Zapiski ks. Jerzego - Notes niebieski

3. Zeszyt niebieski

13 XI 1982 [Niezgodność w datowaniu zapisków zgodna z tekstem oryginalnym – red.]
[s. 1] Jedenaście miesięcy udręki narodu, pod dyktaturą władzy wojskowej. Chwała tym, którzy cierpią dla Ojczyzny, którzy nie załamują się pod naciskiem ubeckich metod.
Nie bardzo wiem, dlaczego wziąłem do ręki dzisiaj długopis, aby myśli na papier wylać. Ostatnie dni miały wiele ciekawostek dla mnie, szkoda więc może, aby poszły w niepamięć...
Nie mogą sobie darować nasze władze, oczywiście nie kościelne, tych Mszy św. za Ojczyznę, które odprawiam zawsze w ostatnią niedzielę. Mówią, że jest to największy wiec w stanie wojennym.
Byłem 11 XI w katedrze. Miałem możliwość porównania atmosfery Mszy św. tam i u nas. Tam może i można by nazwać wiecem, choć wcale nie groźnym. Były krzyki, brawa, sto lat. U nas zawsze pełna powaga modlitwy, uczuć patriotycznych. Ludzie wychodzą w skupieniu i powadze.
Dzisiaj w nocy „znani sprawcy" pomalowali aerozolem olejnym na biało samochód ks. Henryka [Ks. H. Krzeszowski - w owym czasie wikariusz w parafii św. Stanisława Kostki, obecnie kapłan diecezji łowickiej, profesor Seminarium Duchownego w Łowiczu – red.]. Pomylili samochody, [s. 2] bo nie mam wątpliwości, że było to przygotowane na moją zastawę. Stare metody, te same, którymi mszczą się na aktorach. Mój niewiele, tylko muśnięty. Czyścić nie będę.

8 XI [1982]
Wieczorem miałem telefon z Toronto z radia kanadyjskiego, z prośbą o wywiad. Bardzo miła pani, zatroskana o sprawy polskie, pełna niepokoju. Oczywiście wywiadu nie udzieliłem, bo przecież na drutach telefonicznych wiszą cudze uszy.

11 XI [1982]
Rano byłem w Kurii. Ks. Kanclerz [Ks. Zdzisław Król] poinformował mnie, że Wydział Wyznań, chyba pan Śliwiński, nie jest zadowolony z formy moich mszy za Ojczyznę. Biskupowi J. Dąbrowskiemu [Biskup Jerzy Dąbrowski (1931-1991), biskup pomocniczy archidiecezji gnieźnieńskiej, w latach 1982-1991 zastępca Sekretarza Generalnego Episkopatu Polski – red.] minister Łopatka miał powiedzieć, że w najbliższym czasie w Warszawie muszą aresztować trzech księży (ks. Kantorski [Ks. Leon Kantorski, proboszcz parafii Podkowa Leśna – red.], ks. Prus [Ks. Zdzisław Prus, w tym czasie wikariusz parafii św. Jana Kantego w Warszawie, obecnie kapłan diecezji łowickiej – red.], ks. Małkowski [Ks. Stanisław Olaf Małkowski, od 1983 r. duszpasterz na Cmentarzu Komunalnym w Wólce Węglowej w Warszawie – red.]), a mnie na pierwszym miejscu internować. Przyjąłem do wiadomości. Wieczorem bp Miziołek [Ks. biskup Władysław Miziołek, od 1969 biskup pomocniczy warszawski. W latach 1982-1984 kierował Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Internowanym, Uwięzionym i ich Rodzinom. Zmarł 12 maja 2000 r. – red.] po powrocie z Częstochowy zdziwił się, że jeszcze chodzę na wolności. Ale też wymknęło mu się, że Jaruzelski
[s. 3] wymieniał ks. Prymasowi, wśród trzech księży, również i moje nazwisko.
Liczę się z tym, że mogą mnie internować, mogą aresztować i spreparować skandal, ale nie mogę przecież zaprzestać tej działalności, która jest służbą Kościołowi i Ojczyźnie.

