Dzień 6 - Staliśmy się narodem chrześcijańskim

Czy myśleliśmy, dlaczego jesteśmy narodem chrześcijańskim? Jak doszło do tego, że na polskiej ziemi znajduje się tak wiele zabytków sztuki kościelnej, że wciąż buduje się nowe kościoły? Otóż, stało się tak dzięki pierwszym misjonarzom, przepowiadającym Dobrą Nowinę. Pogaństwo zostało oddalone, lecz chyba nie do końca („Dotknięcie Boga”, s. 39).

Niepokój księdza Jerzego o to, że pogaństwo nadal przenika polską świadomość kulturową, trwa nadal. Bowiem przyszło nam żyć w proklamowanej przez postmodernistów kulturze tzw. nierozstrzygalników. Niczego więc nie możemy być pewni. Odwagę kontaktu z realną rzeczywistością powinniśmy zastąpić li tylko kontaktem z językową sferą istnienia, zamknięci w jaskini znaków. Dane nam zostało jedynie mediowanie w głębi własnej świadomości. Postawione przez Greków pytanie o to, co sprawia, że pragniemy żyć w świecie racjonalnym, dającym się uzasadnić, wydaje się nadużyciem. Dzieje się tak dlatego, że wszelkie próby „usprawiedliwienia” świata i ludzkiego życia wiążą się z pragnieniem dojścia do prawdy, a tę - niestety - musimy zaliczyć do największych złudzeń europejskiej tradycji. Sugerowanie, że prawda jest ukryta w strukturze rzeczy, a mądrości warto poszukiwać w filozofii będącej kontemplacją rzeczywistości, wskazującej na ostateczne źródło bycia - osobowo pojętego Stwórcę - należy, zdaniem wielu współczesnych, do martwego już dzisiaj głosu przeszłości.

Czy wobec powyższego kulturze początków trzeciego tysiąclecia pozostał zaledwie „nihilizm aktywny”, by użyć terminu Fryderyka Nietzschego? Czy nie wypada już mówić o obiektywności świata, lecz tylko i wyłącznie o pluralistycznie porozrzucanych tekstowych elementach, scalanych nawet nie siłą podmiotowości, bo i ta została poddana w wątpliwość, ale - co najwyżej - mocą tekstów i metafor, zmuszających do ciągłego i nieodpartego ponawiania wysiłku interpretacji, reinterpretacji, dekonstrukcji.

A skoro nie ma rzeczywistego, mocnego świata, nie może być żadnej pewności poznawczej. Nauka ze swoimi roszczeniami wyjaśnienia wszystkiego, religia i światopoglądy odwołujące się do stałych norm, moralnych na przykład, nie mają racji bytu. Pluralizm, indywidualizm, sprowadzenie Prawdy (pisanej z wielkiej litery) do poziomu „małej prawdy” określonej grupy wspólnotowej, prawdy „wirusowej”, „nieuchwytnej”, włączenie jej w zmienne konteksty różnych społecznych dyskursów, a także pochwała różnicy, lokalnego konkretu, wolności, sprawiedliwości czy solidarności, wszystko to powoduje, że utraciliśmy jakąkolwiek łączność z rzeczywistością, niezależną od naszych możliwości poznawczych. Klasyczne opozycje: logos - mythos, idealny - realny, podmiotowe - przedmiotowe, fakt - teoria, rozumowe - zmysłowe, tekst literacki - tekst filozoficzny, logika - retoryka, filozofia - nauka zostały gruntownie przekreślone. Cóż więc pozostało?

Świadome zamknięcie się, jak wspomniałem, w jaskini wytwarzanych przez siebie znaków i próba zachowania twarzy wobec etyki, bo Inny (człowiek?, Bóg?, wydarzenie?) zawsze zmusza do reakcji, określonego działania i wyboru. Jacąues Derrida, jeden z najsławniejszych i najbardziej kontrowersyjnych twórców, stara się - mimo wszystko - ocalić humanistyczny wymiar życia i nie popada w nihilistycz- ne marzenia. Pomniejsi postmoderniści, niestety, czynią to bardzo chętnie.
Trzeba więc stanowczo przeciwstawiać się wskazanym tendencjom. Nie są one przecież czymś ostatecznym, nie podlegającym zmianie. Trzeba ponownie nawiązywać łączność z utraconymi wartościami kultury klasycznej Grecji, Rzymu i świata biblijnego - chrześcijańskiego. Innej drogi do zrozumienia współczesności nie ma. Innej też drogi do zmiany postmodernistycznego stanu nowoczesności - którego projektodawcy, w kwestiach odnoszących się do religii, ujawniają, jak ktoś zauważył, patologiczny lęk przed pozytywnym określeniem przedmiotu, o którym chcą mówić - również nie ma. Zresztą, trudno jest zrozumieć, co mają oni na myśli przywołując fenomen religii. Sławne sympozjum zorganizowane w 1994 roku na Capri przez Derridę, Vattimo oraz ich kolegów nie przynosi żadnych, dosłownie żadnych istotnych rozstrzygnięć. Raczej, zaciemnia i tak skomplikowane losy religii w kulturze świata, wprowadzając w obszar myśli kolejne elementy europejskiej „zabawy z mitem”.

