O. Jacek Salij OP, Propozcje duszpasterskie związane z beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki

O. Jacek Salij OP, Propozycje duszpasterskie związane z beatyfikacją księdza Jerzego Popiełuszki

Osoba nowego Błogosławionego

Niemal niewyczerpanym źródłem tematów duszpasterskich w związku z tą beatyfikacją będzie sama osoba Błogosławionego. Poniekąd streszczeniem epizodu wojskowego w życiu kleryka Popiełuszki jest opisana przez niego samego, w liście do ojca duchownego z lutego 1967 r., odmowa wykonania rozkazu, żeby pozbyć się różańca. Na pewno będziemy przypominać w naszych kazaniach i katechezach szczególnie trafne i głębokie fragmenty kazań Księdza Jerzego, przedstawiać świadectwa nawróceń, związanych z odprawianymi prze niego mszami za Ojczyznę, będziemy mówić o duchowym znaczeniu jego grobu, nawiedzanego przez miliony pielgrzymów z całego świata, itp.
Na pewno nieraz ludzie będą oczekiwali od nas odpowiedzi na pytanie, na czym polegał szczególny charyzmat nowego Błogosławionego. Otóż wydaje się, że szczególność jego charyzmatu polegała po prostu na tym, że nie chciał on być nikim więcej, niż zwyczajnym gorliwym księdzem. To Boża Opatrzność postawiła go wobec zadań, których on nie planował, ale które - z chwilą, kiedy one przed nim stanęły - starał się wypełniać jak najlepiej.

On sam w gruncie rzeczy nie planował ani prowadzenia duszpasterstwa robotników, ani organizowania patriotycznych nabożeństw. Wszystko zaczęło się 20 maja 1980 r., kiedy Prymas Wyszyński, poproszony przez pracowników huty Warszawa o księdza, który by im na terenie ich zakładu pracy odprawił mszę świętą, wysłał tam Księdza Jerzego. Cała następna działalność ks. Popiełuszki potoczyła się poniekąd sama - tyle że on kolejne zdania, jakie przed nim stawały, sta¬rał się wypełniać z całym oddaniem.
Jeżeli uważnie wsłuchać się w glosy ludzi, którzy z radością czekają na tę beatyfikację, najczęściej słyszy się twierdzenia, że Ksiądz Jerzy będzie stanowił wzór dobrych relacji księdza ze świeckimi, że jako duszpasterz umiał on zauważać problemy, kłopoty i oczekiwania pojedynczego człowieka; że potrafił uszanować człowieka niewierzącego i że właśnie w ten sposób był wobec niego świadkiem wiary. Ludzie, którzy go znali, świadczą o jego niezwykłej umiejętności słuchania drugiego człowieka. Do tego należy dodać mężne i aż do końca trwanie w wykonywanej posłudze mimo nasilających się gróźb i represji, a również jego odwagę okazywania solidarności niesprawiedliwie prześladowanym - wielokrotnie bowiem przychodził na rozprawy sądowe osób sądzonych i skazywanych za udział w strajkach czy za drukowanie i rozprowadzenie tekstów wydawanych bez pozwolenia cenzury.
Słowem, wolno się spodziewać, że ta beatyfikacja przyczyni się w naszym Kościele do uwyraźnienia najlepszych wzorów bycia dobrym kapłanem.

Czym jest kult świętych w Kościele?

Ta beatyfikacja będzie dobrą okazją do tego, żebyśmy przypomnieli samym sobie oraz naszym wiernym, jaki sens ma tak uroczysta aprobata Kościoła dla najlepszych swoich dzieci. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia to następująco: „Kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroicznie cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych jako wzory i orędowników. W ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy" (828).
• Beatyfikacja Księdza Jerzego będzie też znakomitą okazją, żeby przypomnieć sobie, czym jest kult świętych w Kościele. Kult świętych (podobnie jak modlitwy za zmarłych) jest praktycznym wyrazem wiary Kościoła, że wspólnota przyjaciół Bożych, powiązanych w Chrystusie więzami wzajemnego braterstwa, nie ogranicza się do nas, którzy żyjemy obecnie i stanowimy Kościół pielgrzymujących. Obejmuje ona również tych, którzy odeszli już z tego świata: zarówno zbawionych, którzy już teraz oglądają Boga twarzą w twarz, jak tych, którzy, zanim będą mogli spotkać się z Bogiem bezpośrednio i na zawsze, potrzebu¬ją jeszcze oczyszczenia. Co więcej, cała zbawiona i dążąca do zbawienia ludzkość jest zaledwie cząstką powszechnej wspólnoty Bożej, w której starszymi braćmi są aniołowie, duchy niewyobrażalnie doskonalsze od człowieka.