Dzisiaj ks. Prałat [Teofil Bogucki (Ks. prałat Bogucki ur 7.03.1908, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie, wprowadził Msze za Ojczyznę, których odprawianie przekazał później ks. Popiełuszce. Zmarł 9.09.1987, został pochowany w pobliżu grobu ks. Popiełuszki – red.)], siedząc w konfesjonale zawołał mnie i mówi, pokazując wycinek z gazety z listem Wałęsy: „Cholera, całą noc spać nie mogłem przez tego Wałęsę. To wszystko musi być spreparowane", a na Mszy św. o 8°° modlił się, aby Ojciec św. przyjechał do Polski, ale bez żadnego szachrajstwa. Ks. Prałat Bogucki, wspaniały człowiek i patriota, to zupełnie inny rozdział. Myślę, że warto kiedyś tej osobie poświęcić więcej miejsca.

Już 23.20 i teraz jestem znowu sam. Chwila refleksji. O 18°° na spotkanie biblijne, które rozpoczęło się Mszą św., przyszło, mimo „13” [Jest to odniesienie do wprowadzenia stanu wojennego 13.12.1981, który wprowadzał ograniczenia zgromadzeń publicznych] ponad 50 osób. Żadnego roku nie miałem takiej frekwencji. Bogu Najwyższemu dzięki, że pozwala mi być tym, który pomaga młodzieży przybliżyć się do siebie, a we wspólnej modlitwie do Chrystusa.
[s. 4] Maciek został dłużej. Chciał mi powiedzieć, że Jego mama modli się za mnie każdego dnia i jest szczęśliwa, że on po paru latach, przez Mszę św. za Ojczyznę, na nowo odnalazł się w społeczności Kościoła. Muszę spisywać te fakty nawróceń, których Bóg dokonuje w atmosferze Mszy św. za Ojczyznę. Pamięć zawodzi.
Jestem już mocno zmęczony. Praktycznie od dwu lat psychicznie nie wyłączyłem się ze spraw patriotycznych [niektórzy domyślają się, że to niezwykłe zmęczenie było przyczyną starań o wysłanie ks. Jerzego na studia do Rzymu. Nie wydaje się uzasadnione – red.].

Wolnego dnia nie mam. Zauważyłem, że nieraz siedzę w domu, chociaż mógłbym gdzieś wyjechać, bo mi szkoda, że może pod moją nieobecność ktoś będzie potrzebował pomocy.
Przypadkowo dzisiaj obejrzałem w TV reportaż o pewnym księdzu na Kaszubach, gdzie mieszkańcy zamknęli kościół. Społeczeństwo wsi pokłóciła nauczycielka Kalinowska, która zaczęła sprawy kościelne włóczyć po urzędach świeckich. Program zrobiony z premedytacją. Ale jest to ostrzeżenie dla ludzi, jak bardzo trzeba być człowiekiem Bożym w wypadku księdza.


15 XI [1982]
[s. 5] Wczoraj bardzo pracowity dzień.
Do 14°° pomoc w parafii. O 16°° spotkanie na modlitwie dla środowisk medycznych. Pełen podziemny kościół. Bezpośrednio po Mszy św. koncert pieśni powstań narodowych. Bardzo udany. Zakończyliśmy spotkanie modlitwą „Pod Twoją Obronę".
Cały dzień padał deszcz. Źle się czuję w taką pogodę. Dzisiaj się rozpogodziło. Jadę do rodziców. Dawno nie byłem, a przecież nie wiadomo, jak się moje losy dalej potoczą.
Wczoraj otrzymałem parę podziękowań na piśmie [od początku stanu wojennego ksiądz Jerzy otrzymywał dziesiątki, a później setki listów związanych z comiesięczną Mszą Świętą za Ojczyznę. Listy przeważnie składane były w kancelarii kościoła. Zasługują one z pewnością na osobną monografię. Spory ich wybór wydano w książce zatytułowanej Kochany księże Jurku..., Warsza¬wa 1985 – red.] za Msze św. za Ojczyznę i ryngraf „Żeby Polska była Polską..." i wiele ciepłych słów, na które nie zasługuję.
Wczoraj też dowiedziałem się o aresztowaniu 45 pracowników U(uniwersytetu) W(arszawskiego).


