Dzień 12 - Papież i Polacy

Ojcze Święty, tak bardzo pragniemy w słowa listu pisanego serdecznym atramentem wpleść naszą podziękę za Twoją dobroć, za mądrość, za wiarę, nadzieję i bezgraniczną miłość. Za to, że jesteś najlepszym synem naszego narodu (Kazanie z 30 października 1983 r.).

Pozostaje dziejowym wyróżnieniem, że to właśnie my - dzisiaj żyjący Polacy, zyskaliśmy szansę tak przejmującej bliskości z Janem Pawłem II, papieżem. Przecież wielu przed nami oczekiwało na tego rodzaju dar. Przypomnijmy romantyków, których religijne i polityczne wizje poetycko ujął Juliusz Słowacki w znanym wierszu, z grudnia 1848 roku: 
Pośród niesnasków - Pan Bóg uderza 
W ogromny dzwon,
Dla Słowiańskiego oto Papieża 
Otwarty tron. 
Ten przed mieczami tak nie uciecze 
Jako ten Włoch, 
On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze; 
Świat mu - to proch.

Powyższa deklaracja miała swe konkretne podłoże. Romantycy, na ogół, nie wyrażali się pozytywnie o ówczesnym papiestwie, gdyż działania Grzegorza XIV, który potępił powstanie listopadowe oraz jego następcy Piusa IX, sprzeciwiały się wolnościowym i antyabsolutystycznym marzeniom Polaków. Dlatego też Mickiewicz miał odwagę, aby spotykając się z Piusem IX gniewnie rzucić mu w twarz słowa: „Wiedz, że duch Boży jest dzisiaj w bluzach paryskiego ludu”. Jeżeli przywołamy odpowiednie sceny z „Kordiana”, szczególnie postać papieża w złocistych pantoflach i z tiarą, na której siedzi papuga z czerwoną szyją, wówczas łatwo przyjdzie nam zrozumieć, jak dalece romantycy nie akceptowali polityki Państwa Kościelnego. Dlatego z ogromną, doprawdy ogromną nadzieją wyczekiwali „czegoś nowego” w papieskiej posłudze.

Jan Paweł II na pewno rozmyślał o przypomnianych wyżej sprawach, zapoznając się, chociażby z „Kordianem”, „Poematem o piekle” czy „Beniowskim”. Historycy literatury zresztą sugerują, że nie podobna przypuścić, aby Ojciec Święty nie znał tych antypapieskich, a jednocześnie w swej wierności dla Chrystusa, niezwykle żarliwych tekstów i epizodów z historii polskiego romantyzmu. W innej sytuacji historycznej w końcu XX wieku, po Vaticanum II, które zaleciło, aby Kościół więcej już nie panował, ale służył, ten Papież z rodu Polaków chce rzeczywiście swą władzę rozumieć tak, jak to wymarzyli sobie Słowacki i Mickiewicz. Nie ma już więcej rozdźwięku zatruwającego wiarę i sumienia zniewolonych „potomków Sobieskich” - rozdźwięku między Krzyżem a Rzymem i między wiernością Kościołowi a powinnością patriotyczną.

Niemałą i trudną do przecenienia rolę w fenomenie pontyfikatu Jana Pawła odgrywała - i nadal odgrywa - jego wrażliwość artystyczna, skupiona wokół sztuki teatru, literatury, w tym szczególnie poezji. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że poetycki pogląd na świat stanowi podłoże wszystkiego, co teraz Jan Paweł II wypowiada jako namiestnik Chrystusa.
O ile jednak działalność na polu filozofii nikogo specjalnie nie dziwiła, o tyle dyskretna i najczęściej ukryta pod pseudonimem aktywność poetycka wywoływała początkowo zdumienie, choć przecież Wojtyła, już jako licealista wadowickiego gimnazjum, pisywał wiersze, a w 1938 roku zdecydował się nawet na debiut literacki. Z grupą przyjaciół wystąpił mianowicie w Sali Błękitnej Domu Katolickiego w Krakowie przedstawiając teksty, które później sam uznał jedynie za juwenilia. W każdym razie wszechstronnie otwarta na świat wyobraźnia Wojtyły wciąż wzbogacała się treściami niesionymi przez teologię, filozofię, dzieła chrześcijańskich mistyków oraz teatralnym i poetyckim słowem, szczególnie tym, arcydzielnym romantycznym. Słowacki, Mickiewicz, Krasiński, Norwid, ale i pisarze późniejsi Wyspiański, Brzozowski, Zegadłowicz, Liebert - stanowią trwały system odwołań w jego refleksji.

