Ojczyzny. A tajemnica siły zdobywania przez niego ludzkich serc jest prosta: żył tak, jak mówił. Duchowe oblicze naszego Narodu już na zawsze zmieniły nie tyle jakże ważne, głośno i otwarcie wypowiadane przez ks. Jerzego słowa: o prawie ludzi do życia w wierze ojców, o godności każdego człowieka, prawie do prawdy, pracy. Ten niezatarty ślad w nas zostawiło jego życie.

„A pamiętasz, co Jurek powiedział?”

Krystyna Kolasińska w listopadzie 1981 roku pracowała w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej. Podczas pamiętnego strajku na terenie szkoły jako jedyna kobieta znalazła się w komitecie strajkowym. To właśnie wówczas poznała ks. Jerzego. – Odprawiał Msze Święte, spowiadał. Wielu studentów nawróciło się, wywodzący się często z komunistycznych rodzin chłopcy spowiadali się po latach. Uczył nas „Pieśni konfederatów barskich”. Powtarzał, żebyśmy ufali Bogu, że wszystko dobrze się skończy – wspomina pani Krystyna.

Po pacyfikacji WOSP spotkania strajkujących z ks. Jerzym przeniosły się na plebanię kościoła św. Stanisława Kostki. – Ten czas nas połączył. Musieliśmy dokonywać wtedy trudnych wyborów, on dodawał nam siły, że nie jesteśmy sami, odcięci od świata – mówi.

Podkreśla, że ks. Jerzy nie musiał mówić godzinami. Parę jego słów o godności człowieka wystarczyło, by ludzie podnieśli wyżej głowy, by uwierzyli, że oni nas nie złamią. – To było coś, co nam towarzyszyło w czasie strajku w WOSP, ale i później. Do dziś w gronie przyjaciół z tamtych lat wspominamy: „A pamiętasz, co Jurek powiedział” – opowiada pani Krystyna.

A mówił dużo o życiu z krwi i kości, o tym, co widział wokół siebie, czego doświadczali ludzie, dla których był cały. Do końca. Mówił o zrywaniu tysiącletniej więzi Narodu z Chrystusem, tragediach ludzkich, o przemocy, o prześladowaniach, o rodzinach, które nie miały możliwości godnej egzystencji. O wyrzucanych z pracy i represjonowanych ojcach rodzin, często jedynych ich żywicieli. Zawsze wskazywał, że prawdziwym źródłem godności i wolności każdego człowieka jest Boże synostwo. „W każdym człowieku jest ślad Boga. Zobacz, bracie, czy nie zamazałeś go w sobie zbyt mocno” (Msza św. za Ojczyznę, 29 styczniu 1984 roku). „Kultura polska przez wieki brała swoje natchnienie z Ewangelii. […] Tylko Naród wolny duchowo i miłujący prawdę może trwać i tworzyć dla przyszłości” (Msza św. za Ojczyznę, 25 września 1983). Podnosił raz po raz kwestię obrony godności człowieka, która pozwala pomnażać dobro, miłość, sprawiedliwość, odkrywać prawdę, mężnie troszczyć się o najbliższych, rodzinę, ale i solidarnie o innych wokół nas – dzieci, młodzież, najsłabszych – dzieci poczęte, niepełnosprawnych, ludzi starszych. Ksiądz Jerzy organizował grupy osób, które wspierały obronę życia, przeciwstawiały się aborcji; pomagał rodzinom wielodzietnym, zwłaszcza tym, które miały niepełnosprawne dzieci. Po rozwiązaniu „Solidarności” przez komunistyczne władze mówił o jej trwaniu jako „idei w Narodzie” jako wyrazu miłości jednych do drugich, wzajemnej troski, walki o prawdę, sprawiedliwość, prawo do prawdy i godnego życia.

„Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro” – niezmiennie przypominał skupionym wokół niego, studząc często rozgrzane emocje, gorycz, złość. – Gdy zaczynałam zbyt emocjonalnie wygrażać komunistom, on zawsze mówił: „Krysiu, słuchaj się mnie, bo jestem od ciebie starszy”. Był ode mnie starszy dwa miesiące – wspomina Krystyna Kolasińska.

Buty od księdza Jerzego

– Nie sposób oddzielić nauczania od osoby i osobowości ks. Jerzego. U podstaw jego nauczania leżało ogromne zaangażowanie duszpasterskie. To, o czym mówił w homiliach, nie było wynikiem zainteresowań, dociekań teoretycznych. Tematyka, którą poruszał, była przede wszystkim wyrazem ogromnej wrażliwości na ludzką krzywdę, troski o każdego człowieka – zauważa dr Wojciech Bąkowski, w tamtych latach zaangażowany w duszpasterstwo studentów medycyny prowadzone przez ks. Jerzego. Dodaje, że nauczanie błogosławionego było także wynikiem życia w tym miejscu i w tym czasie, bo przecież jego wrażliwość realizowała się w konkretnej sytuacji historycznej. A błogosławiony kapłan zawsze podkreślał, że chrześcijanami mamy być tu i teraz. Silną inspiracją dla ks. Jerzego było także społeczne nauczanie Prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Pochylał się nad każdym. Pomagał tak, jak tego dany człowiek potrzebował. Stworzył wokół siebie swoisty punkt wsparcia w problemach duchowych, rodzinnych, osobistych, ale i konkretnych trudach materialnych, pokazując, że społeczne nauczanie Kościoła to nie odległa teoria, program działania jedynie dla polityków, ale zadanie dla każdego.