Tę wizję wiekuistego Kościoła wszystkich stworzeń rozumnych znajdziemy już w Nowym Testamencie: „przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu -Jezusa." (Hbr 12, 22-24; por. Ap 5,9-11).
Druga eklezjologiczna prawda, bez której nie sposób zobaczyć, czym jest kult świętych, jest mistyczna jedność Chrystusa ze swoim Kościołem. Chodzi o tę prawdę, którą Nowy Testament wyraża w obrazach Krzewu Winnego czy Ciała Chrystusa. Apostoł Paweł mógł w tej perspektywie mówić za¬równo o sobie: „Żyję ja, ale już nie ja, żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20), jak o wiernych: „Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was?" (2 Kor 13,5). Święty Tomasz z Akwinu wyrażał tę prawdę w twierdzeniu, że Chrystus jako nasza Głowa i rny, Jego członki, „stanowimy poniekąd jedną osobę mistyczną" (STh 3 q. 48 a.2 ad 1), zaś Katechizm Kościoła Katolickiego wyraża ją opisowo w twierdzeniu, że „Kościół nie jest tylko jakimś zgromadzeniem wokól Chrystusa, lecz jest on zjednoczony w Nim, w Jego Ciele" (KKK 789).
Wystarczy po prostu zobaczyć tę prawdę o Kościele, żeby w niej zobaczyć zarazem całą absurdalność niepokojów, czy kult świętych nie jest jakimś echern pogańskiego politeizmu, albo czy nie podważa on chrystocentryzmu wiary chrześcijańskiej. Dlatego przecież czcimy świętych, ażeby czcić Chrystusa Pana, który w nich i przez nich działał i zwyciężał. Christus in martyre est - „Sam Chrystus jest obecny w męczenniku", pisał już Tertulian (De pudicitia, 22). „Aby Szczepan na ziemi zwyciężył niedowiarstwo prześladowców, łaska zesłana przez Jezusa walczyła w jego obronie" - mówił św. Grzegorz Wielki (Homilie na Ewangelie, 29,7).

Warto zwrócić uwagę na biblijne korzenie kultu świętych. W temacie tym da się wyróżnić co najmniej cztery następujące aspekty:

1. Pismo Święte, zwłaszcza Stary Testament, przepełnione jest wspominaniem wielkich dzieł Bożych wobec naszych ojców i dziękczynieniem za nie (por. Ne 9.5.7-10; Ps 105,1.5n). Podobnie jak w dziejach Starego Testamentu Abraham, Jakub czy Mojżesz, tak w Kościele święci są żywym wezwaniem, aby dziękować Bogu za to, że poprzez pokolenia tak wspaniale obdarzał Kościół łaską i świętością. Żywy kult świętych ogromnie więc pomaga widzieć historię Kościoła jako dzieje zbawienia. Bo niestety, przeciętny dzisiaj stosunek do historii Kościoła jest chory i wypaczony. Stereotypowe patrzenie na nią kształtowało się - od czasów Oświecenia - głównie z pozycji Kościołowi wrogich. Gdyby badać pierwsze skojarzenia, jakie budzi w nas, również w katolikach, sam termin , zapewne okazałoby się, że najczęściej nasuwają się nam wówczas takie pojęcia, jak , , , .

