MSZA ŚWIĘTA W XXVI ROCZNICĘ ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI 19.10.2010 R.

MSZA ŚWIĘTA W XXVI ROCZNICĘ ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI 19.10.2010 R.

Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.
Powstanie zgromadzonych w kościele - ks. Czesław Banaszkiewicz Bardzo serdecznie witamy wśród nas przedstawicieli naszego parlamentu. Cieszymy się, że są nasi delegaci, że są nasi przedstawiciele. Popatrzmy na wielkie drzwi: ukazuje się procesja liturgiczna, krzyż ją prowadzi, a wszyscy za krzyżem w naszej osobistej drodze krzyżowej. Pragniemy uczestniczyć w Najświętszej Ofierze Chrystusa.

Kapłani w złocistych ornatach i czerwonych ornatach, bo to jest symbol krwi. „Ja wiem, że za tę pielgrzymkę będę musiał zapłacić wielką cenę. Jestem gotów złożyć Bogu ofiarę krwi" - powiedział tak ks. Jerzy, gdy pojechał w 1984 roku na drugą pielgrzymkę ludzi pracy na Jasną Górę. „Telefonowano do mnie, że jeśli odbędzie się ta pielgrzymka, będę zabity, ale ja na to nie zważam, pielgrzymka robotników musi być. I duszpasterstwo robotników musi być. Ja wiem, że za tę pielgrzymkę zapłacę wielką cenę. Jestem gotów tę ofiarę złożyć." Wprowadzenie do liturgii Mszy św. - arcybiskup Kazimierz Nycz Bardzo serdecznie witam wszystkich obecnych w kościele i przed kościołem wymienionych przed Mszą św. i te powitania składam na ręce dwóch obecnych z nami osób: abp. nuncjusza Celestino Migliore oraz na ręce drogiej kochanej mamy błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki - pani Marianny. Od dziś będziemy przychodzić do tego kościoła jako do sanktuarium błogosławionego Jerzego.
Ksiądz kanclerz Grzegorz Kalwarczyk odczytał stosowny dekret erygujący sanktuarium.

HOMILIA- KARDYNAŁ KAZIMIERZ NYCZ

Drogi Księże Arcybiskupie Nuncjuszu, Drodzy Bracia w kapłaństwie, Umiłowani bracia i siostry.
Po raz kolejny gromadzimy się na warszawskim Żoliborzu, w kościele św. Stanisława Kostki, ale już w sanktuarium błogosławionego ks. Jerzego, by uczcić rocznicę męczeńskiej śmierci błogosławionego księdza Jerzego. Sceneria naszego dzisiejszego spotkania jest tak podobna do tej z minionych lat. Ale nastrój naszych serc jest dzisiaj znacząco odmieniony. Po raz pierwszy bowiem od 26 lat nie tylko o ks. Jerzym dziś mówimy, nie tylko duchowy wymiar jego życia i śmierci rozważamy, ale możemy się zwracać wprost do niego, przez niego, modlić się z nim i do niego wołać. W tajemnicy świętych obcowania możemy doświadczać jego obecności.
Kiedy przeczytałem w programie dzisiejszej uroczystości, że o godz. 17.00 przewidziany jest różaniec z ks. Jerzym, to poczułem w sercu pewne wzruszenie. Różaniec z ks. Jerzym! Zapewne niejeden raz takie ogłoszenia podawane były z tego miejsca, podawane do wiadomości wiernych przed pamiętną datą męczeńskiej śmierci ks. Jerzego, ale od końca października 1984 roku już tak nie mówiono.