Dlatego światopogląd Wojtyły pozostanie już na zawsze ocieniowany doświadczeniem poetyckim i w perspektywie owego doświadczenia daje się dopiero zrozumieć. Aby więc przybliżyć (tak, jak to obecnie możliwe) całość papieskiego nauczania, trzeba, choćby skrótowo, rozeznać się w jego warstwie literackiej.

Zauważmy od razu: twórcze propozycje Wojtyły sytuują się na przecięciu wspaniałej poezji metafizycznej, rodzącej się zarówno w Ameryce Północnej, Anglii, w Niemczech czy w Polsce, z dokonaniami Biblii, Ojców Kościoła i mistykami typu św. Jana od Krzyża. Napotykamy w niej, oczywiście, na przepiękne fragmenty liryczne, rzekłbym, cudowności poetyckiej wrażliwości, ukryte w językowym obrazowaniu:
Tutaj nie ma nic prócz drżenia, oprócz słów odszukanych z nicości - ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia, które będzie całą treścią wieczności.
(...)
Nie jestem samotny, bo drżę.

Generalnie jednak charakter poetyckich propozycji Wojtyły przekracza ulotność chwili lirycznej, a obejmuje odwieczne, archetypowe zagadnienia ludzkiej egzystencji. Zresztą, sama forma ekspresji przemawia za wskazaną sugestią. Poeta nie musi, jak Herbert, modlić się: „Panie, obdarz mnie zdolnością układania zdań długich”, gdyż dysponuje hymnicznym stylem myślenia. Przybiera on charakter dość hieratyczny, obiektywny, pozbawiony zewnętrznych ozdobników. Ta poezja zdaje się polegać na wypowiadaniu „wewnętrznego ruchu myśli”. Nie dopuszcza do głosu emocji, lecz je przekształca w długi ciąg nakładających się na siebie motywów-tematów, funkcjonujących w światowej kulturze. Przywołajmy niektóre z nich: cisza, woda, blask, wiatr, pustynia, droga, drzewo, światło, słońce, noc. Niosą one wielorakie doświadczenie człowieka, bez względu na miejsce urodzenia czy kulturowe bogactwo. Można rzec: ujawniają to, kim poszczególna osoba naprawdę jest.

A kim jest? Aby uzyskać odpowiedź należy podjąć, płynący z codziennego doświadczenia, apel egzystencjalny, odsyłający do wartości religijnych. Poezja właśnie ujawnia najbardziej pierwotne otwarcie na tajemnice, nigdy do końca zasadniczo nie rozjaśnione, niemniej, wywołujące tęsknotę za Bogiem, który zdecydował się na urodzenie w błocie stajni. Dlatego prawda o człowieku odsłania się dopiero poprzez „doświadczenie wiary”. W niej bowiem człowiek spotyka Boga prawdziwie, a On staje się formą ludzkiej inteligencji. Dzieje się tak nie dlatego, że człowiek mógłby pojąć Boga, ale ponieważ przyjmuje Go w siebie i jest przyjęty w Nim. Zatem poznać Stwórcę to wejść w osobowy kontakt wzajemnego daru. Wówczas mroki rozumu rodzą światło, a osobowy Bóg może zamieszkać w ludzkiej duszy. Pozostaje jednak zawsze zdziwienie i pokora - dwie strony doświadczenia siebie i świata:

Nie zdołam Cię całego przenieść w siebie — ale pragnę, byś pozostał jak w zwierciadle studni zostają liście i kwiaty z wysoka zdjęte spojrzeniem zdumionych oczu - oczu bardziej prześwietlonych niż smutnych.