Ewa Tomaszewska spotkała ks. Jerzego, gdy zaangażowała się w pomoc w punkcie wydawania darów z zagranicy działającym przy kościele św. Stanisława Kostki. – Czasem w darach wyszukiwaliśmy dla ks. Jerzego buty czy spodnie (w miarę w dobrym stanie), a parę godzin później okazywało się, że ksiądz już przekazał je komuś, kto jego zdaniem potrzebował ich bardziej – wspomina.

Dzięki wrażliwości ks. Jerzego udawało się organizować prace „magazynu” i rozdzielać potrzebującym żywność, leki, ubrania. Przyszły błogosławiony bardzo wspierał te działania, pomagał wynegocjować pomieszczenia na składowane dary. – Był tam, gdzie człowiek był w potrzebie. W szpitalach odwiedzał poszkodowanych przez władze, starał się podnosić ich na duchu. Spotkałam go w szpitalu na Banacha przy łóżku Piotra Bednarza, przewiezionego z więzienia w Barczewie. Niósł taką pomoc, jakiej dany człowiek potrzebował. Dla jednego to była para butów, dla drugiego słowo pocieszenia, dla trzeciego wizyta w szpitalu – konstatuje Ewa Tomaszewska. Zapadła jej także w pamięć obecność ks. Jerzego na procesie Hanny Grabińskiej, która organizowała „magazyn”, kolportowała prasę i literaturę drugiego obiegu. Tomaszewska sama była wówczas na sali sądowej i pamięta, jak trudno było zdobyć uprawniającą do tego przepustkę. Wokół całego procesu stwarzano atmosferę, która także była elementem represji. Kiedy Grabińska została aresztowana, ks. Jerzy zwrócił się do ks. bp. Władysława Miziołka o pomoc w jej uwolnieniu.

Ewa Tomaszewska sama doświadczyła ujmującej wrażliwości ks. Jerzego na ludzkie dramaty. Gdy została pobita, otrzymała od kapelana „Solidarności”, pośrednio, przez wspólną znajomą Dzieje Apostolskie z życzeniami powrotu do zdrowia i wyrazami pamięci w modlitwie. – Gdy wokół działo się tyle ważniejszych rzeczy, pamiętał o osobie, która była przecież jedną z wielu w takiej sytuacji – wspomina.

Dla niej najważniejsze w postawie kapłana było to, że pokazał, iż może być iunctim między tym, co mówimy, a tym, jak żyjemy. – Najważniejszym przesłaniem, które nam przekazał, było to, że prawda, obecna w nauczaniu, jest tym, co ma kształtować nasze życie i być nierozerwalnie z nim związana. Był świadomy, że jego życie jest zagrożone, ale nie mógł się już wycofać, bo przekreśliłby sens swojego nauczania, sens podążania za Chrystusem – mówi Tomaszewska. – Zdałem sobie po latach sprawę, że doszedł do punktu, z którego trudny był już powrót do takiej przeciętnej normalności – dodaje Wojciech Bąkowski.

Patron „Solidarności”

Gdy rodziła się „Solidarność”, Maria Ochman, obecna przewodnicząca Sekcji Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze, wchodziła w dorosłe życie. Z perspektywy czasu widzi, że to, co ks. Jerzy zrobił dla „Solidarności”, to wielka ewangelizacja wielu środowisk zawodowych, które skupił wokół siebie, zarówno robotników, jak i inteligencji. – Zawsze nawiązywał do dwóch spraw: wolności i godności, a także do słów: „Zło dobrem zwyciężaj”. Wiele razy byłam świadkiem prowokacji na Mszach św. za Ojczyznę. Ksiądz Jerzy nigdy nie podsycał emocji, wręcz przeciwnie, tonował je – podkreśla. – Każdego umiał wysłuchać, zrozumieć, każdego potrafił usprawiedliwić, wszystko po to, by nie deptać godności człowieka – dodaje.

To ks. Jerzy zainicjował pielgrzymki świata pracy na Jasną Górę. Po jego śmierci w pielgrzymkach zawsze uczestniczyła Mama, pani Marianna Popiełuszko. Cztery lata temu krajowy zjazd „Solidarności” podjął uchwałę o przejęciu pokoleniowej sztafety przez struktury branżowe i regionalne związku przy pełnieniu dyżurów przy grobie ks. Jerzego. – Ta służba jest czasem swoistych rekolekcji, zatrzymania się w biegu – mówi Maria Ochman.

Patron „Solidarności” w swoim świętym życiu głosił naukę społeczną Kościoła w taki sposób, który do dziś inspiruje i pociąga – przez słowo, ale przede wszystkim przez osobiste świadectwo, żywą troskę o człowieka, miłość, obecność i współcierpienie.

W: Nasz Dziennik, 18 października 2014 r.