18 XI [1982]
[s. 6) W poniedziałek byłem u Rodziców. Ucieszyli się bardzo. Byli o mnie bardzo niespokojni. Milicja w Suchowoli wzywała młodszego brata. Starszy był wzywany w celu wyjaśnienia, co robił jego samochód przy moim domu.
W Suchowoli zmarł Andrzej, chory na padaczkę, jako ofiara szarlatana, który kazał mu odstawić na trzy dni lekarstwa.
W domu, gdy robiłem tacie zdjęcia, popłakał się staru¬szek. Tak mało mam czasu dla Rodziców. A przecież już nie będę ich miał długo. Tata ma 72 lata.
Dzisiaj byłem w Kurii. Dowiedziałem się, że wczoraj z Komendy Głównej wpłynęła na mnie skarga, że wielokrotnie już ostrzegano i jeżeli się moje postępowanie nie zmieni, zachowają się w stosunku do mnie zgodnie z dekretem o stanie wojennym. Cóż może się zmienić w moim postępowaniu? Nie mogę przecież przestać służyć ludziom.
Przedwczoraj otrzymałem ponad 40 listów z podziękowaniami za Mszę św. w intencji Ojczyzny.
[s. 7] Niektóre wypowiedzi są wzruszające.
Jutro muszę udać się na miejsce samotne, aby pozbierać myśli do kazania, na 28 listopada.


19 XI [1982]
Wczoraj wieczorem dowiedziałem się od jednego z dyrektorów szpitali, że pan Dynowski [Dr Tadeusz Adynowski. Ksiądz Jerzy zetknął się z tą osobą w czasie przygotowań obsługi medycznej Pierwszej Pielgrzymki Ojca Świętego do Polski w 1979 r.], lekarz wojwódzki, na odprawie przed 10-11-13.XI., powiedział mi, że ks. Popiełuszko podburza ludzi i jego postępowanie można określić jako zdradę stanu, chociaż przedtem tak dobrze nam się współpracowało. Muszę chyba panu Adynowskiemu napisać, że gdyby miał odrobinę poczucia własnej godności, zanim zająłby stanowisko w stosunku do mojej osoby, najpierw powinien porozmawiać ze mną lub przynajmniej przyjść na Mszę św. i postać w parku.


28 XII [1982]
Szybko czas płynie. Już po świętach. Nie mogłem się zebrać wcześniej, aby napisać choćby po zdaniu każdego dnia. Niestety, kazania 28 XI nie wygłosiłem. Msza św. była koncelebrowana pod przewodnictwem ks. Prałata. Mój program przeszedł, ale kazanie mówił ks. Prałat [chodzi o ks. prałata Teofila Boguckiego, proboszcza parafii św. Stanisława Kostki – red.].
[s. 8] Szkoda mi kazania, ale wygłosiłem je na rocznicę strajku na WOSPie [Wyższa Oficerska Szkoła Pożarnicza znajdująca się w pobliżu kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w Warszawie – red.] w dolnym kościele.
Był u mnie ks. bp Kraszewski [Biskup Zbigniew Kraszewski (1922-2004), biskup pomocniczy warszawski, wikariusz generalny, bardzo zatroskany o ks. Jerzego – red.] prosząc, abym wybył na parę dni, bo jest rozkaz aresztowania mnie po Mszy św. Ks. Prałat w trosce o mnie zabronił mi przewodniczyć. W ostatnim czasie była wpadka u Basi. Miała sporo prasy i jakiś stary powielacz, ale na szczęście nie używany. Wypuścili ją, ale musi się meldować co tydzień na komendzie M(milicji) O(bywatelskiej).
Znowu mi pomalowali samochód białą farbą.

Z 13/14 XlI o 2°° w nocy dzwonek do drzwi, a za chwilę wybuch. Cegła ze spłonką wybiła dwie szyby [Ksiądz Jerzy bagatelizuje opisywane wydarzenie, które mogło
mieć tragiczne następstwa: był takzmęczony tej nocy, że nie zareagował
na dzwonek maj ący go wywabić do pokój u, do którego wrzucono cegłę
z ładunkiem wybuchowym (a nie „spłonką", jak pisze). Wybuch
mógł go poważnie okaleczyć – red.]. Następnej nocy pozoracja włamania na schodach. Wspaniała postawa robotników. Wyznaczyli sobie nocne dyżury i od tej pory cały czas mnie pilnują.
Kolejna noc, to grzebanie przy samochodzie młodego człowieka, który spłoszony wsiadł do samochodu MO.

