Wierzyłam w cud

Z siostrą Rozalią Oleniacz ze Zgromadzenia Sióstr św. Michała Archanioła w Joinville-le-Pont we Francji rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Była Siostra świadkiem cudownego uzdrowienia za przyczyną bł. ks. Jerzego Popiełuszki 56-letniego mężczyzny, nieuleczalnie chorego na raka krwi. Leżał w szpitalu, w którym Siostra pracuje?

– Tak. Po powrocie z Polski do Francji zostałam w sierpniu 2012 roku wezwana do umierającego człowieka na oddziale paliatywnym François Audelana. Jego żona Chantal była ciągle obecna przy nim i prosiła, żebym przynosiła im codziennie Komunię Świętą. To, co jakoś szczególnie przemówiło do mnie, kiedy po raz pierwszy weszłam do pokoju, w którym leżał jej mąż, to figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem postawiona na biureczku przy chorym. Szpital, w którym pracuję, jest placówką publiczną i wszelkie oznaki religijne nie są tu mile widziane czy w ogóle wskazane. Pomyślałam więc, że ci ludzie muszą mieć mocną wiarę, skoro mają odwagę się do niej przyznawać.

W jakim stanie był wówczas chory?

– Był leżący. Kiedy przyszłam do niego, był w stanie bardzo poważnym, na pół przytomny. Przez kilka tygodni chodziłam do nich z Komunią Świętą, którą raczej otrzymywała jego żona, ponieważ François był tego nieświadomy. Czasami otrzymywał jakąś cząstkę Najświętszego Sakramentu, ale rzadko. Przy jego łóżku gromadziła się codziennie jego rodzina (państwo ci mają trzy córki) i modliła się. Widząc ich wiarę, zaproponowałam im, żeby do chorego przyszedł również ksiądz z sakramentami. Chantal odpowiedziała mi, że nie ma takiej potrzeby, ponieważ jej mąż niedawno wrócił z innego szpitala, gdzie miał przeszczep szpiku kostnego i tam ten sakrament został mu już udzielony. Dodała, że w ciągu 11 lat choroby François miał udzielonych w sumie kilka sakramentów chorych i jest po spowiedzi, a więc dobrze przygotowany na śmierć. Mówiła też, że potrzebuje tylko, żebym codziennie przychodziła do niej na modlitwę z Najświętszym Sakramentem.

Mimo to Siostra przyprowadziła do François Audelana księdza.

– Z perspektywy czasu widzę, że była to łaska, którą otrzymałam. Łaska takiej wewnętrznej pewności wiary, że Pan może zrobić wszystko dla tego człowieka, że może go uzdrowić. Czułam to, widząc, jaką ci ludzie mają wiarę, nieustannie zachęcałam ich więc do modlitwy i wiary w to, że Bóg może uczynić cud. Proponowałam im, by wybrali któregoś ze świętych czy błogosławionych, by modlili się do Boga za jego przyczyną. Odpowiadali, że ciągle modlą się za przyczyną Matki Bożej.

Miałam jednak jakiś niepokój, mimo że żona umierającego powiedziała mi, że jest on już dobrze zaopatrzony w sakramenty. Wciąż proponowałam jej, że może jednak przyszedłby do François ksiądz, choćby tylko z błogosławieństwem. Chantal nie wyrażała jakiejś większej chęci, ale też nie sprzeciwiała się temu. Wkrótce zapytała mnie, jaką bym jej poradziła firmę pogrzebową, ponieważ lekarze oznajmili jej, że to są już ostatnie dni męża i chciałaby rozpocząć załatwianie tych spraw. Poprosiłam, by jeszcze się z tym wstrzymała, i ponowiłam prośbę o przyjęcie w pokoju księdza. Odparła wtedy, że gdyby była jakaś okazja, to niech ksiądz do nich przyjdzie.

Kiedy ks. Bernard Brien odwiedził chorego?

– 13 września 2012 roku Chantal miała spotkanie z dwoma firmami pogrzebowymi. Wraz z rodzoną siostrą wybrała trumnę dla męża i przygotowała rzeczy z nim związane, które chciała do niej włożyć. Następnego dnia otrzymałam wezwanie do umierającej kobiety na oddziale paliatywnym, której pokój znajdował się obok pokoju François. Rodzina tej pani poprosiła o księdza, pomyślałam więc, że nadarza się okazja, by ksiądz przyszedł również do François.

