IV. Żoliborskie Msze św. za Ojczyznę

Ksiądz Jerzy rozumiał, że bez zjednoczenia wokół Chrystusowego ołtarza nie doczekamy się odnowy religijnej, moralnej i narodowej 

Odwieczna jest w Polsce tradycja Mszy Świętych za Ojczyznę i Naród. Nasi pradziadowie i dziadowie odprawiali je głównie w czasach zmagań o wolność podczas narodowych powstań, a zwłaszcza w czasie wielkiej niewoli. Ksiądz Jerzy Popiełuszko nadał odprawianym przez siebie Mszom św. wieczną i nieśmiertelną sławę. To właśnie od jego czasów w wielu parafiach - dzięki Bogu i gorliwym pasterzom - sprawowane są one aż po dziś dzień. 

A wszystko zaczęło się od Mszy św. podczas strajku w Hucie Warszawa (31 sierpnia 1980 r.) Strajkujący upoprosili Prymasa Tysiąclecia o księdza, który miał sprawować dla nich na terenie huty Eucharystię. Opatrzność - nie los! - sprawiła, że odprawił ją ks. Popiełuszko. Do końca, aż do swej męczeńskiej śmierci pozostał z hutnikami i robotnikami jako kapelan "Solidarności". 

Poruszony biegiem szybko następujących zdarzeń - powstaniem niezależnego związku i wielkiego ruchu społecznego - proboszcz żoliborski ks. Teofil Bogucki zaczął odprawiać w kościele pw. św. Stanisława Kostki od października 1980 r. comiesięczne Msze św. za Ojczyznę. Po ogłoszeniu stanu wojennego przez juntę wojskową Jaruzelskiego oddał ich dalsze prowadzenie ks. Jerzemu. Widział bowiem jego apostolski zapał, żarliwość oraz pomysłowość, ducha umiejętności i zdolności do dialogu z każdym człowiekiem - robotnikiem i profesorem, elitami artystycznymi Warszawy oraz jej inteligencją twórczą. 

Posługa kapelana "Solidarności" rozszerzyła się na prześladowanych, sądzonych, więzionych, dotkniętych cierpieniem fizycznym, jak i moralnym oraz zwykłym ubóstwem, zwłaszcza wobec osób pozbawionych pracy za strajkowy sprzeciw wobec rządzących. Ksiądz Popiełuszko jako kapłan o niezwykłej wrażliwości na ludzką biedę szybko odkrył lęki, nadzieje i potrzeby ludzi pozbawionych pracy, zniewolonych, ciemiężonych, wyzyskiwanych i zastraszanych przez ówczesne opresyjne władze komunistyczne będące na usługach sowieckiego imperium. 

W tym miejscu nie można nie podkreślić roli ówczesnego proboszcza parafii żoliborskiej ks. prał. Teofila Boguckiego (zm. 1987 r.), który z pełną aprobatą popierał społeczne zaangażowanie młodego kapłana - pomocnika. Można dziś powiedzieć, że nie byłoby błogosławionego ks. Jerzego, gdyby nie było ks. Teofila, kapłana wielkiego serca i rozwagi, żarliwego patrioty, uczestnika i bohaterskiego kapelana Powstania Warszawskiego. Warto też dodać - uprzedzając ciąg dalszy - iż po zamordowaniu ks. Jerzego ks. Bogucki powiedział: "Msza św. za Ojczyznę i tak będzie! Była, jest i będzie. Nikt nam tego nie zabroni". 

Pierwsza w stanie wojennym

Pierwszą - już w stanie wojennym - Mszę św. za Ojczyznę i za tych, którzy dla niej cierpią, ks. Jerzy odprawił 17 stycznia 1982 r. Ofiarowana została głównie w intencji nagle wywleczonych z domów w grudniową mroźną noc tysięcy rodaków i wywiezionych w nieznanym kierunku do tajnych wtedy - jak się okazało - wcześniej przygotowanych obozów internowania. 

Drugą, 28 lutego, i wszystkie następne Msze św. sprawował ks. Jerzy regularnie w każdą ostatnią niedzielę miesiąca o godz. 19.00. Na żoliborskie Msze św. - a było ich w sumie 31 - zaczęły przychodzić tłumy wiernych. Przyjeżdżały autokary z wiernymi z najróżniejszych stron Polski. Świątynia, a później i jej okolice oraz pobliski park, wypełniała się tysiącami rodaków przybywających nawet spod najdalszych polskich granic. 

Już w kolejną, czwartą miesięcznicę (30 maja 1982 r.), po trzeciomajowych manifestacjach, tak brutalnie stłumionych przez milicję w całej Polsce, rozpowszechniła się i była odmawiana tzw. Litania Solidarności, zwana też Litanią Naszych Czasów, z przeszywającymi serce słowami: "Matko w nocy pojmanych, Matko na mrozie trzymanych, Matko przerażonych, Matko zastrzelonych górników, Matko stoczniowców, Matko przesłuchiwanych, Matko niesłusznie skazanych [...], Matko prawdomównych, Matko poniewierana za to, że noszą znaczek z Twoim świętym wizerunkiem, Matko nieprzekupnych, Matko osieroconych, Matko bitych w dniu Twojego święta Królowej Polski, Matko zmuszanych do podpisywania deklaracji niezgodnych z sumieniem, Matko dzieci tęskniących za uwięzionymi matkami i ojcami, Matko Polski cierpiącej, Matko Polski walczącej, Matko Polski niepodległej, módl się za nami..." 