Chodzi nie tylko o to, żeby się wyzwalać z tych fałszywych stereotypów i utworzyć sobie ogólny obraz dziejów Kościoła bardziej zgodny z prawdą historyczną. Historia Kościoła jest w samym swoim rdzeniu historią zbawienia, historią działania laski Bożej, historią dążenia kolejnych pokoleń do życia wiecznego. Musimy się uczyć tego podejścia do historii, które cechowało człowieka biblijnego.
Biblia nigdy nie idealizuje przeszłości, o grzechach ojców wyraża się z niezwykłą surowością: „Nie bądźcie ludźmi twardego karku, jak wasi ojcowie" (2 Krn 30,8). „Ojcowie wasi Mnie opuścili - wyrocznia Pana - i poszli za obcymi bogami, służyli im i cześć im oddawali, Mnie zaś opuścili i Prawa mojego nie przestrzegali. A wy jeszcze gorzej postępowaliście niż ojcowie wasi, gdy każdy z was szedł za swym przekornym, złym usposobieniem. Mnie nie słuchając" (Jr 16,lin).
Zarazem jednak cala Biblia rozbrzmiewa dziękczynieniem za wielkie dzieła Boże w przeszłości, za to również, że w poprzednich pokoleniach Bóg wzbudzał ludzi sobie wiernych, wielkich przewodników swojego ludu i proroków: „Chwalcie Pana! Wzywajcie Jego imienia! Dajcie poznać Jego dzieła między narodami! Przypominajcie wspaniałe imię Jego! Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy! Niech to będzie wiadome po całej ziemi!" (Iz 12,4n). W Księdze Syracha aż siedem rozdziałów poświęcono wspomnieniu wielkich wybrańców Bożych, poprzez których Bóg obdarzał swój lud mocą i łaską (Syr 44-50). Oto jak autor wprowadza czytelników do tej części swojego dzieła: „Wychwalajmy mężów sławnych i ojców naszych według kolejności ich pochodzenia! (...) Ci są ojcowie pobożni, których cnoty nie zostały zapomniane, pozostały one z ich potomstwem, a dobrym dziedzictwem są ich następcy. Potomstwo to trzyma się Przymierza, a przez nich - ich dzieci. Potomstwo ich trwa na zawsze, a chwała ich nie będzie wymazana. Ciała ich w pokoju pogrzebano, a imię ich żyje w pokoleniach. Narody opowiadają ich mądrość, a zgromadzenie wygłasza chwałę" (Syr 44,1.10-15).

Ten sam religijny szacunek dla przodków w wierze znajdziemy w Liście do Hebrajczyków. W rozdziale 11. wyliczono tak po imieniu wielkich świętych Starego Testamentu, którzy swoim życiem zostawili nam przykład prawdziwego zawierzenia Bogu. Wspomniano tam m.in. męczenników za wiarę: „Jedni zaś ponieśli mękę tortur, nie przyjąwszy uwolnienia, aby otrzymać lepsze zmartwychwstanie. Inni zaś doznali zelżywości i biczowania, a nadto kajdan i więzienia. Kamienowano ich, przerzynano piłą, kuszono, przebijano mieczem; błądzili w skórach owczych, kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku. Świat nie był ich wart - i tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach" (Hbr 11,35-38). Już w czasach apostolskich tę postawę wobec przodków w wierze rozciągnięto na zmarłych niedawno głosicieli Ewangelii (Hbr 13,7). My dziękujmy Bogu, że tak niedawno obdarzył nasz Kościół nowym męczennikiem, Księdzem Jerzym.

2. Dziękczynienie za wielkie dzieła, jakich Bóg dokonywał wobec naszych ojców w wierze, poniekąd woła o dopełnienie w postaci prośby, aby również dzisiaj, wobec nas, Bóg zechciał powtarzać dzieła swojej mocy i łaski. „Tobie zaufali ojcowie nasi - skarży się udręczony Mesjasz w Psalmie 22,5n - zaufali, a Tyś ich uwolnił". Podobną modlitwę znajdziemy w Księdze Syracha: „Do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu. Odnów znaki i powtórz cuda: wsław swoją rękę i prawe ramię!" (Syr 36,5). Wspomniane wyżej rozpamiętywanie w dziewiątym rozdziale Księgi Nehemiasza wielkich dzieł Boga w przeszłości kończy się bolesną skargą na dzisiejszą nędzę ludu Bożego. Taka sama modlitwa w Psalmie 44 kończy się dramatycznym: „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze! (...) Powstań na pomoc i wyzwól nas przez Twe miłosierdzie!" (Ps 44,24.27).

