4. Ministrancka służba ołtarza
Jeszcze zanim mały Alek Popiełuszko rozpoczął naukę w szkole podstawowej, chodząc z rodzicami do kościoła, przyglądał się uważnie liturgicznym czynnościom podejmowanym przez ministrantów. Po powrocie do domu, brał do manierki kawałki rozżarzonych węgli i naśladował czynność kadzenia. Gdy więc został uczniem szkoły podstawowej, zapisał się do grona ministrantów. Mama Księdza Jerzego wspomina: „Ministrantem był od pierwszej klasy powszechniaka, aż do ostatniej liceum. Nieważne, jaka była pora roku, czy był deszcz, czy mróz. Codziennie wstawał o piątej i cztery kilometry szedł do kościoła z Okopów do Suchowoli na Mszę. Nie opuścił naprawdę żadnej Mszy, kiedy był ministrantem. I nigdy nie narzekał, że jest zmęczony. W ogóle na nic nie narzekał. Takie to było dziecko”.
Zimową porą mieszkańcy Okopów, własnym sumptem organizowali dyżury podwożenia swoich dzieci do szkoły, na godzinę 8.00. Alek, przez to, że chciał służyć do Mszy św. jeszcze przed pójściem do szkoły, musiał wyjść do kościoła dużo wcześniej. Warto to sobie w tym miejscu uzmysłowić trudy takiej posługi młodego Alka, a zwłaszcza w mroźną podlaską zimę, obfitującą w śnieżne zaspy, warto wyobrazić sobie idącego przez las chłopaka ubranego w długi kożuch barani, przepasanego skórzanym paskiem. Kiedyś w prywatnej rozmowie Pani Marianna zwierzyła się Katarzynie Soborak, kierowniczce żoliborskiego Centrum Informacyjnego, że nie raz obawiała się, aby nic złego nie stało się synowi. Młodzian był stanowczy, chciał chodzić na Mszę św. Nie raz doradzała synowi, aby w wypadku, gdyby napotkał wilka, w celu odstraszenia go uderzał o siebie trzymanymi w dłoniach kamieniami. W październiku na nabożeństwa różańcowe biegał do Suchowoli, na ukos, przez puste już wtedy pola. Miłość do Różańca Alek przejął od matki. Do dzisiaj Pani Marianna mówi: „Różaniec dla wszystkich jest ulubioną modlitwą, bo bez Różańca to nic nie będzie. Różaniec to jest drabinka do nieba, po Różańcu idzie się do niego” (por. Ksiądz Jerzy we wspomnieniach bliskich - „Odczuwał miłość do ołtarza. Rozmowa z Marianną Popiełuszko, matką Księdza Jerzego”, s. 31). Dla Alka nie było przeszkód, by być w kościele. Należał do najgorliwszych ministrantów, w gorliwości prześcigał mieszkających bliżej kościoła rówieśników.
W tym też okresie szkolnym, podczas jednych ze swych częstych odwiedzin u ukochanej babci Marianny Gniedziejko w Grodzisku, zainteresował się Alek prenumerowanymi przez babcię zeszytami „Rycerza Niepokalanej”. Zabrał je wszystkie do domu i odtąd często je przeglądał. Sam też oprawił je w jedną całość. Od tej pory dało się zauważyć u niego fascynację o. Maksymilianem Kolbe. Później bliscy zauważyli, że nosi na sobie „pasek św. Franciszka”.
Nie wszyscy rozumieli religijne pragnienia Alka, niektórzy nawet wyśmiewali się z niego w szkole. Ksiądz Piotr Bożyk, opiekun ministrantów z Suchowli i katecheta, tak zapamiętał Alka: „Zwrócił moją uwagę przede wszystkim religijną gorliwością. (...) Zawsze służył do Mszy św. (...) zauważyłem, że trzyma się na uboczu. Miał refleksyjny charakter, nad wszystkim się zastanawiał, wszystko przeżywał intensywnie, przez co jakby nie pasował do otoczenia. Jego pobożność, skupiona postawa - natychmiast rzucała się w oczy. (...) W tym czasie związał się ze mną na tyle, że mógł mnie odwiedzać, odpocząć po długiej drodze z rodzinnego domu, poczytać gazety, książki. Proponowałem mu niekiedy posiłek, ale on niechętnie na to przystawał. Był młodzieńcem ufnym, lgnął do każdego człowieka. Stąd też my księża, wyjątkowo go traktowaliśmy. Można mu było zawsze powierzyć jakieś zadanie do wykonania. Nigdy bowiem nikogo nie okłamywał. W nauce szkolnej specjalnie się nie wyróżniał, pracując w miarę swych możliwości i uzdolnień. Tak naprawdę wiele pracował w domu, pomagając w pracach gospodarskich” (zob. opr. Ks. Jan Sochoń, Dotknięcie Boga, s. 133 i n.).
Módlmy się za dorastającą młodzież, aby dzięki opiece Maryi oraz wstawiennictwu bł. ks. Jerzego mogła odnaleźć swoje życiowe powołanie.