Msza św. 26 XII była wspaniała w ocenie [s. 9] ludzi. Powiedziałem właściwie wszystko, co chciałem, opierając się na tekstach Ojca św.
Jestem w posiadaniu pisma z Wydzia(łu) Wyznań do Kurii z dn. 26 XI, gdzie zarzucają mi bardzo wiele wrogiej Polsce działalności. Nawet pieśni intonowane w czasie Mszy św. mają charakter polityczny i antypaństwowy.
Wczorajsza noc była trudna. Nękali psychicznie. Od l.00 do 4.00 jeździli samochodem jak wściekli dookoła plebanii. Chłopcy zrobili im 20 zdjęć, oczywiście dla postrachu.
Wczoraj przyszedł człowiek, który nie był 34 lata u spowiedzi, bo dzięki Mszy za Ojczyznę i mojej obecności w sądach [chodzi o obecność księdza Jerzego na procesach robotników, m.in. z Huty Warszawa, w czasie stanu wojennego. Prof. Klemens Szaniawski tak o tym mówił: „Chodziłem na te procesy bardzo systematycznie, ale nie przypominam sobie, żebym widział tam jakiegokolwiek księdza poza Jerzym" (patrz „Przegląd Katolicki" nr 21 z 11 XI 1984) – red.], na nowo odnalazł się przy Kościele. Jak wiele potrafisz, Boże, zdziałać przez tak niegodne jak ja stworzenie. Dzięki Ci Panie, że mną się posługujesz.


4 I [1983]
[s. 10] Wczoraj miałem opłatek Sł[użby] Zdrowia z ks. Prymasem. Ogłaszałem tylko prywatnymi kanałami i okazało się, że są one w tym zawodzie doskonałe. Ludzie stali aż na schodach. Atmosfera bardzo dobra. Ks. Prymas bardzo ładnie przemówił. „Kościół nie opuści narodu, jak lekarz nie opuszcza chorego". Kościół nie pójdzie na żadne przywileje, bo na ziemi nie ma dla Kościoła przywileju, poza Chrystusem.


6 I [1983]
Wiele czasu minęło od ostatniej notatki. Ale czasu bardzo wypełnionego przeróżnymi zajęciami. Spróbuję choć niektóre fakty przywołać z pamięci.
Ponieważ biskup Jerzy [Biskup Jerzy Dąbrowski (1922-1994), Zastępca Sekretarza Generalnego Episkopatu Polski – red.] nie chciał, aby we Mszy św. za Ojczyznę 30 I brali udział również aktorzy, postanowiłem 22 I, o godz. 17°° odprawić Mszę św. w rocznicę powstania styczniowego.
Intencję zamówił Instytut Historii z U(niwersytetu W(arszawskiego). Ludzie w kościele się nie mieścili. Aktorzy recytowali wiersze. Mazowiecki z K(komisji) K(rajowej) [Błąd. Mazowiecki nie był członkiem Komisji Krajowej, lecz
jej doradcą – red.] czytał lekcję.
W czasie Mszy św. ukazały się dwa transparenty „Solidarność żyje". Widziałem błysk radości na twarzach ludzi. Po Mszy św. prof. Klemens Szaniawski rzucił mi się na szyję ze łzami w oczach, dziękując za przeżycie.
[s. 11] Po Mszy św. na górze na herbatce spotkałem się z przedstawicielami K(omisji) K(rajowej) (Onyszkiewicz, Geremek, Mazowiecki, Kulerski [oczywiście nie chodzi o Wiktora Kulerskiego, członka RKW, lecz o jego brata – red.]).


24 I
24 I po południu dowiedziałem się, że ks. bp wyjeżdża do Rzymu i w naszym kościele 30 I nie będzie. Podziałało to na mnie jak grom z jasnego nieba. Ks. Prałat Bogucki w szpitalu od soboty. Nad ranem zabrało [go] pogotowie. Aktorów nie mam, teksty i wiersze wykorzystane. Ale trudno. Przygotowałem.
Dekoracja - orzeł powstania styczniowego, data 1863-1983, i „Powstań Polsko", na biało-czerwonym tle powstańcy Warszawy. Wyglądało to imponująco.
Kazanie było wyjątkowo mocne, ale historyczne. Ludzi wyjątkowo dużo, zablokowane ulice i tłum sięgający do parku. Wszystko odbyło się spokojnie i w podniosłym nastroju.


