Ewelina Steczkowska, Prawdziwy przyjaciel

Swojego kapłaństwa ks. Jerzy Popiełuszko nie zamknął w kościele czy salce katechetycznej. Był zaprzyjaźniony z wieloma rodzinami, bo rodzina i Kościół stanowiły dla niego jedno.

Państwo Orygowie poznali ks. Popiełuszkę, kiedy od 1975 roku zaczął pełnić posługę wikariusza w parafii Matki Bożej Królowej Polski w Aninie.
- Ksiądz uczył naszą najmłodszą córkę religii. Wkrótce zorganizował dziecięcy chórek, w którym uczestniczyła także nasza Zosia. Po próbach i spotkaniach chodziliśmy z córkami na nabożeństwa majowe i październikowe. Wtedy ks. Jerzy do nas podchodził i po prostu zaczynał rozmowy – wspomina Józef Oryga.
- Dość szybko zaczęliśmy mówić sobie na „ty”. Rozmawialiśmy na różne tematy: rodzinne, osobiste, dotyczące wspomnień z młodości; wiele nas łączyło.

Ksiądz Popiełuszko i Orygowie często spędzali ze sobą czas, chociażby w domu przy herbacie i plackach ziemniaczanych czy podczas wycieczek za miasto. – Zabierał nas także na spacery po anińskim lesie. Siadaliśmy na pniu i nuciliśmy pieśni religijne, patriotyczne i dziecięce wspólnie z naszymi córkami. Zimą rzucaliśmy się śnieżkami i lepiliśmy bałwana –opowiada Wanda Oryga.

Na ks. Jerzego mogli liczyć zawsze. Kiedyś zawiózł do szpitala chorą córkę Orygów. Pomagał w załatwianiu innych ważnych dla nich spraw. W wolnym czasie wyjechał z Orygami do Częstochowy i na wakacje do Krynicy Morskiej do domu prowadzonego przez siostry zakonne. – Mogliśmy tam codziennie uczestniczyć w porannej Mszy świętej, którą odprawiał ks. Jerzy – wspomina pani Wanda.

Przyjaźń Orygów z ks. Jerzym nie skończyła się z jego odejściem z Anina. Rodzina odwiedzała go także na Żoliborzu. A ze Mszy Świętych za Ojczyznę wynosiła ze sobą otuchę i ogromną nadzieję.

- Nawet gdy był już prześladowany przez SB, przyjechał na ślub naszej najstarszej córki do Anina, a po uroczystościach w kościele zniknął niespodziewanie. Nie chciał, jak sam mówił, „by potem nas nękali, gdy przyjedziemy na Żoliborz”. Innym razem sam przywoził dla mojego ciężko chorego ojca lekarstwa, których nie można było kupić w aptekach. Zawsze myślał o innych.

Męczeństwo ks. Popiełuszki dla jego przyjaciół było prawdziwym wstrząsem. Stracili bardzo bliską osobę. Jednak po jego śmierci, nie przestali jeździć na Żoliborz. – Nasze dwie dorosłe już wtedy córki, a potem i ja od 1986 roku – mówi pani Wanda – raz w miesiącu pełniłyśmy dyżur przy grobie ks. Jerzego. W ten sposób chciałyśmy spłacić dług wdzięczności za bycie księdza z nami. Wierzyliśmy, że jego wstawiennictwo pomogło nam przeżyć rodzinne tragedie. Kiedy ciężko chorowała nasza córka Krysia, wracając od niej ze szpitala, często jeździłam do grobu ks. Jerzego. Na Żoliborzu szukałam ukojenia.

Największym darem dla Orygów jest fakt, że uczestniczyli w beatyfikacji ks. Jerzego, o którą modlili się przez tyle lat. – Nadal wierzymy, że pomaga nam żyć, i że wciąż tak będzie. Czujemy jego bliskość, modląc się przy relikwiach bł. Jerzego w naszym anińskim kościele – kończy swoje wspomnienia pani Wanda.

POMAGAŁ W CIERPIENIU

- Przyjaźń naszej rodziny z ks. Jerzym zaczęła się zimą 1975 roku i przetrwała do ostatnich chwil jego życia – opowiada Maria Hanna Popielska. Ksiądz Popiełuszko był spowiednikiem jej męża Zbigniewa, nie tylko w kościele, ale także w domu i szpitalach. Ksiądz odwiedzał dom państwa Popielskich, wnosząc do niego dużo nadziei i wiary. – Był bardzo troskliwy, interesował się sprawami innych osób. Ponieważ łatwo nawiązywał kontakt z ludźmi, można było z nim rozmawiać o wszystkim.

Mąż pani Marii zmarł w lutym 1978 roku. – Podczas pierwszego spotkania po śmierci Zbigniewa ks. Jerzy zaoferował swoją pomoc w obecności mojej mamy i brata. Obiecał, że pomoże mi w wychowaniu religijnym moich synów Adama i Pawła – opowiada Maria Hanna Popielska. Tak więc chłopcy od najmłodszych lat uczestniczyli w obchodach pierwszych piątków miesiąca, podczas których ks. Jerzy odprawiał Msze Święte za ich ojca.

- Po śmierci Zbigniewa miałam kryzys. Rozmowy z księdzem pomagały mi znosić cierpienie. Tłumaczył mi wiele spraw, został moim spowiednikiem. A jako drogowskaz na dalsze życie dał mi modlitwę franciszkańską, którą odmawiam do dziś – opowiada pani Maria.

Dla Pawła i Adama ks. Popiełuszko był i jest wielkim autorytetem. Widzieli w nim opiekuna i przyjaciela. – Prowadził nas do Boga, Kościoła i patriotyzmu – potwierdza ich matka –a przy tej niezwykłości był taki zwyczajny, troskliwy. Kiedy przychodził do nas, z moją mamą witał się jak z własną.

Kiedy ks. Jerzy został rezydentem na Żoliborzu, kontakty z zaprzyjaźnioną rodziną były nadal serdeczne. Pani Maria chodziła na Msze Święte za Ojczyznę, które dawały jej bardzo dużo siły. A ksiądz, mimo tylu obowiązków, zawsze znalazł czas, żeby zadzwonić do Popielskich. Nawet teraz ks. Jerzy wciąż opiekuje się swoimi przyjaciółmi.

- Chorowałam przez dwa lata. Jestem przekonana, że dzięki wstawiennictwu ks. Jerzego wyzdrowiałam. Od 11 lat niema nawrotu choroby – mówi pani Maria. Stara się jak najczęściej być w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, a także w świątyni Opatrzności Bożej, gdzie znajdują się relikwie błogosławionego. A od Wielkanocy cieszy się, że relikwie ks. Jerzego znajdują się w anińskim kościele.

- Ksiądz Jerzy jest przez cały czas obecny w życiu mojej rodziny. Każdego drugiego dnia miesiąca od 1984 roku wraz z innymi osobami z parafii anińskiej pełnię dyżury przy grobie męczennika. I nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej – konkluduje Maria Hanna Popielska. – Pragnę szerzyć kult bł. Jerzego poprzez ofiarowywanie bliskim i znajomym różnych publikacji dotyczących jego osoby. W ten sposób wyrażam mu swoją wdzięczność.


W: Idziemy, nr 42 (319), 16.10.2011, s. 17.