Łatwo - wobec powyższego - zauważyć, że poezja Wojtyły, krąży wokół dwóch fundamentalnych zagadnień: cudu istnienia Boga i cudu stworzenia. Człowiek przegląda się w swoim Stwórcy i zarazem ten ostatni czyni z człowieka „przestrzeń spotkania”. Godność osobowa ludzi przejawia się zatem, między innymi i w tym, że pozwalają oni wzajemnie czynić z siebie miejsca porozumienia, wdzięczności. Stąd wynika wychylenie Boga ku człowiekowi i tęsknota, albowiem:

Pan, gdy się w sercu przyjmie, jest jak kwiat, spragniony ciepła słonecznego.
Więc przypłyń, o światło z głębin niepojętego dnia i oprzyj się na mym brzegu.

Przywołany fragment pochodzi z wczesnego poematu Wojtyły „Pieśń o Bogu ukrytym”, nawiązującym do mistycznych zapisów św. Jana od Krzyża. To poetycka autobiografia, delikatnie uchylająca za pomocą symbolicznej mowy poszczególne warstwy religijnych przeżyć, będących udziałem Autora. Niczego bliżej tutaj nie sposób zasugerować poza tym, że tradycje literatury mistycznej, począwszy od Parmeni- desa, poprzez mistyków średniowiecza i klasycznego odrodzenia hiszpańskiego i niemieckiego, skończywszy zaś na pisarzach współczesnych, nawet odległych od chrześcijaństwa, acz doświadczających olśnień wykraczających ponad zwyczajność, znalazły artystycznie doskonałe spełnienie. Zauważmy przy tym, że Wojtyła zna miary poetyckiego kunsztu. Stara się sugerować, nigdy zaś nazywać. Opisy konkretnych przedmiotów bądź wydarzeń pełnią u niego funkcje formalnie scalające poszczególne cząstki poematów. W ten sposób rzeczywistość nie nabiera abstrakcyjnych wymiarów, lecz raczej wymiarów uniwersalnych, bo dotyczyć może każdego człowieka z osobna.

Rzadko spostrzegamy w tej poezji słowo „Bóg”, gdyż jest On - jak w doznaniach wielkich mistyków właśnie „Bogiem ukrytym”, Deus absconitus, powiedziałby Pascal. I tak będzie w całej poezji Andrzeja Jawienia. Samarytanka spotyka „Człowieka”, podobnie będzie z Cyrenejczykiem. Każdy z bohaterów tych poematów doznaje przeżycia w istocie rzeczy mistycznego: przeżywa „przebudzenie”, wejście Boga w swoje życie. Co więcej: w podobny sposób odbywa się zetknięcie z drugim człowiekiem, z ludźmi. W „Pieśni o blasku wody” jest mowa o tym, że ludzi można spostrzec zamykając oczy, a więc w sytuacji mistycznego „zmrużenia”. Takie znaczenie ma grecki czasownik myein, od którego wywodzi się słowo mistyka. Chcąc się spotkać, trzeba nie tylko dostrzec, ale i zostać dostrzeżonym, chcąc kogoś usłyszeć, trzeba samemu zamilknąć.

Przytoczony dłuższy passus z artykułu śp. księdza Janusza St. Pasierba („Poezja uniwersaliów”, „Znak” 1981 nr 4-5) wskazuje, że właśnie jego poezja ma wiele wspólnego z propozycjami Wojtyły. Obaj pisarze nieustannie troszczyli się o zachowanie swoistej „czystości słowa”, które ma moc przybliżania tego, co w potocznej mowie bywa niewypowiadalne. Wierzyli, że można, dzięki sile poezji, przezwyciężyć poznawcze granice stawiane przez „przygodność istnienia” i wedrzeć się w głąb zjawisk egzystencjalnych. Można wręcz medytacyjnie spoić się z Chrystusem:

Ojcze, ręce odjęte z Twych ramion spoję z drzewem odartym z zieleni, bladym światłem pszenicznym nasycę ten blask, który w kłosy zamienisz.