Jasno mówię: żyjemy w świecie stworzonym przez Boga, który, choć mówi w ukryciu, na tyle daje się w Chrystusie poznać, że nie musimy załamywać rąk, albo ironicznie mrużyć oczu. Dysponujemy naturalnym językiem umożliwiającym (na ludzką miarę) porozumienie i budowanie wspólnego dobra. Potrafimy umniejszać cierpienie i zło, a także obdarzać się cudownością miłości i sztuki.

Ksiądz Jerzy podkreślał naszą przynależność do kręgu kultury chrześcijańskiej. Mamy swoich patronów, mamy Maryję, Królową. Cóż to jednak znaczy? Nie wszyscy przecież Polacy przyznają się do chrześcijaństwa, a tym bardziej do katolickiego sposobu życia, także w społecznym wymiarze. Trudno nawet przypuszczać, żeby wszyscy odkryli potrzebę podążania śladami Ewangelii. Zresztą, w światowym wymiarze słowo Objawienia nie dotarło jeszcze do wielu mieszkańców ziemi. A nadto, wiara wciąż pozostaje i musi pozostawać kwestią osobistą, w tym sensie określenia, że nie może być narzucana czy ujmowana jako społeczna czy państwowa konieczność. Wiara ma znaczenie tylko wtedy, gdy łączy w sobie tajemnicę Bożego ofiarowania się człowiekowi oraz najbardziej wewnętrzne otwarcie na bliskość samego Boga, który zawsze wędruje w stronę ludzkich serc. Tworzy niejako duchową przestrzeń, gdzie wolny akt decyzji każdego z nas buduje miejsce religijnego spotkania ze Stworzycielem.

Religia należy do najbardziej delikatnych spraw życia. Wymaga ochrony, ale też wspólnotowych znaków istnienia. Dysponuje bowiem zewnętrznym wymiarem, źródłowo łączącym się z Chrystusem, który zwołał wierzących we wspólnotę Kościoła. Chcąc więc dojść do Jezusa, należy przechodzić przez sakramentalny porządek Kościoła. Dlatego oczekujemy wsparcia od świętych, którzy dali gorliwe świadectwo wiary i zaufania Bogu. Ksiądz Popiełuszko wciąż podkreślał, że jako naród pozostajemy religijni. Gałązka oliwna została przecież zasadzona w krajobrazie polskiej ziemi. Poznaliśmy smak Bożej miłości. Przyjęliśmy i przyjmujemy pomoc wielu świętych orędowników, przede wszystkim św. Wojciecha, który ze swego heroizmu uczynił narzędzie ewangelizacji i scalania popękanej, słowiańskiej rzeczywistości. Bylibyśmy zapewne innymi ludźmi, gdyby nie siła wiary św. Wojciecha i jego wysiłek, budujący naszą religijno-narodową świadomość.

On wiedział, że świat prawdziwie ludzki trzeba budować na fundamencie Ewangelii. Że takiego świata nie ma, dostrzegamy na ogół wszyscy. Sami przecież nie jesteśmy istotami gotowymi. Człowieka należy budować. Bóg nie chce tego czynić, pragnie natomiast, byśmy zajęli się tym sami. Daje potrzebną pomoc, siłę, wrażliwość, wolność. Daje świętych przewodników, którzy sprawiają, że nie gubimy się w ciemnościach i nie bywamy głusi na wezwania sumienia. Nie oskarżajmy więc Boga, historii, innych ludzi, lecz bardzo surowo oceniajmy samych siebie. Nigdy bowiem nie dorastamy do poziomu Jezusowego serca. Żyjemy na własną odpowiedzialność i z tego, co każdy z nas czyni ze swoim życiem, zdamy sprawę przed Bogiem. Pamiętajmy też: nie jesteśmy sami. Obok są ci, których ukochaliśmy. A święci, cóż, oświetlają drogi życia, byśmy nie potykali się nazbyt często. Mamy również Maryję, Polski Królowę. Ksiądz Jerzy przypominał: Król Jan Kazimierz obrał Ciebie za Królowę naszej Ojczyzny. Jesteś więc naszą Matką i naszą Królową (Kazanie z 30 maja 1982 r.).