27 I 1983
W czwartek przed Mszą św. telefon z K(omendy) G(łównej) M(Milicji) O(bywatelskiej) abym zjawił się na [ulicy] Waliców 15, w celu złożenia zeznań w sprawie dra. Śliwowskiego. Twierdzi, że brał lekarstwa ode mnie.
[s. 12] Takiego lekarza nie znam, a sądzę, że i on mnie również nie zna. Podejrzewałem, że jest to próba ściągnięcia mnie na przesłuchanie. Powiedziałem, że przyjdę może we wtorek (po Mszy św.).
W międzyczasie dowiedziałem się, że lekarza zwolnili i przeprosili, a więc sprawa nieaktualna. Tymczasem we wtorek po południu (l II), młody, może 20-letni mężczyzna w jasnym płaszczu chce ze mną rozmawiać, ale na osobności, bo ma osobistą, prywatną sprawę. „Proszę księdza, chodzi o małe fałszerstwo, niech mi ksiądz pomoże".
To fałszerstwo polegało na tym, że miałbym przyjąć wezwanie na komendę z datą dnia poprzedniego. Wyjaśniło się więc, że chodziło o ściągnięcie mnie na komendę, a nie świadczenie w sprawie, która przecież przestała już istnieć i z którą nic nie miałem wspólnego. Na uwagę zasługuje zdanie milicjanta: „Proszę księdza, niech mi ksiądz pomoże, niech ksiądz przyjmie, ja im obiecałem” [Jest to bardzo ważny fragment. Ilustruje on zmianę taktyki organów śledczych wobec księdza Jerzego. Uprzednio kierowano do niego wezwania za pośrednictwem poczty. Prawnicy pouczyli go jednak jakie wymogi musi spełniać wezwanie na komendę. Wszystkie dotychczasowe były nieformalne, więc ksiądz Jerzy ich nie przyjmował i nie reagował na wezwania. Skorzystano zatem z innego, prezentowanego tu sposobu, również nieformalnego, a wręcz prowokacyjnego – red.].


7 II 1983
[s. 13] Wczoraj do 10.00 padał śnieg. Na 12.30 poszedłem do kościoła św. Józefa. Potem trochę spaceru i na obiad do restauracji. Czułem się bardzo źle. Trzęsły mi się ręce. Ciemno w oczach.
Cofam się znowu myślą wstecz. Na oknach hutnicy założyli mi siatki druciane, aby nie można było wrzucić kamienia do mieszkania. Zresztą, każdą noc ktoś u mnie nocuje od 14 XII 82 r.


3 II, o godz. 6°° wyjechałem z Warszawy. Do samochodu wziąłem Krzyśka O. i Małgosię Z. Jechaliśmy na 9 dni w góry do Kosarzysk. Tam mieli jeszcze ewentualnie dojechać inni. Zaraz po wyjechaniu z Warszawy dogonił nas, podkreślam nas (bo nikogo więcej nie kontrolowano) fiat 125 zielony, a w nim 2 milicjantów. Najpierw zdjęcie z tyłu, za chwilę z boku. Zatrzymałem się na poboczu. „Dokumenty". Proszę otworzyć maskę. Bagażnik, torbę, karton. Skąd to wszystko?
Co, nielegalnie zorganizowana grupa? Przygotować nr silnika i nadwozia do kontroli.
Nie było najmniejszej wątpliwości, że nagrana prowokacja. Zabrał wszystkie dokumenty i poszedł do swojego samochodu. Telefonował. Wreszcie [s. 14] po dłuższym czasie odniósł dokumenty. „Przepraszam, ale musiałem wszystko spisać".
Kilkakrotnie były widoczne samochody, które w sposób oczywisty prowadziły nas.
15 km przed Kielcami w brązowym fiacie 125 istny buldog. Samochód zaczal pyrkać, więc Małgosia zaproponowała herbatę u Rodziców, a potem jazda dalej. Okazało się, że i w tym samochodzie milicjant uzbrojony w nadajniki i telefony, tyle że bez czapki. Chcieliśmy go zgubić na małych uliczkach przedmieścia. To była istna zabawa. Kiedy zaczai się trochę plątać, przyszedł mu z pomocą drugi samochód. Zatrzymałem się 5 metrów po skręcie w prawo, on musiał więc zatrzymać się na skrzyżowaniu, i tak uczynił. M. poszła zapytać o ulicę Grójecką (takiej nie ma). Odpowiedział jej: „Proszę nie robić wybiegów i wracać do samochodu". Był bardzo zdenerwowany.
Zaprowadził w końcu pod sam dom rodziców Małgosi, a potem stanął pod oknem. Do końca dnia wymieniali się kilkakrotnie samochodami.
[s. 15] W tej sytuacji postanowiliśmy, po naradzie z ks. Profesorem z seminarium, że samochód zostanie w seminarium, a ja zrezygnuję z dalszej jazdy i odpocznę w okolicach Kielc, i chyba dobrze zrobiłem. Mam tu idealny spokój.
SB podprowadziło mój samochód pod seminarium. Na drugi dzień i trzeci pilnowali wyjazdu z bramy.
Może jutro zdecyduję się wpaść do Krakowa, chciałbym zaprosić ks. prof. Tischnera z homilią na Mszę za Ojczyznę.