Wielcy święci przeszłości byli dla udręczonych Izraelitów znakiem nadziei, że nawet w największej niedoli Bóg potrafi przyjść z pomocą swojemu ludowi. „Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba przysłał mnie do was" (Wj 3,15) - ma powiedzieć Mojżesz swoim rodakom. „Spójrzcie na Abrahama, waszego ojca, i na Sarę, która was zrodziła. (...) Zaiste zlituje się Pan nad Syjonem, zlituje się nad wszelką jego ruiną" (Iz 51,2n) - pociesza i wzywa do nadziei autor drugiej części Księgi Izajasza. Zaś Azariasz w niewoli babilońskiej modli się: „I nie odejmuj od nas miłosierdzia swego przez wzgląd na Abrahama, umiłowanego Twego, i na Izaaka, sługę Twego, i na Izraela, świętego Twego" (Dn 3,35).
W Piśmie Świętym uczmy się właściwego podejścia do historii Kościoła. Nie zapominajmy o grzechach poprzed nich pokoleń - ale po to, żeby takie same, a nawet większe grzechy rozpoznawać w sobie samych. Przede wszystkim jednak uwielbiajmy Boga za to, że zawsze tyle łaskawości okazywał swojemu Kościołowi - że dawał mu tylu wielkich na¬uczycieli wiary, męczenników, ludzi modlitwy i pokuty, że do¬konywał przez swoich wybrańców cudów miłosierdzia, poświęcenia, odnowy duchowej całych narodów. Uwielbiając zaś Boga w Jego świętych, utwierdzajmy się w nadziei, że również dzisiaj będzie nam raczył przysyłać proroków i odnowicieli, że również dzisiaj będzie napełniał swój Kościół gorliwością i odwagą, duchem czystości i posłuszeństwa, poświęcenia i miłosierdzia.

3. Trzeci znajdujący się w Piśmie wymiar kultu świętych to ich naśladowanie. Rzecz jasna, tym jedynym, którego absolutnie powinniśmy naśladować, jest Pan nasz Jezus Chrystus: „Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16,24). Zarazem w Nowym Testamencie wręcz często wzywa się nas do naśladowania innych ludzi, Abrahama (Rz 4,1-4) i w ogóle świętych patriarchów - Abla, Henocha, Noego, Abrahama, Izaaka, Jakuba, Józefa, Mojżesza (Hbr 11). Apostoł Paweł nie krępuje się nawet wskazywać na siebie jako na wzór naśladowania Chrystusa: „Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi. (...) Bądźcie naśladowcami moimi, jak ja jestem naśladowcą Chrystusa" (l Kor 4,16; 11,1). W ogóle chrześcijanie powinni być wzajemnie dla siebie wzorami do naśladowania: „A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana, i tak staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai" (l Tes l,6n; por. Flp 3,17). Idea naśladowania świętych cały swój sens czerpie stąd, że oni byli naśladowcami Chrystusa i dlatego mogą stać się pod tym względem naszymi nauczycielami. Już opis pierwszej śmierci męczeńskiej w Kościele przedstawia Szczepana jako żywe odwzorowanie Mistrza i Zbawiciela: Szczepan, podobnie jak Chrystus, jest oskarżony o bluźnierstwo, oskarżony przez fałszywych świadków. Podobnie jak Chrystus, został wyrzucony poza miasto, umierając zaś przebacza swoim mordercom, wreszcie, jak Chrystus oddał swego Ducha Ojcu, tak on oddaje swego ducha Chrystusowi.

Generalnie, każdy święty, a zwłaszcza męczennik, jest naśladowcą Chrystusa przede wszystkim w ten sposób, że całego siebie składa w ofierze Bogu i poniekąd powtarza w ten sposób mistycznie Ofiarę-Pierwowzór, uczestniczy w całkowitym oddaniu się Chrystusa Pana Przedwiecznemu Ojcu.