W pamiętne, tragiczne dni sprzed ponad ćwierćwiecza rozbrzmiewała w tej świątyni najgłośniej modlitwa różańcowa o szczęśliwe znalezienie porwanego kapłana. Potem modlono się o wieczny odpoczynek dla niego, a jeszcze później o szczęśliwe zakończenie procesu beatyfikacyjnego. Ale od 6 czerwca tego roku, po 26 latach, historia jakby zatoczyła koło i dziś znów jest nam dane słyszeć zaproszenie na różaniec z księdzem Jerzym, w którym wstawia się on za Warszawę, za Polskę i za cały świat. Trudno przecenić ten dar dla Kościoła warszawskiego, dla Kościoła w Polsce i w całym świecie, jakim jest dar błogosławionego kapelana „Solidarności". Już atmosfera czerwcowych uroczystości beatyfikacyjnych pokazała, że mimo wszystkich zmian, jakie nastąpiły w Polsce w minionym ćwierćwieczu, błogosławiony ks. Jerzy jest Polakom nadal bardzo potrzebny. Pokazała to gorąca modlitwa zaniesiona na pl. Piłsudskiego 6 czerwca, w tamtą słoneczną niedzielę, pokazała rozmodlona procesja z relikwiami błogosławionego, zmierzająca do Świątyni Opatrzności. Pokazują dużo liczniejsze pielgrzymki, przybywające w ostatnich miesiącach do żoliborskiego sanktuarium. Potrzebny jest naszej Ojczyźnie ten niezłomny pasterz, by uczyć nas wszystkich tego, co stanowiło smak jego ziemskiego życia, głębokiej wiary, pobożności, odwagi i męstwa. Trudno jest zestawić ze sobą i porównać tamte ponure lata stanu wojennego i obecny czas. Te dwie Polski dzieli całe ćwierćwiecze. A w nim dokonało się w naszej Ojczyźnie wiele zasadniczych zmian, politycznych, społecznych, gospodarczych. Inne niż wtedy znajdujemy na stronach dzisiejszej prasy, o innych wydarzeniach opowiadamy sobie w codziennych rozmowach. Nie wolno bez mądrego komentarza przyrównywać tamtej Polski z czasów komunizmu, przed którym bronił człowieka błogosławiony ks. Jerzy, z Polską po roku 1989 roku, dla której Sługa Boży Jan Paweł II i błogosławiony ksiądz Jerzy swoje życie oddali. Jeden - jako wielki świadek wolności i miłości, a drugi jako męczennik za wiarę i za godność człowieka. Mimo, że różnica jest zasadnicza, to rozterki, pytania, dylematy często pozostały te same. Tak jak wtedy, tak i dziś stajemy na rozdrożu dróg, gdzie musimy dokonywać wyborów stanowiących o naszym człowieczeństwie i naszej tożsamości. Wypełniać odzyskaną wolność solidarnością i miłością, odpowiedzialnością, czy też jak się niektórym wydaje swoją wolą, cynizmem, i nienawiścią.

Wolność nie jest celem sama w sobie. Wolność jest zadaniem i najlepiej wypełnić ją można miłością, gdyż nie ma wolności bez solidarności, ale też nie ma solidarności bez miłości, co nam przypomniał Jan Paweł II w roku 1999 tamtego wieku, kiedy po dziesięciu latach mieliśmy już poważne problemy z wolnością i sposobem jej zagospodarowania. I wydaje się, że mamy je poniekąd do dziś. Musimy też dokonywać wyborów pomiędzy zamknięciem się w kręgu prywatnych spraw, a poświęceniem dla codziennej międzyludzkiej solidarności. I wtedy i dziś przychodzi nam zmagać się z pokusą bezpiecznej postawy obserwatora i komentatora. Wszyscy doskonale wierny, że błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko miał realną możliwość bezpiecznego wycofania się w miejsce, gdzie mógłby wieść dni całkiem spokojne. On jednak ryzykując wiele nie opuścił swoich owiec, nie okazał się najemnikiem, który dla swojej wygody wybrał lepszy kontrakt. Okazał się być prawdziwym i to najlepszym pasterzem, takim, który życie swoje daje za owce.
Prosimy dziś w tej świątyni, błogosławiony księże Jerzy, pobudź nasze serca, pobudź serca wszystkich Polaków, by Ojczyzna nasza była nam naprawdę droga, by dla nas wszystkich ważna była jej pomyślność, byśmy nie przejmowali się jej losem tylko w dniach zagrożenia. Nasza rzeczywista uczciwość w relacjach z bliźnimi, codzienna solidarność w realnej wspólnocie i wobec naszego państwa niech będzie najlepszym wyrazem naszego patriotyzmu. Demoralizacja, pycha, pogarda dla prawa i drugiego człowieka, to często większe zagrożenie dla kraju niż zewnętrzni wrogowie.