Ks. Prałat Bogucki we czwartek ma wyjść ze szpitala. Ten człowiek mi imponuje. Był bardzo zadowolony ze Mszy św. styczniowej, bo relację zdali mu lekarze. Podał już nowy pomysł na luty: „Jezu daj wolność niewinnie więzionym", z podkreśleniem siódemki z K(omisji) K(rajowej).


18 II [l983]
Z Kielc wracałem pod opieką 3 panów i l pani w brązowym fiacie. Czynili to w sposób prymitywny. Po powrocie do Warszawy dowiedziałem się, że miałem wezwanie na prokuraturę, ale siostry nie przyjęły.


8 III [l983]
[s. 16] g. 23.20. Jestem zmęczony. Od dwu tygodni czuję atak grypy, ale trudno znaleźć choć dwa dni na wygrzanie się w łóżku.
W parafii rekolekcje wielkopostne, w przyszłym tygodniu dla służby zdrowia.
Dzisiaj przyjaciele przyszli mi zaproponować wyjazd na parę dni (do 13 III), ponieważ mają „przecieki", że S(łużba) B(ezpieczeństwa) chce mi w sposób szczególny dokuczyć.
Kochani ludzie. Tyle troski o mnie. Oceniają mnie na podstawie Mszy św. za Ojczyznę i pracy w świecie robotni¬czym. Nie wiedzą, że te sprawy są kosztem moich kontak¬tów przyjacielskich, wypoczynku i niedospanych nocy. Bo przecież moja zasadnicza praca to środowisko medyczne
z nominacji i rezydentura (pomoc przy parafii) oraz kuracja zdrowotna.


27 II [1983]
Jak zwykle Msza św. za Ojczyznę. Za temat szczególny wziąłem omówienie sprawy niewinnie więzionych. Za dekorację służył obraz: „Chrystus miłosierny na tle murów więziennych". Z serca biało-czerwone promienie, padają na kraty więzienia, które zaczynają pękać. Pod obrazem litera V, a na niej biało-czerwony napis: „Uwolnij niewinnie więzionych".
[s. 17] Po Mszy św. po raz pierwszy ks. Prałat B(ogucki). podziękował mi za kazanie. „Bardzo ładnie ksiądz powiedział, mocno, ale prawdę". Była to dla mnie największa nagroda za trud, który wkładałem w przygotowanie Mszy św.
Ks. Prałat nie czuje się najlepiej. Tak bardzo martwię się o niego. Co by było, gdyby go zabrakło. Jest to wspaniały człowiek, wielki patriota i Boży kapłan.
Ludzi na Mszy św. jeszcze tyle nie było. Pomimo padającego deszczu, stali aż hen w parku, kościół również szczelnie otoczony. Już przed Mszą św. o godz. 18.20 przywieziono, od strony ul. Mierosławskiego, paroma samochodami ciężarowymi „młodzież” [miejscem zbiórki owej „młodzieży" było zaplecze kina „Wisła" oraz zaułek przy dawnym barze „Fawory"] do prowokowania. W czasie Mszy św. otoczono Żoliborz ZOMO i amfibiami, skotami. Były wypadki nie przepuszczania ludzi do kościoła.

Prosiliśmy ludzi, żeby nie dali się sprowokować. Ludzie zachowali się godnie. Rozchodzili się w powadze. Około 22°° po nieudanej akcji dziwni ludzie odjechali ciężarówkami z Żoliborza. Już 25 II wezwał mnie bp Kazimierz (Romaniuk) [Biskup sufragan odpowiedzialny w Archidiecezji Warszawskiej za sprawy personalne – red.], aby powiedzieć, że prezydent ubolewa nad moim postępowaniem, [s. 18] że cierniem w stosunkach między władzą a Kościołem warszawskim jest kościół na Żoliborzu. M(inisterstwo) S(spraw) W(ewnętrznych) bardzo go naciska, aby zrobił porządek z tą sprawą.