4. Również w Piśmie Świętym ma swoje źródło nasza wiara w wstawiennictwo świętych za nami. Przypomnijmy najpierw, że w Nowym Testamencie mówi się wiele o tym, że powinniśmy modlić się wzajemnie za siebie. Kiedy Piotr został uwięziony, „Kościół modlił się za niego nieustannie" (Dz 12,5). Apostoł Paweł zwierza się ze swojej żarliwej modlitwy za rodaków, którym trudno jest uwierzyć w Chrystusa: „z całego serca pragnę ich zbawienia i modlę się za nimi do Boga" (Rz 10,1). Wielokrotnie też zapewnia Paweł o modlitwie za tych, do których posyła swoje listy (Ef 1,16; Koi 1,3.9; Flp 1,91 Tes 1,2), a jemu zależy na tym, żeby współbracia w wierze za niego się modlili (Rz 15,30; Ef 6,19; Koi 4,3; l Tes 5,25 2 Tes 3,1; Hbr 13,18). „Módlcie się wzajemnie za siebie" - poucza Apostoł Jakub (Jk 516).
Otóż jeżeli my, którzy dopiero dążymy do zbawienia, możemy i powinniśmy wstawiać się do Boga za siebie wzajemnie, to dlaczegóż by święci - którzy zbawienie już osiągnęli i są bez reszty zjednoczeni z Bogiem, a zarazem są szczególnie wybranymi członkami naszej Bożej wspólnoty - nie mieliby się za nas modlić? Modlą się za nas tym bardziej, że są już niewyobrażalnie blisko Boga i najdosłowniej przepełnieni Chrystusem.

Toteż odpowiedź na pytanie, czy my możemy ich prosić o wstawiennictwo, zależy wyłącznie od tego, czy istnieją jakieś sposoby na nawiązanie z nimi realnego kontaktu. Otóż wierzymy, że można z nimi nawiązać realny kontakt wiary, mianowicie w Chrystusie i przez Chrystusa, bo przecież w Chrystusie tworzymy wraz z nimi jedną Bożą wspólnotę. I właśnie w ten sposób - w Chrystusie i przez Chrystusa - zwracamy się do świętych z prośbami o ich braterską solidarność.

Przypomnijmy, co na ten temat mówi ostatni Sobór, w Konstytucji dogmatycznej o Kościele, 49n: „Łączność pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusowym, bynajmniej nie ustaje. Przeciwnie, według nieustannej wiary Kościoła umacnia się jeszcze dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych. Albowiem mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości, a cześć, którą Kościół tutaj na ziemi oddaje Bogu, uszlachetniają i różnorako obracają na większe zbudowanie Kościoła. Przyjęci bowiem do ojczyzny i znajdując się blisko przy Panu, przez Niego, z Nim i w Nim nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi. (...)

W najbardziej zaś szlachetny sposób nasze zjednoczenie z Kościołem niebiańskim dokonuje się wtedy, kiedy - szczególnie w liturgii świętej, w której moc Ducha Świętego działa na nas poprzez znaki sakramentalne - wspólnie z nimi w radosnym uniesieniu wielbimy majestat Boży i kiedy wszyscy, ze wszelkiego pokolenia, języka, ludu i narodu we krwi Chrystusa odkupieni i zgromadzeni w jeden Kościół, jedną pieśnią chwały uwielbiamy Boga w Trójcy jedynego. Sprawując przeto ofiarę eucharystyczną, najściślej bodaj jednoczymy się ze czcią oddawaną Bogu przez Kościół w niebie, wchodząc w święte obcowanie z nim i czcząc pamięć przede wszystkim chwalebnej zawsze Dziewicy Maryi, a także świętego Józefa, świętych Apostołów i Męczenników oraz wszystkich Świętych".

O współczesnych męczennikach powinniśmy pamiętać więcej!

Od mniej więcej dwóch i pół wieku, przyjęła się w naszej europejskiej kulturze taka maniera patrzenia na Kościół, opisywania dziejów Kościoła, jakby to była jakaś organizacja przestępcza. Stało się to częściowo z naszej winy, z winy tych, których Chrystus Pan ustanowił w Kościele nauczycielami. Za mało troszczymy się o to, żeby bronić Kościół przed oszczerstwami, a nawet nie pamiętamy o tym, jak wielu wyznawców Chrystusa było prześladowanych za swoją wiarę. Jak wiadomo, w samym tylko XX wieku zamordowano więcej męczenników za wiarę niż w ciągu poprzednich dziewiętnastu wieków historii Kościoła. Bardzo to rozumiał Jan Paweł II, który wykonał wiele duchowej pracy, aby ocalić pamięć o tych współczesnych męczennikach, a wielu spośród nich wyniósł na ołtarze.