To nam dziś przypomina św. Paweł w liście do Efezjan. Bóg jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. Burzmy w naszych sercach i w naszej Polsce te nowo powstające, dzielące ludzi mury. Tak nas uczy św. Paweł, a także błogosławiony ks. Jerzy.
W roku 1997, podczas ponownych odwiedzin Gniezna, Sługa Boży Jan Paweł II nawiązał do muru berlińskiego, który prawie 10 lat wcześniej został zburzony, ale przestrzegł przed powstającymi nowymi murami, które dzielą jeszcze bardziej i przechodzą między ludźmi, i przechodzą często przez serce człowieka, dzieląc tego człowieka tak, że nie może odnaleźć swojej tożsamości.

Siłą księdza Jerzego nie były struktury, dyplomatyczne talenty czy silni protektorzy. Siłą tego skromnego i delikatnego kapłana była czystość jego sumienia. Motywacje jego posługi, zamiarów i pragnień. Jego zwycięstwo oparte było na tym, że szedł on naprzeciw czerwonego Goliata komunizmu nie z tryumfalnie podniesionym mieczem, ale z ewangeliczną prostotą i miłością. Szedł w Imię Boga Zastępów. Wygrał, bo naprawdę uwierzył w starotestamentalne wezwanie, by zło dobrem zwyciężać. Ks. Jerzy zrozumiał je dosłownie, ale nie zbudował na nim, na tym fundamencie, jakiegoś naiwnego spojrzenia na rzeczywistość. Wiedział doskonale, komu się przeciwstawia. Liczył się z tym, że ten system zaatakuje go bezlitośnie i mimo tego cały czas jego orężem była jedynie prawda i dobro.

W swoich „Wyznaniach" św. Augustyn mocno podkreślał, że można z jakimś poglądem całkowicie się zgadzać i być jego wielkim orędownikiem, bronić go całym sercem, a w rzeczywistości nie stosować do niego swojego życia. Chyba niejeden człowiek, może czasem nie jeden z nas tak się odnosi do zawartej w liście do Rzymian zasady: „nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj". Z entuzjazmem słucha się tego powiedzenia, powtarza, ale tak naprawdę gdzieś w głębi serca czuje się jako pobożną maksymę, która nie przystaje do naszej codzienności. Uważa się, że owszem można, a nawet trzeba ją często cytować dla podkreślenia swojego chrześcijaństwa. Gdy przyjdzie podjąć rzeczywistą polemikę czy konfrontację z poglądami, czy postawą drugiego człowieka, to w żadnym przypadku nie można się na tej zasadzie „zło dobrem zwyciężaj" opierać, uważa wielu ludzi dzisiaj. Skutecznej siły należy szukać wtedy w bezpardonowej walce. Nawet w poniżeniu, wyrażeniu wrogości i zamierzaniu. Wielu dziennikarzy, niektórzy bardzo często i mocno, wielu polityków i ludzi wypowiadających się na forum publicznym, stosuje te reguły, a to właśnie prowadzi do puczu, który paraliżuje możliwość skutecznego przeżywania ludzkich problemów czasem konfliktów.