17 IV [1983]
Piąty dzień jestem w łóżku. Zaczynam od końca i będę starał się cofać wstecz. Będą to chaotyczne myśli, ale chodzi mi o to przede wszystkim, aby wszystko z pamięci nie zginęło. Wczoraj Zbyszek Z. przywiózł mi pieska, ma dwa miesiące. Bardzo pocieszny. Myślę, że będzie dobrym przyjacielem. Nawet ks. Prałatowi się podoba.
Wczoraj o 18°° wstałem z łóżka i w dolnym kościele odprawiłem Mszę św. za poległych w Getcie Warszawskim. Była też Horodecka i Matyjaszkiewicz. Bardzo ładnie recytowali. Po Mszy św. 20-minutowy wykład przeprowadził prof. Jan Józef Lipski. Przeżyłem całość jak misterium. Myślę, że inni również.
Leżąc w łóżku od wtorku po bańkach, przyjmowałem codziennie do późnych godzin interesantów. Jutro muszę wstać, chociaż jeszcze trwa stan podgorączkowy.

10 IV Przy spotkaniu na modlitwie dla środowiska medycznego, aktorzy dali słowno-muzyczny spektakl Brandstaettera pt. Misterium o męce i zmartwychwstaniu Chrystusa
[s. 19] Na koniec przemawiała bardzo ciepło i mądrze Ania Walentynowicz. Była to dla wszystkich miła niespodzianka. Wielkie wzruszenie. Ania cały wieczór spędziła u mnie. Zaprosiłem ją na Mszę św. za Ojczyznę na 24 IV. Będzie to druga rocznica poświęcenia sztandaru „Solidarności" Huty Warszawa. Jeżeli się uda, wmurujemy też tablicę z tej okazji.

27 marca na Mszy św. było ludzi więcej niż kiedykolwiek, pomimo że S(łużba) B(ezpieczeństwa) na kościołach porozwieszała plakaty odwołujące Mszę św.
Na wstępie ks. Prałat (Bogucki) bardzo uczulił obecnych na możliwość prowokacji. Na koniec zaproponowałem ludziom, abyśmy się umówili, że poza kościołem śpiewać będą tylko prowokatorzy. Zobaczymy, kto to jest. Ludzie jak zwykle rozeszli się w skupieniu, milicja, pomimo że przygotowała się bardzo, łącznie z armatkami wodnymi, nie miała możliwości interwencji.
W związku z przygotowaniem do przyjazdu papieża, do Kurii wpłynęło pismo, aby moje nazwisko nie figurowa¬ło na liście komitetu. Jednak księża biskupi uznali, że ja powinienem
[s. 20] zabezpieczać uroczystości od strony medycznej.
Przed ostatnią Mszą św. pojechałem do Niepokalanowa po krzyże, a panowie ze S(łużby) B(ezpieczeństwa) pojechali za mną aż do klasztoru, by sprawdzić, co stamtąd wywożę i naskoczyli na przeora, że u nich coś drukuję. Co za prymityw. Po co miałbym narażać klasztor, skoro mam tyle innych możliwości [w owym czasie kazania księdza Jerzego były powielane i można je było dostać w kioskach przykościelnych – red.].

