Wywiad 3 - „Jestem gotowy na wszystko"

3. „Jestem gotowy na wszystko"

Sytuacja Kościoła będzie zawsze taka sama, jaka będzie sytuacja ludzi. Kościół to nie tylko hierarchia kościelna, ale to cały Lud Boży, to milionowe rzesze ludzi, którzy tworzą Kościół w bardzo szerokim pojęciu i kiedy ludzie cierpią, kiedy ludzie są prześladowani, to i Kościół również odczuwa to na co dzień.
Misja Kościoła to bycie z ludźmi na co dzień, uczestniczenie w ich radościach, w ich bólach, cierpieniach. Oczywiście, że ks. Prymas, czy biskupi mają na uwadze troskę wszystkich ludzi i dlatego konieczna jest czasami na wysokim szczeblu dyplomacja, by uwolnić ludzi od poniewierki tam, gdzie można to zrobić. Może to czasami budzić niezrozumienie, sprzeciw ze strony ludzi, którzy chcieliby, aby Kościół bardzo zdecydowanie stanął przeciwko władzy. Jednak nie jest to zadanie Kościoła.
Kościół upominał się wielokrotnie i upomina o poszanowanie godności ludzkiej, która przecież nie jest szanowana, o uwolnienie uwięzionych. Przez Kościół i istniejący przy nim Komitet Pomocy Uwięzionym pomoc trwała dla tych najbardziej prześladowanych. To chyba wszystko daje jak najszersze świadectwo Kościołowi, który swoje zadania i swoje posłannictwo w czasie stanu wojennego spełnił.

- Czy zawieszenie stanu wojennego coś zmieniło w sytuacji społeczeństwa?

Na ten temat kilkakrotnie, jednoznacznie wypowiadałem się z ambony - choćby w końcu lipca, opierając się na oficjalnych wypowiedziach Kościoła, stwierdziłem, że znosząc stan wojenny, o co tyle razy upominali się biskupi, nie wykorzystano jeszcze jednej możliwości pojednania z narodem. Traktowano amnestię jako jednostronny, korzystny wybieg. A tymczasem naród miał prawo oczekiwać, że amnestia puści w niepamięć wszystkie wykroczenia stanu wojennego i krzywdy, zwłaszcza krzywdy moralne, zostaną naprawione. Jednak do tej pory nasi demokratycznie wybrani bracia, za którymi stoją miliony rodaków, siedzą w więzieniach. Zresztą ci, którzy z amnestii korzystają, muszą się czuć czasami jak zakładnicy, bo przecież to amnestia warunkowa.
Muszą podpisywać deklaracje niezgodne z ich sumieniem. Przecież Ojciec Święty wypowiadał się na temat wolności sumienia. Sumienie jest taką świętością, że nawet sam Bóg sumienia ludzkiego nie ogranicza, i dlatego ograniczenie sumienia poprzez takie wymuszanie deklaracji jest wykroczeniem przeciwko prawu Bożemu. Zniesienie stanu wojennego, które jest obwarowane tyloma nowymi przepisami, musi powodować u przeciętnego Polaka wrażenie, że kajdany częściowo zdjęte z rąk - zacieśniają się teraz mocniej na duszach i sumieniach.
Powstało tyle nowych przepisów, które jeszcze bardziej ograniczają wolność człowieka. I dlatego pozostaje jakiś żal; była jeszcze jedna szansa na podanie sobie rąk i próba wyjścia z trudnej sytuacji. Tej szansy niestety nie wykorzystano.

- Jak można sobie wyobrazić przyszłość?

Powiedziałem to na początku. Przyszłość Kościoła będzie taka, jaka będzie przyszłość społeczeństwa, ludzi. Zadania Kościoła to być z tymi ludźmi w ich doli i niedoli i myślę, że tego zadania i posłannictwa Kościół nigdy się nie wyrzeknie. Natomiast ważne jest dla przyszłości i to, o co apelował wielokrotnie ks. Prymas: by ludzie podnosili swą świadomość narodową, religijną, społeczną. Potrzebne są kursy szkoleniowe dla ludzi, wykłady z etyki zawodowej, coś na wzór uniwersytetów robotniczych z czasów międzywojennych. To jest podstawowa sprawa i Kościół powinien w niej uczestniczyć, krótko mówiąc, chodzi o to, by - kiedy nastąpi jakiś podobny zryw ludzi, zryw wolnościowy - nie tracić czasu na sprawy nieistotne. Rzecz w tym, by ludzie zdawali sobie sprawę z tego, co w aktualnej sytuacji jest istotne, od czego można odstąpić, a z czego na razie nie można zrezygnować.

- Jaki jest nastrój społeczeństwa?