Wielu z nas myśli - być może - tak: cóż za anachroniczne sformułowanie. Jesteś, Maryjo, królową Ojczyzny. Panią serc, wyobraźni, rozumienia świata. Do Ciebie uciekamy się w szczególny czas niedoli, prosząc o wstawiennictwo i opiekę. Oczywiście, nie jesteśmy w tego rodzaju doświadczeniu osamotnieni. Węgrzy, Francuzi, Portugalczycy, Austriacy również obrali Ją za narodową patronkę. Lecz my, jakoś szczególnie, przywiązaliśmy się do Maryi, będącej, według słów Grzegorza z Sambora, „Królową Polski i Polaków”. Co to jednak znaczy?

Łączą się w naszej wrażliwości sprawy wiary ze sprawami ojczyźnianymi, przeszłość z teraźniejszością, wyznaczając kształt polskich nadziei. Bo niczego od początku nie zaczynamy, lecz nasze świadectwo życia pozostaje częścią narodowej tradycji i wiary. Nie zawsze potrafiliśmy jej sprostać. Szczególnie, przypuszczam, ludzie młodzi nie potrafili (nie potrafią) docenić heroizmu swoich ojców i matek. Wiadomo, jaki jest Polak, choć wiadomo również, że właśnie ze zrozumienia dokonań przeszłości zrodziło się i utrwala dzisiejsze poczucie godności oraz sprzeciw wobec wszelkich form ucisku i propagowania czegokolwiek, co godziłoby w osobową godność człowieka.
Stało się niejako w Rzeczypospolitej oczywiste, że Maryja to nasza Królowa. Już bodaj od drugiej połowy XIV w. nazywamy ją Królową Polski i Polaków. Jan Kazimierz niczego innego nie uczynił, jak tylko usankcjonował pragnienia i oczekiwania całego narodu, gdy 1 kwietnia 1656 r., wróciwszy z wygnania do Polski, złożył przed obrazem Matki Bożej Łaskawej następujące ślubowanie:
Wielka Boga-Człowieka Matko, o Przeczysta Panno, obieram Cię dzisiaj za Patronkę moją i moich państw — Królową, i polecam Twojej szczególnej opiece a obronie siebie samego i moje królestwo polskie, i wszystek lud mój.

Powtarzamy dzisiaj to zawierzenie, włączając swoje życie i życie narodu w głębie Bożej egzystencji. Pragniemy przeżywać codzienność wzbogaconą obecnością Maryi, macierzyńsko wstawiającą się za nami u Syna. Jej dyskretna bliskość mówi więcej niż krzyki tłumów bądź głosy zwolenników liberalnych form zachowania i myślenia.

W taki sposób wyrażona postawa religijna zdaje się bardzo polska, choć zwracanie się do Najświętszej Marii Panny z prośbą o obronę ma, jak wcześniej powiedziałem, uniwersalny charakter. Wskazuje na to najstarsza modlitwa „Pod Twoją obronę”, przenikająca religijne doświadczenie wiernych Kościoła powszechnego, niemal od samych początków jego istnienia.

Zawsze odnoszono się do Maryi jako Dziewicy zwycięskiej, ochraniającej Patronki, Wspo- możycielki potrzebujących. Natomiast obrazy Maryi obejmującej „płaszczem opieki” wszystkie stany, przewijają się dość często w ikonograficznych przedstawieniach.

Kult maryjny jest ważnym elementem tożsamości narodowej. Dlatego nie obawiam się zauważyć, wsparty świadectwem księdza Jerzego, że autentyczna wolność narodowa, stanowienie praw nie godzących w podstawy narodu, wreszcie umacnianie ojczystych tradycji kultury, mają zakorzenienie w religijności. Bowiem, gdy tylko następowało rozejście się wartości narodowych z wartościami religijnymi, natychmiast wpadaliśmy w stan politycznego uzależnienia. Natomiast, gdy umacniała się jedność ze słowem Ewangelii, zacieśniała się też radość, godność i twórcza narodowa siła. Trudno wręcz wyobrazić sobie Polskę bez ochraniającej mocy Chrystusa i Jego Matki. Kto tego nie widzi, albo świadomie rozmija się z prawdą, albo zagłuszył w sobie głos polskiego sumienia, jeżeli wolno tak powiedzieć.

Módlmy się:
Przyjmij naszą modlitwę, nabrzmiałą cierpieniem, Ty, która jesteś Królową Polski, i Wy, święci Patronowie mej Ojczyzny.
Z dawna Polski tyś Królową!...
Weź w opiekę naród cały, niech rozwija się na Twoją chwałę.

za: Ks. Jan Sochoń, Rekolekcje z Księdzem Jerzym, Wyd. M, Kraków 2001.