21 V [1983]
Częstochowa. Od wczoraj jestem u sióstr Szarytek. Rozpoczęły się rekolekcje dla służby zdrowia. Jest to czas bardzo wartościowy i dla mnie, bo jestem chyba u granic wytrzymałości fizycznej i psychicznej, zwłaszcza po ostatnich przeżyciach w Warszawie.
Wczoraj wieczorem byłem na Jasnej Górze. Napisałem kazanie na 29 V, na Mszę św. za Ojczyznę. Ten ból, który był zadawany przez cały miesiąc maj całej Warszawie, dotknął w sposób szczególny moich bliskich, których znałem i podziwiałem [Ksiądz Jerzy mówi o brutalnych akcjach MO i ZOMO w dniach l i 3 maja, a przede wszystkim o śmiertelnym pobiciu (12.05.83) Grzegorza Przemyka, osiemnastoletniego syna Barbary Sadowskiej, poetki, współpracownicy Prymasowskiego Komitetu Pomocy Represjonowanym – red.]. Kazanie więc będzie przepojone bólem.
Wróciłem od ks. bpa Bareły [Biskup Stefan Bareła (1916-1984), biskup częstochowski
w latach 1960-1982 r. – red.], który wypoczywa w Olsztynie [miejscowość wypoczynkowa koło Częstochowy – red.] biskup sufragan częstochowski. Jest po operacji. Spotkałem tam
[s. 21] bpa Szwagrzyka [Biskup Tadeusz Szwagrzyk (1923-1992) od 1965 sufragan częstochowski, wikariusz generalny – red.]. Czuję się w takich spotkaniach bardzo mały, ale zwłaszcza bp Bareła nie stwarza żadnego dystansu.
Rekolekcje dla Sł[użby] Zdrowia prowadzi ks. z Gniezna, poprosiłem go i do Warszawy na przyszły rok.
Do Częstochowy przyjechałem wczoraj rano pożyczonym samochodem, ponieważ mój samochód był bardzo śledzony przez dwa ubeckie.
Czuję się coraz bardziej przez nich zaszczuty, ale dobry Bóg daje mi dużo siły duchowej, a i fizycznej też nad podziw wiele, chociaż często noce mam mocno zarwane.
Pogrzeb Grzesia Przemyka zamordowanego w bestialski sposób przez milicję na ul. Jezuickiej był tragedią, która poruszyła całą Warszawę. Zorganizowałem uroczystości pogrzebowe na Żoliborzu, pomimo różnych opinii prof. J. J. Lipskiego, prof. Szaniawskiego. Bogu niech będą dzięki, że odbył się on spokojnie. Apelowałem o absolutne milczenie i to była największa i najbardziej wymowna manifestacja społeczeństwa Warszawy. Boże, daj siłę tej zbolałej matce, która
[s. 22] ten cios przyjęła po bohatersku. Wiele problemów było i nie zostało rozwiązanych z moją osobą odnośnie zabezpieczenia medycznego podczas wizyty Ojca św. w czerwcu. Władze państwowe nie chcą rozmawiać ze mną, jako ze skrajnym ekstremistą. Dyr. Adynowski jeszcze raz okazał się jako łobuz, mówiąc bardzo delikatnie. Wtórował mu niejaki Śliwiński do spraw Wyznań. W rozmowie telefonicznej powiedziałem Adynowskiemu, że ja się nie zmieniłem, to on i jego zwolennicy zmienili się przez te dwa lata.
Przed trzema dniami byłem u bpa Miziołka z ks. Dembowskim. Bp właśnie otrzymał list od Gen. Komendanta Stolicy, w którym ten między innymi oskarża mnie o to, że 13 V odprawiałem Mszę św. w kościele św. Krzyża, gdzie padały teksty nie licujące z godnością świątyni.
Złych generał ma informatorów, ponieważ ja 13 V w swoim kościele
[s. 23] spowiadałem, a u św. Krzyża nigdy w życiu Mszy św. nie odprawiałem.
Przed paru dniami bp M [prawdopodobnie chodzi o biskupa Władysława Miziołka - red.]powiedział mi, że gen. Kiszczak pokazał mu moje kazanie z marca. Bp uznał, że nic w nim złego nie ma, bo nawołuje do pojednania i zgody.
Dzisiaj, kończąc rekolekcje ks. Kanclerz [Ks. Zdzisław Król – red.] poświęcił mi parę zdań, na które nie zasłużyłem. Stwierdził m.in., że praca, którą prowadzę, wymaga heroizmu i rozwagi, i te obie cechy ja reprezentuję. Okazuje się, że ludzie mnie znają, bo po wymienieniu nazwiska otrzymałem gromkie brawa.
Najwięcej radości sprawiło stwierdzenie Kanclerza, że prezydent Warszawy rozmawiał z nim w sprawie pogrzebu ks. Popiełuszko. Panie prezydencie, ks. Popiełuszko żyje. Pogrzeb Grzesia P.(rzemyka) prezydent nazywa moim, bo to ja organizowałem.
Jest g. 24°°, wróciłem z drogi krzyżowej. Jak zawsze, jest to wspaniałe przeżycie religijne.

Żródlo: O. Gabriel Bartoszewski OFMCap., Zapiski. Listy i wywiady ks. Jerzego Popieluszki 1967-1984, Warszawa 2009.