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko uwierzył w to, co współczesnemu człowiekowi, trudno uwierzyć. Że okazanie dobra i miłości nie jest przejawem słabości i skazaniem się na porażkę. Na Golgocie wbrew pozorom to Jezus był Panem i zwycięskim królem. Nikt Mu życia nie odbierał, On sam składał je w Ofierze. Słowa: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią" potwierdzają, że to ten zmaltretowany Chrystus tryumfował. W pełni okazał to blask wielkanocnego poranka.
Kiedy przed dwudziestu sześciu laty w późnych godzinach wieczornych oprawcy wrzucili obciążone kamieniami ciało ks. Jerzego do Wisły, kiedy po zatarciu śladów odjechali samochodem z miejsca zbrodni wydawać by się mogło, że ich cel został osiągnięty, że sprzeciwiający się systemowi i w ich mniemaniu rozpolitykowany duchowny został uciszony. Nie wiedzieli oni, nie wiedzieliśmy tego także my wszyscy wtedy, nie wiedział tego nikt, że Bóg w Swojej Opatrzności, w tej samej chwili zaczął już wyznaczać kierunek drogi, która doprowadziła na pl. Piłsudskiego 6 czerwca tego roku, który się powoli kończy. Tak dobro zwyciężyło zło. Drogą długą, mozolną, ale pewną. Trudno w to uwierzyć tym, którzy chcą zwyciężać przez jeden agresywny artykuł, jedną napastliwą wypowiedź, jedną poniżającą drugiego człowieka wyraźną opinię. Chcą szybko ugodzić drugiego, a godzą w samych siebie. I rzadko nawet w obronie słusznej sprawy, której starają się służyć. Jezus zaraz na początku swojej działalności wyraźnie powiedział, że błogosławieni są ci, którzy płaczą, że pragną sprawiedliwości, cisi, miłosierni, ci, którzy sprowadzają spokój, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni czyli szczęśliwi ci zwycięzcy. Bo to oni śmiać się będą, ich nagroda jest wielka i do nich należy królestwo niebieskie. To przesłanie Ewangelii przypomina nam postać błogosławionego ks. Jerzego. To przypomina nam jego męczeńska śmierć. To przypomina nam męczennik, którego prawość i piękno życia potwierdził Kościół wynosząc go na ołtarze.

Na początku wspomniałem o odmienności 26 rocznicy, męczeńskiej śmierci ks. Jerzego. Chcę na koniec powiedzieć jeszcze jedno - to, co jest odmienne od ubiegłego roku. Gdy gromadzimy się dziś przy tym ołtarzu, nie ma wśród nas zmarłego ks. prałata Zygmunta Malackiego. Jeszcze rok temu, choć już ciężko chory, z całą energią zabiegał i troszczył się, by zapewnić należytą gościnę każdemu pielgrzymowi, który przybywał do grobu księdza Jerzego. Wspominani o tym w tym miejscu, wspominam tego szlachetnego i dobrego człowieka i księdza, ponieważ na wiele lat przed beatyfikacją uczynił go swoim duchowym przewodnikiem i traktował go cały czas jak rzeczywistego i serdecznego przyjaciela. Ksiądz Prałat wcale tego nie ukrywał i często to powtarzał - zwykł był nawet tak mawiać: z pomocą Jurka załatwiłem niejedną duszpasterską sprawę. Z pomocą Sługi Bożego, którego proces beatyfikacyjny tak energicznie i skutecznie wspierał. W czasie samej beatyfikacji cieszył się - cała Polska widziała, jak towarzyszył całe godziny przed i w trakcie beatyfikacji mamie księdza Jerzego.

W sierpniu tego roku powiedział Pan do księdza Zygmunta: Sługo dobry i wierny, wejdź do radości Twego Pana (Mt 25,21). Niech przykład tego Kapłana i jego głęboka więź ze swoim kolegą z czasów seminaryjnych - więź, której nie naruszyła nawet śmierć - będzie dla nas zachętą, by wprowadzać błogosławionego księdza Jerzego we wszystkie nasze trudne sprawy osobiste, rodzinne, te wszystkie nasze polskie trudne sprawy. Niech nas cierpliwie uczy wiary w moc Ewangelii, niech broni przed pokusą szybkich i łatwych zwycięstw, które w świecie międzyludzkich relacji wcześniej czy później okazują się być zazwyczaj porażkami.
Błogosławiony księże Jerzy módl się za nami, byśmy tak jak Ty przyjęli krzyż do swego serca i w tym znaku zwyciężali, byśmy się nie bali, ale uwierzyli, że kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Amen.