Beatyfikacja Księdza Jerzego powinna nas pobudzić do tego, żebyśmy wreszcie zaczęli więcej mówić o współczesnych męczennikach za wiarę - nie tylko o wielkim i bohaterskim ojcu Maksymilianie Kolbe, bo przecież było wielu więcej
tych, którzy oddali życie za Chrystusa, bo dobrze zrozumieli Jego słowo: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą".
Przepraszam za osobisty ton tego, co teraz powiem, bo chcę wyliczyć męczenników szczególnie przeze mnie ukochanych, ale wydaje mi się, że każdy kapłan powinien mieć w sercu i w pamięci co najmniej kilku współczesnych męczenników, którzy staną się jego szczególnie bliskimi i o których przynajmniej od czasu do czasu wspomni w swoim nauczaniu.
Spośród 108 beatyfikowanych w roku 1999 w Warszawie, oprócz dwojga dominikanów (Julia Rodzińska i Michał Czartoryski), szczególnie porusza mnie postać Marianny Biernackiej, która oddała życie za swoją brzemienną synową, oraz dwaj męczennicy różańcowi - ks. Władysław Demski z Inowrocławia, który z powodu różańca został zatłuczony na śmierć, oraz ks. Józef Kowalski, salezjanin, który za podobne przestępstwo - za to, że nie chciał podeptać różańca - został zmasakrowany i utopiony w beczce z fekaliami. Trudno tu nie wspomnieć jeszcze bł. Natalii Tułasiewicz - wspaniałej nauczycielki, która pozostawiła po sobie głębokie teksty, na pewno zasługujące na lepszą pamięć.

W październiku 2007 r. Benedykt XVI beatyfikował austriackiego rolnika, Franza Jaegerstaettera, który - ponieważ w swoim sumieniu uznał prowadzoną przez Hitlera wojnę za jawnie niesprawiedliwą - doszedł do wniosku, że nie wolno mu w niej uczestniczyć. Był ojcem trojga malutkich dzieci i dobrze wiedział, że odmowa przyjęcia hitlerowskiego munduru skończy się karą śmierci - sądził jednak, że nie ma innego wyboru. Jaegerstaetter nie był pacyfistą. Wręcz przeciwnie, nie miał wątpliwości, że państwa i narody napadnięte przez Hitlera mają prawo się bronić. „Czy istnieje - pisał w celi śmierci - coś gorszego od mordowania i rabowania innych ludzi broniących własnej ojczyzny? W dodatku jedynie po to, aby przyczynić się do zwycięstwa antyreligijnej władzy, która pragnie zbudować światowe bezbożne imperium oparte na wierze w bezosobową opatrzność".

Osobiste nabożeństwo żywię ponadto do austriackiej zakonnicy, bł. Restytuty Kafka, która została aresztowana za to, że jako przełożona pielęgniarek odmówiła wykonania rozkazu dyrektora szpitala i nie zdjęła krzyża, z sal, gdzie leżeli pacjenci. Podczas rewizji znaleziono w jej fartuchu wiersz antyhitlerowski, jaki jej wsunął do ręki któryś z chorych. Podczas śledztwa nie próbowała się ratować w sposób niegodny i nie wydała tego człowieka, mimo że groził jej wyrok śmierci. I faktycznie została skazana na śmierć, wyrok wykonano. Dzisiaj czcimy ją jako męczennicę znaku krzyża i miłości bliźniego.