Pobiegłam zaraz do niej zapytać, czy się zgodzi. Była bardzo zapłakana, ponieważ jej mąż był konający. Nie protestowała. Ksiądz poszedł najpierw do umierającej kobiety, a później do François. Pamiętam dokładnie, że był to piątek, godzina 15.00. Kapłan udzielił choremu sakramentu chorych, a później, ku zdziwieniu wszystkich, wyciągnął z teczki obrazek bł. ks. Jerzego Popiełuszki i powiedział: „Słuchajcie, mam taką wiadomość, znalazłem mojego bliźniaka. Nie wiedziałem, że mam bliźniaka w Polsce, Ksiądz Jerzy jest urodzony tego samego dnia, miesiąca i roku co ja, a dzisiaj są nasze urodziny – jego i moje. Pomodlimy się przez jego przyczynę”.

Odmówiliśmy modlitwę znajdującą się z tyłu obrazka, a później ks. Bernard Brien zaczął modlić się swoimi słowami: „Jerzy, dzisiaj jest szczególny dzień, dzień twoich i moich urodzin. Jeżeli masz coś zrobić szczególnego, to właśnie dzisiaj jest okazja, abyś to zrobił. Widzisz, płaczą tutaj nad François”. Po skończonej modlitwie ksiądz wyszedł. Warto podkreślić, że był to ksiądz, który zaczynał swoją misję duszpasterską w naszym szpitalu. Niedawno był wyświęcony i właśnie wrócił ze swojej pierwszej podróży do Polski, gdzie modlił się u grobu bł. ks. Jerzego Popiełuszki na warszawskim Żoliborzu.

Co było potem?

– Gdy wychodziłam z pokoju François, Chantal jak zwykle poprosiła mnie, żebym przyszła do niej następnego dnia z Komunią Świętą. Powiedziałam, że niestety nie mogę przyjść do nich po południu, ale przyniosę Komunię Świętą dla François przed południem, o godzinie 11.00. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, pytając w nich, co ja w ogóle mówię, przecież on jest już konający. Ja jednak, nie zastanawiając się długo, potwierdziłam, że przyjdę i przyniosę mu Najświętszy Sakrament, po czym się rozstaliśmy. Na drugi dzień, kiedy wstałam, ogarnęły mnie zniechęcające myśli, zastanawiałam się, czy w ogóle do nich iść.

Przełamałam je jednak i pojechałam do szpitala, który leży około 5 km od naszej miejscowości Créteil. Nie poszłam jednak od razu na oddział paliatywny, by zobaczyć, czy żyje, tylko – jak mam w zwyczaju – zeszłam od razu do kaplicy i wzięłam Najświętszy Sakrament dla chorego. Zapukałam do drzwi François, otworzyłam je i zobaczyłam puste łóżko. Pomyślałam, że pewnie umarł. Wtedy usłyszałam szum wody spływającej z prysznica. Drzwi były otwarte, zajrzałam więc do łazienki i zobaczyłam stojącego tyłem mężczyznę, który brał prysznic.

Musiał być to dla Siostry szok, że człowiek, który dzień wcześniej był w stanie agonalnym, teraz bierze prysznic.

– Krzyknęłam: „François, czy to ty?”. On spokojnie odparł: „Tak siostro. Mogłabyś przyjść za 20 minut, bardzo cię przepraszam, ale właśnie się kąpię. Kiedy się umyję i ogolę, wtedy będziemy się modlić”. Wyszłam z pokoju, byłam bardzo zaskoczona tym, co zobaczyłam. Na korytarzu nie zauważyłam przechodzącej pielęgniarki i wpadłam na nią. W emocjach zapytałam ją jeszcze, czy to na pewno François. Odparła, trochę zdenerwowana, że tak. Powiedziała, że od wczoraj zaczął mieć zmieniane kroplówki i twierdzi, że się dobrze czuje. Była zaniepokojona tym, że jest weekend i nie ma lekarzy. Wróciłam do François za 20 minut, jak mnie prosił. Był już ubrany, pierwszy raz widziałam go stojącego, nigdy wcześniej w takiej pozycji nie odmawiał ze mną modlitwy.

Poczuł się lepiej na drugi dzień czy zaraz po modlitwie księdza?

– Wiemy z relacji jego żony, że tuż po naszym wyjściu z pokoju od razu otworzył oczy i zapytał Chantal, gdzie jest. Kiedy odpowiedziała, że na oddziale paliatywnym, on, zdziwiony, spytał dlaczego, przecież dobrze się czuje. Jeszcze nie wstawał, ale zjadł przy niej podobno trochę kolacji.