Bardzo trudno określić nastrój. Na pewno nie jest przeciwko silnej opozycji, w której znajduje się większość ludzi. Zawsze tak było, że istnieli liderzy, którzy poświęcali się dla sprawy i drogo płacili za to poświęcenie, a w odpowiednim momencie to miliony, które zdawałoby się nie są po niczyjej stronie, popierały to, co słuszne. 29, a właściwie 30 sierpnia 1980 r. w niedzielę, śp. ks. Prymas kardynał Wyszyński przysłał swojego kapelana, który poprosił mnie, by pojechać do Huty Warszawa, gdzie trwał strajk wspierający strajkujących stoczniowców. Odprawiłem w hucie Mszę św., przeżywałem niepokoje razem z hutnikami. Spowiadałem ludzi, którzy zmęczeni do granic wytrzymałości klęczeli na bruku. Ci ludzie zrozumieli, że są silni, są mocni właśnie w jedności z Bogiem, z Kościołem. I wtedy zrodziła się potrzeba pozostania z nimi. I wszędzie, gdzie zaczynam coś robić, staram się, albo nie robić tego wcale, albo traktować to bardzo poważnie i wkładać serce w to, co robię. Pozostałem tymi ludzmi. Byłem z nimi w czasie tryumfu i za to są mi bardzo wdzięczni. Byłem z nimi w grudniową czarną noc. Kiedy były rozprawy sądowe, chodziłem z ich rodzinami do sądu. Siedziałem w pierwszych ławkach i oni wiedzieli, że ich rodziny są objęte opieką. Pisali mi w listach, że wiedzą o moich modlitwach za nich i że te modlitwy bardzo ich podtrzymują. Od tamtej pory wielu przewinęło się przez ten dom, przez Kościół. Takim istotnym punktem stała się comiesięczna Msza św. w intencji Ojczyzny i tych którzy dla Ojczyzny cierpią. Te Msze stały się tak bardzo popularne. W kazaniach mówię o tym, o czym ludzie myślą i co mówią mi - często bardzo osobiście, bo często nie mają odwagi czy możliwości, by wypowiedzieć się głośno. To mówienie prawdy w kościele powoduje, że ludzie nabierają do mnie zaufania. Wypowiadam to, co czują i myślą. O tym, jak to jest niezbędne, świadczy wiele nawróceń. Ludzie po wielu latach, często po kilkudziesięciu nabierają odwagi, by przyjść do mnie i prosić o pojednanie z Bogiem, o spowiedź, o komunię świętą.-Jest to przeżycie i dla mnie, jako księdza i dla tych ludzi również. Nie odważyli się pójść do kogo innego. Bardzo często proces na postawy nawracania się i powrotu do Boga, do Kościoła, czy w ogóle odnalezienie Boga zaczyna się od przyjęcia postawy patriotycznej. Przecież Bóg może wybrać różne drogi do nawrócenia. Dostaję masę listów, w których ludzie piszą, że comiesięczne spotkania na Mszy św. za Ojczyznę pomagają im uwalniać się od nienawiści, jaka mimo woli w ludziach narasta. To jest wielka nagroda dla księdza, który nie ma własnego życia.

Władze, tępiąc mnie, wielokrotnie próbowały wywierać nacisk na Kurię, na biskupa. Pisano listy, gdzie stawiano przeciw mnie zarzuty, często zmyślone. Pamiętam, w maju przysłano list podpisany przez jednego generała milicji, że 13 maja odprawiałem Mszę św. w kościele św. Krzyża i używałem sformułowań nielicujących z godnością świątyni. Tymczasem ja 13 maja siedziałem wieczorem w swoim kościele, w konfesjonale, a w kościele św. Krzyża nigdy w swoim życiu nie odprawiałem. Ale dlaczego by, jeśli biskup jeszcze nie wie, nie obciążyć jeszcze więcej barków księdza, by go oskarżyć.
O tym, jak to jest niezbędne, świadczy wiele nawróceń. Ludzie po wielu latach, czasem po kilkudziesięciu, nabierają odwagi, by przyjść do mnie i prosić o pojednanie z Bogiem, o spowiedź i komunię świętą. Ostatnio prokuratura umieściła w swojej prasie wewnętrznej informację, że wszczęła śledztwo przeciwko mnie za nadużywanie wolności sumienia i wyznania. Jak można nadużywać wolność sumienia? Wolność sumienia można ograniczyć, ale nigdy nie można jej nadużywać. To jest niemożliwe i dlatego bzdurne są te oskarżenia, ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że za prawdę trzeba cierpieć. Jeżeli ludzie, którzy mają rodziny, dzieci i obciążeni są wielką odpowiedzialnością, byli w więzieniach, cierpią - dlaczego ja, ksiądz nie mam z ich cierpieniem połączyć swojego cierpienia? Za to próbują mi dokuczać; były takie próby, bardzo prymitywne, pewnie będą się powtarzać. Na przykład, z 13 na 14 grudnia o godzinie drugiej w nocy, kiedy już padałem ze zmęczenia, dzwonek do drzwi. Nie wstałem. Za chwilę wybuch. Do mieszkania wpadła cegła z materiałem wybuchowym, i wywaliła dwa okna, to była zima. Dwukrotnie były pozorowane włamania. Ciągła inwigilacja. W drodze do Gdańska zatrzymano mnie i 8 godzin trzymano na komendzie pod Warszawą. Kierowcę zatrzymano na 50 godzin. To wszystko są tak bardzo prymitywne próby dokuczania, ale są sprawy większe i jestem przekonany, że to, co robię, jest słuszne. I dlatego jestem gotowy na wszystko.

[Dotknięcie Boga - myśli, modlitwy i wywiady, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 2000, ks. Jan Sochoń, ss. 92-97]

Źródło: G. Bartoszewski OFMCap., Zapiski. Listy i wywiady ks. Jerzego Popiełuszki 1967-1984, Warszawa 2009.