Staram się informować wiernych o pierwszym wyniesionym na ołtarze Cyganie, bł. Zefirynie Gimenez Malla. Podczas wojny domowej w Hiszpanii ujął się za wleczonym na rozstrzelanie młodym księdzem. Natychmiast sam został aresztowany. Rewidujący go milicjant znalazł w jego kieszeni różaniec, a dla hiszpańskich republikanów posiadanie różańca było straszną zbrodnią. Milicjantowi jednak szkoda się zrobiło Cygana i zaproponował mu żeby wdeptał różaniec w błoto. Zefiryn się nie zgodził. Natychmiast został rozstrzelany. Za dwie zbrodnie - za to, że ujął się za niewinnym, i za to, że posiadał różaniec. Dziś czcimy go jako jednego z tych, który dobrze zrozumiał słowo Pana Jezusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą"
W roku 1992 Jan Paweł II beatyfikował Izydora Bakanja, młodego Afrykanina z Konga Belgijskiego, który był służącym u niejakiego pana van Cautera, skądinąd człowieka programowo postępowego. Owego pana denerwował szkaplerz, jaki jego służący nosił na swojej piersi. Ponieważ na szyderstwa i docinki nie reagował, i wciąż ten szkaplerz nosił, van Cauter pewnego dnia wpadł w gniew i kazał mu natychmiast szkaplerz zdjąć. Izydor tego nie zrobił, za co został ukarany chłostą. Chłosta okazała się jednak nieskuteczna, bo służący nie chciał się rozstać ze swoim szkaplerzem. Van Cauterowi było już tego za wiele. Osobiście zerwał mu szkaplerz i kazał go tak wychłostać, żeby to sobie zapamiętał na całe życie. Zmaltretowany Izydor po czterech dniach umarł. A wszystko to miało miejsce w XX wieku, w roku dokładnie 1909.
Kilkoro innych męczenników wymieńmy przynajmniej z imienia: bł. Karolina Kózka, która wolała umrzeć niż pozwolić się zgwałcić rosyjskiemu żołnierzowi. I węgierski biskup Gyór, bł. Vilmos Apor, zastrzelony w roku 1945 przez sowieckich żołnierzy za to, że ujął się za dziewczynami, które oni chcieli zgwałcić. I Bułgar, bł. Eugeniusz Bosiłkow, katolicki biskup Sofii, w roku 1952 skazany na śmierć jako rzekomy szpieg Watykanu i rozstrzelany. Dalej: Bł. Leonid Fiodorow, rosyjski egzarcha grecko-katolicki, zamęczony w sowieckich lagrach; bł. Zenobiusz Kowałyk, ukrzyżowany przez NKWD-zistów na drzwiach więzienia we Lwowie. Błogosławieni Mykola Konrad i Wołodymyr Pryjma, zamordowani przez bolszewików za to, że szli z Najświętszym Sakramentem do chorego. Janina Jandulska spod Żytomierza, przykuta do wózka inwa¬lidzkiego, która popełniła taką straszną zbrodnię, że z kilkunastu swoimi znajomymi modliła się na różańcu. Za tę zbrodnię po kilku miesiącach śledztwa została rozstrzelana bez sądu w roku 1937. Męczenników, którzy w XX wieku oddali życie za Chrystusa, można wymieniać bez końca.

Dlaczego powinniśmy pamiętać o naszych męczennikach?

Dlaczego powinniśmy pamiętać o naszych męczennikach? W czasach, kiedy tak wiele mówi się o grzechach w Kościele, musimy sobie uświadomić, że w naszym Kościele jest niewyobrażalnie więcej świętości niż grzechów. Również w Kościele współczesnym świętości jest nieporównanie więcej, niż potrafimy to sobie wyobrazić. Czcimy męczenników, bo oni są świadkami tej najgłębszej miłości, jaką Kościół jest złączony z Chrystusem, swoim Panem i Zbawicielem. Męczennicy są dowodem, że bardzo wielu spośród nas, naprawdę nieprzeliczone tłumy kochają Chrystusa Pana ponad życie.
Ale czcimy męczenników również dlatego, że oni konkretnie przypominają nam o tym, że niekiedy Chrystus Pan wzywa nas do świadectwa trudnego. Jak to powiedział Jan Paweł II w roku 1987 podczas spotkania z młodymi na Westerplatte: „Każdy i każda z nas ma w swoim życiu jakieś Westerplatte, może mniej sławne, mniej historyczne, powiedzmy, na mniejszą skalę zewnętrzną, ale czasem może na większą jeszcze skalę wewnętrzną - i tego swojego Westerplatte nie może oddać!"

Takim duchowym Westerplatte może być nie dać się nałogowi, w jaki popadłem, ale go w sobie z pomocą łaski Bożej przezwyciężyć. Takim Westerplatte może być zwycięskie przejście przez kryzys małżeński, albo pokonanie pokusy łatwego, ale nieuczciwego dorobienia się. Pamięć o męczennikach pomoże nam zwyciężyć w takich sytuacjach. Pomoże też nam uwierzyć, że słowa Pana Jezusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą" to nie są sło¬wa puste, ale są to słowa prawdy. Za tymi słowami idzie Jego łaska, która będzie nam pomagała trwać w wierności naszemu Panu. Trwać w wierności również wówczas, kiedy to trudne. I w ten sposób dojść do życia wiecznego.


W: Biuletyn Duszpasterski Archidiecezji Warszawskiej, 3(10)2010, s. 55-70