Fenomen Mszy św. za Ojczyznę

W każdą ostatnią niedzielę miesiąca, zostawiając autokary przy wjazdach do stolicy, od wczesnego popołudnia ze wszystkich stron z krzyżami i emblematami związkowymi szli rodacy na Żoliborz. Do udziału w comiesięcznej modlitwie ks. Jerzy zapraszał aktorów, muzyków oraz całą inteligencję twórczą, która wtedy zrozumiała, jak wielką potęgą jest święta wiara. Dziś częściowo ci sami, którzy przychodzili wtedy do kościoła pw. św. Stanisława Kostki i do ks. Popiełuszki - znowu się pogubili i zapomnieli ten czas. 

Dzięki artystom ubogaciła się oprawa Mszy św. przez śpiewy i recytacje tekstów zaczerpniętych z wielkiej polskiej literatury oraz programy poetyckie i słowno-muzyczne o charakterze religijno-patriotycznym. Każda Eucharystia kończyła się odśpiewaniem pieśni "Bożę, coś Polskę", z końcowymi słowami "Ojczyznę wolną, racz nam zwrócić, Panie". 

Ksiądz Jerzy starannie przygotowywał swoje kazania i dbał o to, by artystyczne akcenty - inspirowane rocznicami wydarzeń historyczno-narodowych i realiami współczesności - korespondowały z comiesięcznym tematem. Proste, a zarazem celne, ciepłe i zatroskane słowa o losy Ojczyzny wypowiadane przez żarliwego kapłana - rycerza z Żoliborza, były swoistą odtrutką na prymitywną, esbecką, bezbożną i siermiężną partyjną propagandę i agitację. 

Msze św. żoliborskie powszechnie nagrywano i z wielką odwagą odsłuchiwano w całej Polsce. Słowa wypowiadane przez niezłomnego kapłana powielano też na prymitywnych przecież wtedy powielaczach - krążyły w odpisach po całej Polsce i wśród rodaków, których stan wojenny zmusił do pozostania poza Ojczyzną. 

Ksiądz Jerzy w swoich bardzo wyważonych homiliach opierał się głównie na encyklikach społecznych Jana Pawła II oraz nauczaniu społecznym ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Wzorem tych wielkich mężów Bożych podejmował palące tematy o konieczności prawdy w życiu publicznym oraz pilnej odnowy religijnej, moralnej i narodowej. Z kapłańską i apostolską odwagą podejmował też bez ogródek bolesne problemy deptania przez komunistyczną władzę podstawowych praw ludzkich, godności człowieka, łamania sumień, przymusowej i prymitywnej ateizacji oraz zaprogramowanej deprawacji. Ksiądz Jerzy mówił z głębi duszy, serca i sumienia, mówił spokojnym, prostym, żarliwym językiem z całą siłą przekonania i wiary. Nie silił się na żaden patos bądź też oratorskie popisy. 

Podczas comiesięcznych Mszy św. za Ojczyznę nasz, dziś błogosławiony, ks. Jerzy, nazywał rzeczy i wydarzenia bez światłocienia, po imieniu. Głosił ewangeliczne zasady i w ich duchu komentował fałsz w życiu publicznym oraz zniewalanie sumień. Niósł zastraszony, przerażonym i obolałym rodakom to, czego najbardziej potrzebowali: prawdę, poczucie jedności i wewnętrznej wolności, nadzieję i otuchę na powrót normalności, sprawiedliwości i ładu społecznego. Siłą ks. Jerzego było to, że mówił z głębi serca i duszy. Słowa błogosławionego budziły wszędzie nadzieję, nie pozwalając ludziom zapomnieć o godności dzieci Bożych i prawie do wolności. Na żoliborskie Msze św. za Ojczyznę przybywali tłumnie nie tylko mieszkańcy stolicy, lecz także bardzo licznie - z całej Polski - członkowie zdelegalizowanej "Solidarności". 

Budził sumienia

Żoliborskie Msze św. za Ojczyznę wywoływały przerażenie i panikę w establishmencie komunistycznych władców Polski sprzedających się za dobry byt i święty spokój w niewolę obcym. W końcu komunistyczni decydenci w służbie sowieckiego okupanta zrozumieli, że "problemu Popiełuszki" nie da się już rozwiązać przy użyciu zwykłych środków, m. in. pomówień, krętactw, kłamstw i antypolskiej propagandy usłużnych pismaków. Ówczesny rzecznik rządu - niech jego imię będzie zapomniane - pod pseudonimem "Jan Rem" w propagandowym tygodniu "Tu i Teraz" pisał o Mszach św. za Ojczyznę jako o "seansach nienawiści", o "Sesjach politycznej wścieklizny" bądź o "czarnych mszach". W końcu - na najwyższym szczeblu kierownictwa - zdecydowano, by zabić księdza. 

Ostatnią, 31. kolejną Mszę św. za Ojczyznę przed okrutnym, zaplanowanym w szczegółach morderstwem - podobnym do męczeństwa św. Andrzeja Boboli - odprawił ks. Jerzy 30 września 1984 r. Po bestialskiej, sadystycznej śmierci wielkiego męczennika ks. Jerzego proboszcz żoliborskiej parafii, świętej i świetlanej pamięci ks. prał. Teofil Bogucki, nie ugiął się i nie zrezygnował z celebrowania Mszy św. za Ojczyznę. Trwają do dziś: na larum dla Narodu i na przebudzenie uśpionych sumień. 

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Męczennik bezbożnego komunizmu, cz. IV: Żoliborskie Msze św. za Ojczyznę, w: Nasz Dziennik nr 180/05.08.2024, s. 10-11.