Oto spełnienie artystycznych zachwytów Karola Wojtyły. Mają one - dodajmy jeszcze - silne zakorzenienie w historii i realnej rzeczywistości. Kolejno wydawane przez Poetę utwory sygnalizują związki z aktualiami społecznymi. „Kamieniołom” z końca 1957 roku jest odpowiedzią na wydarzenia w Poznaniu, kiedy to robotnicy po raz pierwszy upomnieli się o sens pracy, o uczłowieczenie ich codziennego wysiłku. „Narodziny wyznawców” oraz „Kościół” odnoszą się do przemian zachodzących w społeczności po Soborze Watykańskim II. „Myśląc Ojczyzna” to poetycka ekspresja związana z Tysiącleciem narodu. „Rozważanie o śmierci” proponuje oglądanie śmierci w perspektywie zmartwychwstania Chrystusa, zaś „Stanisław” opisuje misterium Kościoła trwającego w człowieku, który żyje i działa w „ziemi trudnej jedności”. Najwięcej aktualności tkwiło jednak, by raz jeszcze powołać się na analizy księdza Pasierba, w rozważaniu spraw ponadczasowych: wieczny Bóg i „niewymienny człowiek”, jego godność, sumienie, wymagająca bohaterstwa wolność - te sprawy właśnie wypowiadane z siłą olbrzymiego przekonania były - i są - ważnym głosem w dobie nie tylko poetyckiego pomieszania języków.

Nie czytajmy wierszy Karola Wojtyły jako udramatyzowanych, teologicznie prawowiernych katechez, ani - tym bardziej - jako traktatów stricte filozoficznych. Ich wyrafinowana „forma” wymaga, co prawda, skupionej lektury i aktywności interpretacyjnej, niemniej daje poczucie obcowania z najprawdziwszą poezją. Nie wolno utożsamiać poetyckości z sentymentalnością albo nierzeczywistością. Należy raczej wiązać ją z odsłanianiem porządku ukrytego przed oglądem zmysłowym, choć go nie lekceważącym, a także z eksponowaniem nadziei dotyczących eschatologicznych wymiarów życia. Skoro więc pragniemy stawać się coraz pełniej chrześcijanami, próbujmy zgłębiać poetyckie słowo Karola Wojtyły. Poetycki ogląd świata jest naszym obowiązkiem.

Wiedział o tym ksiądz Popiełuszko tyle razy przywołując myśli i papieskie świadectwo Jana Pawła II. Odważył się nawet na napisanie listu do Ojca Świętego, który odczytał podczas comiesięcznej Mszy świętej w intencji Ojczyzny, odprawianej w żoliborskim kościele. Dziękował w nim za dar posługi Jana Pawła, za modlitwę, jaką papież zanosił do Królowej Polski, Pani Jasnogórskiej, wstawiając się za internowanymi podczas stanu wojennego, za pielęgnowanie najdroższego słowa „Solidarność”, za piętnowanie wszelkich przejawów zła, za pielgrzymki narodowe i ucałowanie polskiej ziemi. I prosił o błogosławieństwo, szczególnie dla tych, którzy cierpią i oczekują pomocy, modlitewnego wsparcia. Zachęcał do medytacji nad tym wszystkim, co Ojciec Święty napisał i nadal pisze, a co tworzy wielką księgę papieskiego nauczania. To jedna z istotnych dróg - wskazywał - zrozumienia wiary i polskich nadziei.

Módlmy się:
Wdzięczni jesteśmy za słowa wypowiedziane na Błoniach krakowskich, gdy prosiłeś, abyśmy byli silni mocą wiary, nadziei i miłości. Miłości, która wszystko przetrzyma; gdy stwierdziłeś, że naród jako wspólnota ludzi jest wezwany do zwycięstwa właśnie mocą wiary, nadziei i miłości. Mocą prawdy, wolności i sprawiedliwości.
Dziękujemy za Twoje poetyckie wyznania, które umacniają nadzieję, że dostąpimy łaski wiecznego szczęścia i że również przez piękno będziemy pojednani z Bogiem.

za: Ks. Jan Sochoń, Rekolekcje z Księdzem Jerzym, Wyd. M, Kraków 2001.