François opowiadał nam później, że jeszcze w weekend przyszło do niego dwóch lekarzy z kartotekami, pytając, kto dał mu i jakie leki, że tak szybko poprawił się jego stan zdrowia. Nie miał odwagi odpowiedzieć wtedy, że sprawiła to modlitwa. Przez następne kilka dni lekarze obserwowali, że człowiek, który dopiero co leżał konający na oddziale paliatywnym, zaczyna chodzić. Gdy zobaczyli, że wychodzi nawet z rodziną na zewnątrz do ogrodu, wypisali go i skierowali z powrotem do szpitala, w którym miał robioną chemię i przeszczep szpiku. Tam po dokładnych badaniach nie znaleziono u niego żadnej komórki rakowej, choć wcześniej były już u niego przerzuty na cały organizm.

François Audelan słyszał wcześniej o ks. Jerzym?

– Nie. To nie był dla niego jakiś bliski święty i nie modlił się wcześniej do niego. Swoje uzdrowienie przyjął z początku z pewnym lękiem i nieufnością. Dziś już jest pewny, że była to łaska, którą otrzymał za przyczyną bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Nawet ostatnio na spotkaniu powiedział, że czuje się niegodny tej łaski, bo na oddziale paliatywnym było tak wielu innych umierających. Nie rozumie, dlaczego właśnie on jej doświadczył, tym bardziej że nie on o nią prosił, tylko ksiądz, który się nad nim modlił. Bardzo jest jednak wdzięczny Bogu za ten cud i ogromnie cieszy się ze swego uzdrowienia. Niedawno był z żoną na wakacjach, dobrze się czuje, sam kierował samochodem.

Czy to prawda, że ks. bp Michel Santier zawierzył wcześniej swoją diecezję, w której wydarzył się cud, bł. ks. Jerzemu Popiełuszce?

– Tak. Kiedy ks. prof. Tomasz Kaczmarek, który zajmuje się sprawą kanonizacji, przyjechał do Paryża, żeby zbadać prawdziwość tego cudu, mieliśmy spotkanie z biskupem. Ksiądz Kaczmarek zapytał go, jak to się dzieje, że nasi wielcy święci, Jan Paweł II i bł. ks. Jerzy Popiełuszko, działają we Francji. Ksiądz biskup ze spokojem powiedział, że kilka miesięcy przed tym cudem był w Polsce, zaproszony przez Siostry Służebniczki, i jeździł po różnych sanktuariach. Był również na Żoliborzu w muzeum poświęconym bł. ks. Jerzemu Popiełuszce i słuchał historii o tym męczenniku naszych czasów. Był tak bardzo poruszony jego postawą, że później, modląc się przy jego grobie, zawierzył mu całą swoją diecezję i wszystkich swoich kapłanów. Ten cud to jakby odpowiedź ks. Jerzego na to zawierzenie biskupa. Tak patrzymy na to.

Jak środowisko szpitalne i wspólnota zakonna Siostry przyjęły cud uzdrowienia tego człowieka?

– Najpierw z dużą rezerwą, ponieważ wiadomo, do potwierdzenia uzdrowienia potrzeba trochę czasu, należy zbadać najpierw, czy choroba nie wróci. Pani doktor, która leczyła François przez 11 lat i dobrze go zna, nie chciała wydać certyfikatu, który by stwierdzał z punktu widzenia medycznego, że jego uzdrowienie jest niewytłumaczalne. Choć zaraz po tym fakcie miała powiedzieć do żony chorego, że według niej jest to cud, bo on miał umrzeć, bardzo trudno było jej stwierdzić to na piśmie.

Bardzo dużo osób modliło się w tej sprawie, aby pani doktor miała odwagę potwierdzić cud oficjalnie, tym bardziej że jest to osoba niepraktykująca w swojej wierze katolickiej. Po kanonizacji Ojca Świętego Jana Pawła II pani doktor w końcu wydała taki dokument, pod którym podpisało się jej 12 lekarzy. Było to na pewno dla nich duże wyzwanie, w jakiś sposób dające do myślenia temu laickiemu środowisku. Pani doktor zapewniła też, że nie ma obaw co do powrotu choroby, a przecież stan chorego można było nazwać ekstremalnym, bo to nie była jakaś zwykła odmiana raka i istniały różne powikłania. To bardzo mocne doświadczenie dla nas i tutejszego otoczenia.

Czym osobiście jest dla Siostry 20 września br., dzień rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego bł. Księdza Jerzego Popiełuszki?

– Dniem radości. Wierzę bardzo mocno, że przyczyni się do większej chwały Bożej, do tego, że ludzie w otoczeniu, którym żyjemy, będą bardziej chwalić Boga i bardziej wzrośnie ich wiara.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

W: Nasz Dziennik,  sobota 20 września 2014 r.